Znów wielu z nas zostało w domach
Treść
W tegorocznych wyborach prezydenckich do urn poszło około 50 proc. uprawnionych. To wprawdzie więcej niż w wyborach parlamentarnych, kiedy to frekwencja wyniosła niewiele ponad 40 proc., ale bez porównania mniej niż we wszystkich dotychczasowych wyborach głowy państwa, kiedy to do urn udawało się zazwyczaj ok. 60-70 proc. Polaków. Wygląda na to, że straciliśmy zainteresowanie demokracją. Dlaczego?
Pewna rosyjska uczona przeprowadzała doświadczenie na mrówkach. Stworzonka jednak bardzo utrudniały jej badania, ponieważ uciekały w górę po brzegach naczynia, w którym były umieszczone. Żeby utrzymać je na dnie, musiała raz po raz potrząsać miseczką, aby spadły. Zabieg ten powtarzała wiele, wiele razy. Po pewnym czasie zauważyła, że mrówki przestały podejmować próby wydostania się z naczynia. Popadły wręcz w apatię.
Z polskimi wyborcami jest podobnie. Od 1989 r. już cztery razy wybieraliśmy prezydenta i sześć razy parlament. Za każdym razem głosowaliśmy za wielką zmianą, przełomem, który obiecywali kolejni politycy. I za każdym razem po wyborach okazywało się, że otrzymywaliśmy... kontynuację. Najlepszym potwierdzeniem jest fakt, że od 16 lat w polskiej polityce obracają się ci sami liderzy, na czele z "nieśmiertelnym" Leszkiem Balcerowiczem. W tej sytuacji lament polityków nad słabą frekwencją wyborczą to czystej wody hipokryzja.
Małgorzata Goss
"Nasz Dziennik" 2005-10-10
Autor: mj