Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Zresetowaliśmy swój "dysk"

Treść

Rozmowa z Michałem Żewłakowem, piłkarzem reprezentacji Polski

Kilka dni dzieliło eliminacyjne mecze z Azerbejdżanem i Armenią, rywalami teoretycznie zbliżonej klasy, a jednak wyglądały zupełnie inaczej. Dlaczego?
- Armenia to jednak drużyna zdecydowanie lepsza niż jeszcze kilka lat temu. Pamiętam ostatni mecz naszych reprezentacji: Armenia prezentowała się dużo mniej agresywnie niż teraz i zdecydowanie mniej utrudniała nam prowadzenie gry. Szczerze mówiąc, spodziewaliśmy się, że w Kielcach łatwo nie będzie. Z drugiej strony, gdybyśmy jeszcze przed przerwą zdobyli drugą bramkę, wynik mógłby być zbliżony do tego z pojedynku z Azerami. Nie da się ukryć, iż w pierwszej połowie prezentowaliśmy się dużo lepiej, później zabrakło nam nieco sił. Graliśmy wyraźnie wolniej, bez takiego wigoru i pomysłu.

Najważniejsze były jednak trzy punkty przybliżające do finałów Euro 2008. Za wami połowa eliminacji, czujecie się bliżej mistrzostw?
- Na razie w ogóle nie myślimy o "finalnym produkcie". Przed nami jeszcze sporo spotkań, wiele punktów do zdobycia. Ale pewnie po czterech najbliższych meczach będziemy mogli powiedzieć dużo więcej na temat naszych szans. Być może po nich już wszystko będzie jasne.

Owe cztery spotkania rozegracie na boiskach rywali, co dodatkowo podnosi poprzeczkę.
- Czas zatem wygrywać i na wyjeździe. Przyzwyczailiśmy kibiców do dobrych występów przed polską publicznością, nie licząc oczywiście owego feralnego pojedynku na początku eliminacji z Finlandią. Na pewno to będzie sprawdzian dla całej drużyny, sprawdzian przede wszystkim charakteru. Mecze będą ciężkie, ale dlaczego mielibyśmy sobie nie poradzić?

Eliminacje rozpoczęliście od fatalnego meczu z Finami, dziś nastroje są o wiele lepsze - co zatem przez ten czas się zmieniło?
- Wszystko. W spotkaniu z Finami trener Leo Beenhakker dopiero nas poznawał, my poznawaliśmy jego. Selekcjoner nie miał jeszcze takiej wiedzy jak dziś, nie znał tylu piłkarzy, nie wiedział, na co ich stać. Nie oszukujmy się, wyszła z tego totalna klapa. Najważniejsze, że nikt się nie załamał, tylko zresetował swój "twardy dysk" i wszystko rozpoczął od nowa. Teraz idziemy dobrą drogą i obyśmy z niej nie zboczyli.

Co pomogło zresetować ów "dysk"?
- Z pewnością podejście trenera do nas. Nie było żadnej rewolucji, nerwowych ruchów. Beenhakker nigdy nie obwiniał piłkarzy o to, co się stało, wziął wszystko na swoje barki. Oczywiście nie zwolniło to nas z odpowiedzialności, przeciwnie - każdy czuł, że zawalił, popełnił jakiś błąd. Ta wzajemna relacja, oparta na uczciwym postawieniu sprawy, dużo pomogła. My nawzajem się akceptujemy, wierzymy trenerowi i w każdym meczu staramy się wcielać w życie jego założenia. To przynosi efekty, widzimy sens pracy, futbolowej filozofii Holendra. Ufamy mu, on ufa nam. Przy okazji reprezentacja stała się swoistą kombinacją doświadczenia i młodości, w której każdy ma równe szanse. Beenhakker nikogo nie przekreśla z racji wieku i nie boi się stawiać na debiutantów. Proszę zauważyć, ilu zawodników znajduje się w szerokiej kadrze. Dzięki temu niestraszne są już kartki czy kontuzje. Na zgrupowania przyjeżdża 23 piłkarzy i nikt nie ma pewności, że wyjdzie na boisko w podstawowym składzie. Każdy może zagrać, ale i usiąść na trybunach. Liczy się aktualna dyspozycja, a nie zasługi. Nie ma gwiazd i tych gorszych.

Przyjmując, iż szczęście sprzyja lepszym, wy w eliminacjach macie szczęście. Gromadzicie ostatnio punkty, a bezpośredni rywale w walce o awans je tracą: między sobą, jak również w pojedynkach z teoretycznie dużo słabszymi.
- Faktycznie, tak się ułożyły zmagania. Ale my nie możemy patrzeć na konkurentów, tylko robić swoje. Jeśli będziemy wygrywali, awansujemy bez niczyjej pomocy. Ale oczywiście nie martwią nas miłe bonusy w postaci porażek najgroźniejszych przeciwników. Z drugiej strony, są ostrzeżeniem, by w każdym meczu zachowywać czujność.

Dziękuję za rozmowę.
Piotr Skrobisz
"Nasz Dziennik" 2007-03-31

Autor: wa