Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Została autolustracja

Treść

Kilkadziesiąt godzin trwało oczekiwa nie na decyzję sądu lustracyjnego. Sędziowie nie skorzystali z zapisu o "szczególnych okolicznościach". Zaskoczenie tym werdyktem było jednak dużo mniejsze niż późniejsza decyzja premiera. Kazimierz Marcinkiewicz zaproponował Gilowskiej objęcie stanowiska... wicepremiera ds. gospodarczych. Była minister finansów zapowiedziała, że złoży najpierw odwołanie, a później wniosek o autolustrację.
- Dzisiejsze orzeczenie sądu lustracyjnego to oczywisty, poważny dowód kryzysu sądownictwa - powiedział o całej sprawie Jarosław Kaczyński w Ostrołęce.
Zyta Gilowska nie stawiła się w sądzie przy ul. Chopina w Warszawie. Nie było tam również Rzecznika Interesu Publicznego Włodzimierza Olszewskiego, a jedynie jego zastępca, Jerzy Rodzik. Sąd obradował w składzie: Zbigniew Puszkarski, Jarosław Góral (w procesie generałów SB Zenona Płatka i Władysława Ciastonia uwolnił ich od zarzutu kierowania zabójstwem ks. Jerzego Popiełuszki) oraz Adam Liwacz (uznał za kłamcę lustracyjnego w I instancji Józefa Oleksego). Na stole leżały, znane tylko sędziom i Rodzikowi, materiały zgromadzone w sprawie Gilowskiej: kilkanaście stron maszynopisu uzasadnienia, ksera materiałów wytworzonych przez byłą SB i protokoły zeznań świadków, a także wyjaśnienia samej wicepremier ze stycznia br. Posiedzenie było jawne.
W swoim wystąpieniu Rodzik stwierdził, że urząd RIP w tej sprawie, a jego osoba w szczególności "zostały poddane niespotykanej presji".
- Stanąłem przed wyborem, czy jej się poddać, czy stosować prawo - i wybrałem tę drugą ewentualność - powiedział.
- Niezależnie więc od tego, czy najwyżej postawione osoby w państwie nazywają moje postępowanie "draństwem", będę stosował prawo - dodał i wniósł o odmowę wszczęcia postępowania z uwagi na to, że Gilowska nie sprawuje już funkcji publicznej. Ale Rodzik dodał również, że RIP stoi na stanowisku, iż Gilowska "powinna mieć prawo do sądu".
- Wnoszę o rozważenie, czy w niniejszej sprawie nie zachodzą "szczególne okoliczności", pozwalające na wszczęcie postępowania lustracyjnego z urzędu - powiedział. Jednocześnie Rodzik zaznaczył, że gdyby nawet sąd był innego zdania, to Gilowska może złożyć wniosek o autolustrację.

Nic szczególnego
Sąd był innego zdania. Z miejsca stał się z tego powodu obiektem ataków. No bo jeżeli ta sytuacja nie jest szczególna, to kiedy będziemy mieli z nią do czynienia? Wykładni tego przepisu chciał od sądu lustracyjnego premier Marcinkiewicz. Ale sędziowie byli przygotowani na atak, więc sami zabrali się za "surową krytykę". Sędzia Zbigniew Puszkarski skrytykował wypowiedź prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, że sąd lustracyjny jest "abolicyjny wobec jednego układu i represyjny wobec innych".
- To dla nas wypowiedź przykra - powiedział Puszkarski.
Przykre wypowiedzi dopiero jednak sędziów czekały.
- Premier nie powinien wypowiadać się w sprawie decyzji sądu, ale nie mogę się powstrzymać - dziwi mnie ona - powiedział Marcinkiewicz. Dodał, że przed podjęciem w miniony piątek decyzji o dymisji Gilowskiej czytał ustawę i miał "99-procentowe przekonanie, że przepis o szczególnych okolicznościach zostanie wreszcie zastosowany".
- Wiem, że podjąłem wówczas bardzo trudną decyzję, ale wiem, że słuszną, i nie zmieniam jej - dodał. Zastrzeżenie było konieczne, gdyż premier ujawnił... złożenie Gilowskiej propozycji powrotu do rządu. Na stanowisko wicepremiera ds. gospodarczych, ale już nie ministra finansów.
Wcześniej w tej sprawie zabrał głos szef klubu PiS. Przemysław Gosiewski stwierdził, że bardzo chętnie widzi Gilowską w rządzie, ale "najlepszym momentem będzie jasne wyjaśnienie tej sytuacji lustracyjnej".
- Zawsze starałam się chronić państwo jako ideę i wspólnotę, więc się zastanawiam nad tym - powiedziała o propozycji premiera sama Gilowska.
- Mam pewne wątpliwości, czy przyjęcie tej propozycji nie odbierałoby w oczach obywateli powagi niektórym działaniom państwa - dodała.
Zyta Gilowska zapowiedziała w rozmowie z PAP, że wykorzysta wszystkie dostępne jej instrumenty prawne, poczynając od złożenia zażalenia, a na wniosku o autolustrację kończąc. Jeszcze w środę mówiła, że nie zamierza sama o to wnioskować.
- Jestem tą sytuacją bardzo zmęczona, a po wysłuchaniu sędziego Puszkarskiego wręcz wstrząśnięta - oświadczyła była wicepremier. Jej zdaniem, sąd odciął jej "wszystkie drogi, także do autolustracji, która w ustawie nie występuje".
- I do mnie się nie odnosi, ponieważ dotyczy osób publicznie pomówionych, które sprawowały funkcje przed 1997 r. i które dotychczas nie złożyły orzeczenia lustracyjnego - zaznaczyła.
Sąd uznał, że "szczególne okoliczności" dotyczą właśnie autolustracji, gdy wnioskujący nie spełnia wszelkich przesłanek do tego, np. pełnił funkcję publiczną po wejściu w życie ustawy lustracyjnej z 1997 r.
Gdańska prokuratura, zajmująca się sprawą domniemanego "szantażu lustracyjnego" wobec Zyty Gilowskiej, zapowiada, że zbada rolę wszystkich osób wskazanych przez byłą wicepremier. Śledztwo jest prowadzone w sprawie "usiłowania groźbą bezprawną wywarcia wpływu na czynności urzędowe konstytucyjnego organu RP". Grozi za to do 10 lat więzienia.
Rzecznik gdańskiej prokuratury okręgowej Grażyna Wawryniuk powiedziała, że czynności śledcze są dopiero planowane.
- Będzie badana rola wszelkich osób, które zostaną wskazane przez pokrzywdzoną - wyjaśnia. Może chodzić o Martę Fogler - byłą posłankę PO, i gen. Marka Dukaczewskiego - byłego szefa Wojskowych Służb Informacyjnych. Fogler zaprzecza, jakoby rozmawiała z jakimś generałem. Potwierdza za to fakt rozmowy z Gilowską.
- Będzie badany wątek, który była wicepremier przedstawiała w mediach, dotyczący listy pracowników Ministerstwa Finansów, którzy wywodzili się z grupy byłych funkcjonariuszy SB - stwierdziła prokurator Wawryniuk. Dodała, że będzie też sprawdzane, czy na pewno szantażu dopuścił się RIP.
Mikołaj Wójcik

"Nasz Dziennik" 2006-06-30

Autor: ab