Żołnierze-górnicy wciąż "niepewni klasowo"?
Treść
Okazją do refleksji o ofierze i cierpieniu osób, które w latach 1949-1959 poddawane były szczególnym represjom ze strony komunistycznego aparatu bezpieczeństwa publicznego, była uroczystość zorganizowana w Krakowie przez Małopolski Niezależny Związek Represjonowanych Żołnierzy-Górników. Ofiary represji domagają się ustawy, która da im uprawnienia zbliżone do kombatanckich.
W Eucharystii sprawowanej wczoraj w intencji żołnierzy-górników, zmarłych i żyjących, w kościele garnizonowym pw. św. Agnieszki obok przedstawicieli ZRŻ-G uczestniczyli reprezentanci Wojska Polskiego, władz samorządowych, organizacji kombatanckich (w tym poczty sztandarowe Związku Młodocianych Więźniów Politycznych lat 1944-1956 "Jaworzniaków", Stowarzyszenia Żołnierzy 12 PP AK i Małopolskiego Okręgu Związku Więźniów Politycznych Okresu Stalinowskiego), a także mieszkańcy Krakowa. Ksiądz kanonik Ludwik Michalik podkreślił w homilii wielką wartość heroicznych zmagań żołnierzy-górników, którzy z kilofem i łopatą w dłoniach walczyli o wolną, niepodległą i sprawiedliwą Polskę. Nawiązując do swych własnych doświadczeń, gdy jako młody człowiek za otwarte i odważne głoszenie swych przekonań został przymusowo wcielony do wojska, a następnie skierowany do pracy w kopalni "Concordia", przypomniał, na jakie cierpienia oraz zagrożenia narażeni byli pracujący pod ziemią żołnierze. - Praca ta była twarda, ciężka, niebezpieczna, dlatego wielu naszych braci górników zginęło w kopalni - mówił kapelan MNZRŻ-G, zaznaczając, że przez długi czas nie wolno było głosić prawdy o dramatycznych losach żołnierzy-górników. - Przez lata PRL byliśmy nieznani i dopiero po 1989 r. mogliśmy zarejestrować swój związek - dodał ks. Michalik.
Franciszek Gawłowicz, prezes Małopolskiego Niezależnego Związku Represjonowanych Żołnierzy Górników, stwierdził, że brakuje ustawy właściwie regulującej sprawy byłych żołnierzy-górników. Dotąd nie mają oni odpowiednio zabezpieczonych świadczeń socjalnych i nie traktuje się ich jako osób szczególnie pokrzywdzonych przez komunistyczny system panujący w dobie PRL. - Jesteśmy wciąż na uboczu, na marginesie. Na pierwszym planie są kombatanci czy osoby represjonowane w okresie stanu wojennego, a o nas jest dalej cicho - żalił się prezes Gawłowicz.
Ocenia się, że w latach 1949-1959 w górnictwie pracowało około 200 tys. żołnierzy, z czego życie straciło podczas pracy około tysiąca, zaś tysiące innych utraciło zdrowie i stało się inwalidami na całe życie. Do przymusowej zastępczej służby wojskowej w batalionach pracy w kopalniach węgla, rudy uranu i kamieniołomów kierowano najczęściej młodych mężczyzn zaliczanych do "elementu niepewnego klasowo". Za takich uważani byli synowie zamożnych, pogardliwie określanych mianem "kułaków", kupców, właścicieli przedsiębiorstw przemysłowych czy większych nieruchomości miejskich. Do kopalni kierowano też osoby, które - w opinii funkcjonariuszy bezpieki - były wrogo ustosunkowane do tzw. władzy ludowej oraz narzuconego przez stalinizm systemu politycznego. Trafiali tam również poborowi posiadający krewnych w krajach zachodnich określanych mianem państw imperialistycznych. Do wojskowych batalionów pracy przymusowo wcielano także alumnów studiujących w wyższych seminariach duchownych. Decydujący wpływ na zakwalifikowanie poborowych do zastępczej służby wojskowej miały opinie pracowników Powiatowych Urzędów Bezpieczeństwa Publicznego, którzy mieli prawo skazywania - bez wyroku sądowego - młodych chłopców do ciężkiej i niebezpiecznej pracy w górnictwie.
Marek Żelazny, Kraków
"Nasz Dziennik" 2007-12-03
Autor: wa