"Życie na podsłuchu" - prawda czy fikcja
Treść
Z Jakubem Izdebskim, kierownikiem Referatu Wystaw, Wydawnictw i Edukacji Historycznych rzeszowskiego IPN, rozmawia Mariusz Kamieniecki
Jutro zostanie zaprezentowany w Rzeszowie film Floriana Henckela von Donnersmarcka pt. "Życie na podsłuchu". Oglądał Pan już ten obraz. Ile jest w nim prawdy historycznej, a ile fikcji?
- Jest to historia wymyślona od początku do końca, przy czym zarazem bardzo spójna. Natomiast jeżeli chodzi o rzeczywistość historyczną, to moim zdaniem jest ona świetnie zaprezentowana i osadzona w realiach dawnej NRD. Jest to zarazem obraz, który oddaje klimat przytłoczenia ówczesnym systemem totalitarnym. Film ukazuje też istotne szczegóły dotyczące bezpośrednio nie tylko życia w NRD, ale także funkcjonowania tajnej policji politycznej Stasi. Film był kręcony w autentycznej scenerii miejsc, z użyciem oryginalnych eksponatów z berlińskiego muzeum, dzięki czemu możemy zobaczyć chociażby, jak wyglądało archiwum dawnych służb komunistycznych. Warto też zauważyć, że przy produkcji filmu pracowało szereg osób, które bezpośrednio doświadczyły prześladowań ze strony władz NRD. Nie jest to jednak obraz konkretnych postaci, lecz historia kilku ludzkich losów powiązana w całość.
Zatem wszystko, co jest zawarte w filmie, odpowiada rzeczywistości...?
- Nie do końca. Pewne szczegóły przedstawione w filmie nie do końca są zgodne z rzeczywistością. Na przykład oficerowie operacyjni nie zakładali sami podsłuchów, bo do tego były powołane inne wydziały. Był zatem ściśle określony podział ról. Kto inny zakładał podsłuch, kto inny prowadził obserwację. Zatem jest to może tylko pewne uproszczenie, a wszystko po to, by nie zanudzać widza szczegółami, których brak w obrazie fabularnym jest dopuszczalny, natomiast byłby nie do przyjęcia w materiale dokumentalnym.
Autorzy filmu kreują postać dobrego agenta. Czy w swojej praktyce zawodowej spotkał się Pan z przypadkiem "nawrócenia" jakiegokolwiek funkcjonariusza służb bezpieczeństwa systemu totalitarnego?
- Osobiście z podobną historią nigdy się nie zetknąłem. Natomiast historie zbliżone czy podobne do przedstawionych w filmie mogły się wydarzyć. Może nie w samych szczegółach, ale jeżeli chodzi o środowisko twórcze i prowadzenie wobec niego działań operacyjnych, wykorzystywanie prowokacji czy instalacje podsłuchu, jak najbardziej, co zresztą świetnie jest pokazane w filmie Floriana Henckela von Donnersmarcka. Są to historie, które faktycznie mogły mieć miejsce w każdym z krajów, gdzie reżim komunistyczny sprawował władzę, a służba bezpieczeństwa kontrolę. Natomiast jedyny przypadek tzw. nawrócenia czy przemiany znany mi nie osobiście, ale wyłącznie z literatury, to casus kpt. SB Adama Hodysza, który współpracował z opozycją w Gdańsku. [Sprawa Adama Hodysza nie do końca pozostaje jasna, o czym pisze dr Sławomir Cenckiewicz w książce "Oczami bezpieki" - red.]. Pozostali odchodzili z czynnej służby na emeryturę czy też byli zwalniani. Trudno jednak w tego typu przypadkach mówić o nawróceniach czy zmianie przekonań. Trzeba też powiedzieć, że osoby te, jeżeli już odchodziły ze służby, to wyłącznie z konieczności. Byli to ludzie doskonale przygotowani przez system i jeżeli się nawracali, jak to przedstawia film, to był to naprawdę mały promil.
Jak była postrzegana agentura w świadomości ludzi żyjących w realiach tamtego systemu - bohaterów filmu pozbawionych prywatności, żyjących w ciągłym strachu?
- W pewnym sensie jest to film o strachu. Bohaterzy mają świadomość, że w każdej sytuacji mogą być inwigilowani, że ktoś (nierzadko osoba bardzo bliska) może na nich donosić. Stąd w swoich poczynaniach są bardzo ostrożni, a zarazem przesiąknięci strachem. Jedni bardziej, inni mniej. Osoby ukazane w filmie zdają sobie sprawę z realiów systemu, w którym przyszło im żyć, i czym faktycznie była Stasi. Co istotne, ten strach dotyczy też samych funkcjonariuszy tych służb. Kapitan Gerd Wiesler, który podlega przemianie, też boi się swoich zwierzchników, którym strach również nie był obcy. To jedna z cech systemu totalitarnego, jakim był komunizm. Film świetnie ukazuje funkcjonowanie policji politycznej i to, na czym ona się opierała. Metody działań SB i Stasi, które miały prowadzić do całkowitej atomizacji społeczeństwa i jego poddania się systemowi, są porównywalne. Szkoda, że w polskiej kinematografii nie ma do tej pory filmu, który rozliczałby się z tym systemem i działalnością SB. Nie czas i miejsce przedstawiać fabułę filmu "Życie na podsłuchu". Myślę jednak, że każdy, kto go obejrzy, sam wyrobi sobie zdanie.
Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2007-02-01
Autor: wa