Zostawiona sama sobie
Treść
Wraz z Włoszką porwanych zostało także dwóch Hiszpanów: Enric Gonyalons i Ainhoa Fernandez. Wszyscy troje pracowali w obozie dla uchodźców Rabuni niedaleko miasta Tinduf. Jak poinformowały miejscowe władze, napastnicy przyjechali do obozu samochodem terenowym z kierunku Mali, otworzyli ogień i porwali cudzoziemców. Było to pierwsze porwanie zachodnich obywateli w tym rejonie. Głównym podejrzanym jest Al-Kaida Islamskiego Maghrebu (AQMI).
Sprawa jest skomplikowana, bo w negocjacje o uwolnienie porwanej trójki zaangażowane są nie tylko władze w Rzymie i Madrycie, ale także rządy Mauretanii, Maroka i Mali, których obywatele również znajdują się w rękach terrorystów. W ostatnich dniach do mediów wyciekła informacja, iż wolontariuszka jest już na wolności, lecz ani ministerstwo spraw zagranicznych Włoch, ani organizacja, w której pracowała, nie potwierdziły tej wiadomości, podanej przez arabską telewizję Al-Dżazira. Według strony internetowej Sahara Media, młoda Włoszka może zostać wymieniona na jednego z bojowników z plemienia Tuaregów Abdela Rahmana Ould Madou, członka AQMI. Wraz z Rossellą rebelianci proponują uwolnienie policjanta z Mauretanii, jednakże nie wcześniej niż przed wyswobodzeniem przez mauretańskie władze innego ważnego członka Al-Kaidy, który przebywa w więzieniu w tym kraju. Niestety, żadne z tych doniesień nie doczekało się formalnego potwierdzenia, ponieważ negocjacje w sprawie wymiany zakładników są tajne, a ponadto nie wiadomo, czy rząd Mauretanii jest skłonny wydać także drugiego więźnia.
Według włoskiego dziennika "Repubblica", rozmowy w tej sprawie prowadzi m.in. Mustafa Chami, człowiek podejrzewany o posiadanie bliskich i niejasnych kontaktów z Al-Kaidą w Mali i z tej racji postrzegany jako najlepsza osoba do kontaktu z porywaczami z Tindufu. Włoskie media poinformowały, że odbyły się rozmowy w sprawie uwolnienia wolontariuszki, przy których obecna była sama zainteresowana, która wyrażała nadzieję na szybkie uwolnienie. Jednakże mauretańska agencja informacyjna ANI podała, iż opierając się na zeznaniach policjanta, który miał być uwolniony wraz z Włoszką, na spotkaniu był wyłącznie on sam i został uwolniony bez żadnych negocjacji.
Zdaniem zarówno władz hiszpańskich, jak i włoskich, rządy obu krajów robią wszystko, aby doprowadzić do uwolnienia swoich obywateli. Szefowie dyplomacji tych państw José Manuel Garcia Margallo i Margherita Boniver kilkakrotnie osobiście złożyli wizyty w Mali, aby wywierać presję na tamtejsze władze, żeby doprowadziły negocjacje do końca. Jak do tej pory bez rezultatu.
Do większego zaangażowania w tę sprawę włoskich dyplomatów wzywają mieszkańcy regionu, z którego pochodzi Urru, a także coraz liczniejsi przedstawiciele społeczności internetowej. 8 marca w jej rodzinnej miejscowości Samugheo odbył się marsz w intencji uwolnienia Rosselli Urru. Jako wyraz solidarności z uprowadzoną w niebo poleciało dwa tysiące baloników. Dzień wcześniej prezydent Sardynii Ugo Cappellacci odwiedził rodziców Rosselli w ich domu. Jak podkreślają mieszkańcy Samugheo, w tym przypadku nie liczą się jednak takie gesty, ale realne działania. Dodają, że dotychczasowe nie przynoszą żadnych efektów.
Rossella Urru do momentu uprowadzenia pracowała w Algierii cztery miesiące. Niestety, od samego początku ta tragedia nie poruszyła włoskich mediów głównego nurtu, aż do czasu, kiedy włoski komik Geppi Cucciari poświęcił jeden ze swoich monologów podczas festiwalu w San Remo właśnie uprowadzonej dziewczynie. Występ miał na celu pokazanie, jak zawstydzająca dla władz centralnych jest ta sytuacja. Powolny rozgłos sprawa Rosselli zyskuje dzięki portalom społecznościowym i rozmaitym blogom. Aktywni użytkownicy wzywają do jak najszerszego rozpowszechniania "sprawy Urru", nagłaśniania sytuacji, w jakiej się znalazła, i wywierania nacisku na rządy, aby zaangażowały się w większym stopniu w jej uwolnienie.
Obecnie w Afryce więzionych jest około 15 obywateli zachodnich przez różne organizacje terrorystyczne. Nie tak dawno po kilku godzinach przetrzymywania uwolnionych zostało przez rebeliantów działających w sudańskim Darfurze 49 działaczy organizacji humanitarnych. Porywacze poinformowali jednak, że trzech spośród uprowadzonych zamierzają przetrzymać, ponieważ oskarżają ich o współpracę z tajnymi służbami. Cudzoziemców porywano także w Nigerii, Mali, Somalii, Kenii, Etiopii i Nigrze.
Łukasz Sianożęcki
Nasz Dziennik Środa, 21 marca 2012, Nr 68 (4303)
Autor: au