Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Zostało tylko 7 oddziałów

Treść

Wczoraj w Mielcu normalnie pracowało tylko siedem oddziałów. Część pacjentów wypisano do domów, a pozostali chorzy zostali przetransportowani do placówek medycznych w Dębicy, Tarnobrzegu, Rzeszowie, Stalowej Woli i Kolbuszowej.

Spośród blisko 290 pacjentów przebywających na 15 oddziałach szpital musiało opuścić 155 osób, z czego 75 ewakuowano, a reszta wypisała się do domów na własne życzenie. W grupie przewiezionych do innych szpitali byli chorzy z oddziałów: dziecięcego, neurologicznego, położniczego, ginekologicznego i noworodków, a także wewnętrznego, chorób płuc i dermatologicznego. Zamknięte są również przyszpitalne przychodnie specjalistyczne. Lekarze oczekiwali podwyżek 1,5 tys. złotych. Na to jednak nie zgodziła się dyrekcja. Jak podkreśla Leszek Kołacz, dyrektor Szpitala Powiatowego w Mielcu, trudno było prowadzić rozmowy z przystawionym do głowy pistoletem. Po fiasku negocjacji płacowych 80 lekarzy zrezygnowało z pracy. Osiem oddziałów opuszczonych przez lekarzy, a za ich sprawą także przez pacjentów, zostało zamkniętych i zaplombowanych. Teraz przyjdzie czas na ich ponowne uruchamianie, ale nie da się tego zrobić bez kadry medycznej, dlatego dyrekcja i zarząd powiatu będą zabiegać o nowych pracowników. Na razie nie wiadomo, czy do Mielca przyjadą lekarze wojskowi, o co apelował do ministra zdrowia dyrektor szpitala, czy może uda się zatrudnić lekarzy z innych miejscowości. Niewykluczone też, że do pracy, już na indywidualnych warunkach zaproponowanych przez dyrekcję, wrócą także lekarze, którzy sami zwolnili się z pracy, a przynajmniej ich część. Nieoficjalnie wiadomo, że pierwsi z nich już wczoraj kontaktowali się z dyrekcją w tej sprawie. Pozostałe grupy zawodowe zatrudnione w mieleckiej placówce założyły Komitet Ochrony Szpitala. Natomiast starosta mielecki Józef Smaczny zdementował informację, jakoby część wygaszonych oddziałów miała zostać wydzierżawiona przez zwolnionych lekarzy już pod szyldem NZOZ.
Tymczasem minister zdrowia Zbigniew Religa negocjował wczoraj z lekarzami z warszawskiego szpitala przy ul. Nowowiejskiej. Żądają oni podwyżek wynagrodzeń (specjalista miałby zarabiać 5 tys. zł netto), ale dyrekcja tłumaczy, że placówki na to nie stać. Z kolei wiceminister Bolesław Piecha pojechał do Częstochowy, gdzie sparaliżowany jest szpital wojewódzki im. Najświętszej Maryi Panny, skąd już ewakuowano część chorych, a nowych pacjentów już się nie przyjmuje. Piecha ma za zadanie namówić lekarzy do wznowienia negocjacji z dyrekcją. Osiągnięcie porozumienia będzie jednak trudne, bo wszystko rozbija się o pieniądze.
W Radomiu sytuacja powoli się normalizuje. W dwóch szpitalach specjalistycznych (wojewódzkim i miejskim) lekarze wrócili wczoraj do pracy. Napięta sytuacja jest jednak w wojewódzkim szpitalu psychiatrycznym, gdzie lekarze co prawda zaakceptowali finansowe warunki ugody, ale dyrektor nie chce przyjąć z powrotem do pracy dwóch ordynatorów, bo na ich miejsce zostały przyjęte już inne osoby. Lekarze stanęli jednak murem za kolegami i zażądali od marszałka Mazowsza odwołania dyrektora Mirosława Ślifirczyka.
Wciąż nie ma także porozumienia w szpitalu powiatowym w Końskich. Praca pięciu oddziałów została zawieszona na trzy miesiące. Lekarze (strajkuje 50 na 80 zatrudnionych) są gotowi wrócić do pracy, jeśli dostaną podobne podwyżki jak w Radomiu (lekarz specjalista zarabiałby brutto około 8,5 tys. zł). Dzisiaj mają być wznowione rozmowy z dyrekcją.
Mariusz Kamieniecki
Krzysztof Losz
"Nasz Dziennik" 2007-10-04

Autor: wa