Zwolnienia nieuniknione?
Treść
Przez blisko godzinę w całym kraju protestowali wczoraj pracownicy Telekomunikacji Polskiej SA. Część związkowców na godzinę odstąpiła od pracy. Jeśli to nie powstrzyma zwolnień, to protest może się zaostrzyć.
Przypomnijmy, że związkowcy w proteście przeciw planowanym zwolnieniom od 14 dni prowadzą głodówkę w warszawskim biurowcu TP. Zapowiadają, że na razie jej nie przerwą. W minioną sobotę jeden z protestujących zasłabł i został odwieziony do szpitala. - Dopóki zdrowie będzie nam dopisywało, nie zamierzamy jej przerywać. Chcemy osiągnąć efekt i jak najmniej zaszkodzić klientom, dlatego wybraliśmy taką formę, żeby nie było jakichś drastycznych posunięć, żeby klienci nie zniechęcili się do nas jeszcze bardziej. Cena wpływa na liczbę klientów, ale nie tylko. Ważna jest obsługa, która niestety szwankuje - zauważył Waldemar Stawski, wiceprzewodniczący Międzyzakładowej Organizacji Związkowej NSZZ "Solidarność". Zapowiedział, że jeśli poniedziałkowy strajk ostrzegawczy nic nie przyniesie, to związek podejmie radykalniejsze działania. Podkreślił, że związkowcy wcześniej uprzedzą o swoich planach. - Oczywiście uprzedzimy opinię publiczną i klientów i będziemy się starali wytłumaczyć, żeby nas zrozumieli - podkreślił Stawski. Strajk ostrzegawczy był zapowiadany początkowo na wtorek,
5 kwietnia, ale z uwagi na śmierć Ojca Świętego Jana Pawła II został przełożony. Protest przybrał różne formy. Pracownicy odeszli na godzinę od swojego stanowiska pracy lub zostali na nim, ale nie wykonywali swoich obowiązków.
Związkowcy przypominają, że jeśli zarząd Telekomunikacji Polskiej zgodzi się, by redukcja zatrudnienia odbyła się na zasadach dobrowolności, to odstąpią od dalszych protestów. W przeciwnym razie grożą akcjami strajkowymi ze strajkiem generalnym włącznie. Domagają się także przeprowadzenia w firmie badań pod kątem zasadności zwolnień. Według nich, wykazałyby one niecelowość redukcji zatrudnienia. Związkowcy protestują przeciwko zwolnieniom pracowników zatrudnionych na stałe i przypominają, że TP SA pozostawia jednocześnie wielu pracowników tymczasowych. - Jest bardzo duża liczba pracowników tymczasowych. Zgodnie z prawem praca tymczasowa powinna być tymczasowa, czyli gdy ktoś idzie na urlop czy chorobowe, to wtedy zatrudnia się takiego pracownika. Prezes zarządu przyznał, że w całej Polsce na 30 tys. zatrudnionych 4 tys. jest tymczasowych - stwierdził Stawski.
Strajk generalny wydaje się nieunikniony, gdyż na razie są nikłe szanse na rozwiązanie konfliktu. - Zakończyły się już negocjacje zarządu z organizacjami związkowymi w sprawie zwolnień grupowych, które będą miały miejsce w 2005 roku, i ogłoszony został regulamin zwolnień grupowych - stwierdziła Barbara Górska, rzecznik TP SA. - Część organizacji związkowych, a jest ich w naszej firmie dwadzieścia, przystąpiła do rozmów i wynegocjowała m.in. mniejszą liczbę etatów objętych zwolnieniami oraz korzystniejsze warunki odchodzenia. Część organizacji związkowych odstąpiła od rozmów i zapowiedziała protest, który zdaniem zarządu jest nielegalny - dodała. Przypomniała, że został ogłoszony regulamin zwolnień. Pracownicy mają więc w ciągu najbliższych dni, tygodni się z nim zapoznać. - Pracownicy muszą się nad tym zastanowić, porozmawiać z rodziną, przełożonym, podjąć taką lub inną decyzję i przystąpić do tego programu lub nie - podkreśliła Górska.
Z regulaminu zwolnień wynika, że zwolnieniami grupowymi objętych zostanie maksymalnie 2845 osób, czyli o 600 pracowników mniej, niż początkowo planowano. Przypomnijmy, że w połowie marca, gdy rozpoczynała się procedura zwolnień grupowych, TP informowała, że będą one dotyczyć ok. 3,5 tys. osób. Średnia wysokość odpraw i odszkodowań ma wynieść ok. 50 tys. zł. Zgodnie z regulaminem pracownicy będą mieli możliwość dobrowolnego odejścia, jeśli do 21 kwietnia złożą stosowny wniosek. Umowy z nimi będą rozwiązane z dniem 31 maja br.
Po przejęciu TP przez francuskiego narodowego operatora France Telecom w 2000 r. spółka ograniczyła zatrudnienie z ok. 70 tys. pracowników do 29 tys. pod koniec 2004 r. Teraz zatrudnienie w niej ma zmniejszyć się do 26 tys.
Robert Popielewicz
"Nasz Dziennik" 2005-04-12
Autor: ab