Został tylko strajk
Treść
Kolejarze stracili cierpliwość i postanowili wznowić protest. Na razie oflagowali jedynie zakłady pracy, ale zapowiadają, że jeśli do końca października rząd nie podejmie z nimi rozmów i nie spełni ich postulatów, rozpoczną strajk. Według związkowców, rząd oraz władze spółki PKP nie wywiązują się z zawartych z nimi w ubiegłym roku porozumień.
Zdaniem przedstawicieli Krajowego Komitetu Protestacyjno-Strajkowego działającego w PKP, zawarte w ubiegłym roku porozumienia nie są realizowane. - Zasygnalizowaliśmy protest, zakłady pracy i siedziby związków w całej Polsce zostały oflagowane. Nasze postulaty nie są nowe. Patrzymy, co się dzieje. Przedstawiciele rządu co innego mówią, a co innego robią. Podpisują porozumienia, których potem nie realizują - stwierdził Stanisław Kogut, przewodniczący Sekcji Krajowej Kolejarzy NSZZ "Solidarność".
Ubiegłoroczne porozumienia dotyczyły m.in. zapewnienia minimalnych środków umożliwiających utrzymanie kolejowych przewozów regionalnych oraz przedstawienia polityki transportowej państwa, a w szczególności polityki wobec przewozów regionalnych. Związkowcy krytycznie oceniają działania nowego wiceministra infrastruktury ds. kolei. - Ja nie patrzę na piękne mowy i piękne hasła. Patrzę na to, co robi się dla drugiego człowieka. Jestem przeciwny liberalnemu podejściu, gdzie nikt się nie liczy, tylko pieniądze. Przecież dotychczas nikt nie przedstawił założeń polityki transportowej państwa. Nie ma takiego programu. Według mnie, oni w dalszym ciągu chcą regionalizacji kolei - zauważył Kogut. Przypomniał, że wywalczone w budżecie pieniądze w dalszym ciągu są blokowane i nikt nie bierze pod uwagę, że przyczynią się one do rozwoju gospodarki.
Związkowcy chcą spotkać się z sejmową Komisją Infrastruktury i poprosić o interwencję. Mają nadzieję, że wreszcie rząd wysłucha ich postulatów i je spełni. - Mają termin do końca października na ustosunkowanie się do naszych postulatów i dopiero wtedy podejmiemy decyzję. Zdajemy sobie sprawę, że pewnych rzeczy nie da się od razu załatwić - podkreślił Kogut. Zapowiedział, że jeśli postulaty nie zostaną spełnione, to będą zaostrzać protest aż do strajku generalnego włącznie.
Stanowisko i działania związkowców za jak najbardziej słuszne uznał Józef Dąbrowski, były przewodniczący sejmowej Komisji Transportu i Łączności. Według niego, ten głos protestu związkowców jest nie tylko głosem środowiska kolejarskiego, ale przede wszystkim jest protestem społeczeństwa, które widzi, że z chwilą wejścia w życie nowego rozkładu jazdy stanie wobec perspektywy całkowitego chaosu jeśli chodzi o obsługę ruchu regionalnego. - Jak można inaczej rozumieć sytuację, w której na dwa miesiące przed wejściem w życie rozkładu jazdy zapowiada się likwidację obecnych zakładów przewozów regionalnych, na to miejsce ma powstać sześć nowych, które co prawda są już zlokalizowane, ale wiadomo, że nie są w stanie w tak krótkim czasie przygotować się do właściwego wypełniania swej funkcji - zauważył Dąbrowski.
Józef Dąbrowski przypomina, że z chwilą wejścia nowego rozkładu jazdy miały już działać spółki samorządowe - wprawdzie kilka spółek powołano, ale nie zakończyły się żadne procedury, które pozwoliłyby tym spółkom przejąć funkcje operatorskie. - Zgodnie z prawem każda spółka, która chce przewozić ludzi, musi uzyskać stosowną licencję zgodną z prawem krajowym i unijnym. Dzisiaj moim zdaniem te spółki nie mają żadnych szans, żeby z dniem 11 grudnia rozpocząć działalność. Chaos, jaki z tego powodu nastąpi, będzie najlepszym dowodem na to, że działania, jakie podejmuje rząd, można określić jednym słowem - sabotaż. Mówię o tym z całkowitą odpowiedzialnością - podkreśla Józef Dąbrowski.
W jego opinii, związki zawodowe są świadome tragicznych skutków nie tylko dla samego środowiska kolejarskiego, ale także dla społeczeństwa, dla osób, które muszą dojechać do pracy czy też załatwić sprawy w urzędzie. - Perspektywa taka przeraża, ale z drugiej strony uzasadnia to, żeby przy okazji najbliższych wyborów zmieść ze sceny politycznej tę klasę, która w tak ewidentny sposób działa na szkodę społeczeństwa. Czyni to zresztą przy ogromnej arogancji. Przyznane w zeszłym roku 550 mln zł przez Sejm nie może być skonsumowane przez koleje regionalne, gdyż pan minister Hausner ma swoje wizje i nie chce tych pieniędzy przekazać. Z kolei samorządy, które miały przekazać pieniądze na kolej, mają również trudności ze znalezieniem środków - przekonuje Dąbrowski.
Przypomnijmy, że rząd przyjął, iż 200 mln zł z tych środków trafi najpierw do samorządów, które później przekażą je kolei. Jednak jest w tym mały haczyk. Najpierw muszą być zawarte kontrakty pomiędzy samorządami województw a kolejami regionalnymi, a dopiero wtedy zostaną uruchomione te środki.
Dąbrowski krytykuje rządowe plany rozwiązania złej kondycji kolei - likwidację kilku tysięcy kilometrów linii tylko dlatego, że jeżdżą po nich nieekonomiczne ciężkie pociągi zamiast lekkich autobusów szynowych. - Wiele z nich mogłoby być przekwalifikowanych na linie o standardzie tramwajowym, co obniżyłoby jeszcze koszty eksploatacji - podkreśla.
Rzadko się zdarza, aby związki zawodowe i eksperci mieli identyczne zdanie na ten sam temat. Jednak w tym przypadku oba środowiska są zdania, że rząd oraz Ministerstwo Infrastruktury nie podejmują żadnych działań, widząc receptę na uzdrowienie finansów państwowych jedynie w zamykaniu, likwidacji oraz niszczeniu, a nie w budowanie czegoś, co by społeczeństwu służyło.
Robert Popielewicz
"Nasz Dziennik" 13-10-2004
Autor: Ku8a