Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Znak pokoju pozostanie przed Komunią św.

Treść

Znak pokoju przekazywany w czasie Mszy św. pozostanie w tym samym jej momencie – przed Komunią Świętą. Stolica Apostolska nie przychyliła się do propozycji jego przeniesienia.

Kongregacja ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów wystosowała list okólny do Konferencji Episkopatów dotyczący miejsca i poprawnego przekazywania znaku pokoju w czasie Mszy Świętej.

– W kwestii obrzędu pokoju Kościół rzymski nie uległ presji często podnoszonego postulatu przeniesienia obrzędu pokoju na czas przygotowania darów, co było charakterystyczne dla epoki starożytnej. Jeszcze w V wieku „pocałunek pokoju” wyrażał bardziej przebaczenie i pojednanie zwaśnionych braci niż jedność wspólnoty – podkreśla w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” ks. dr hab. Dominik Ostrowski, liturgista, wicerektor WSD Diecezji Świdnickiej.

Kwestia możliwości zachowania lub nie znaku pokoju w formie i miejscu, w którym znajduje się obecnie w Mszy św., została podniesiona w czasie synodu biskupów dotyczącego Eucharystii, który odbył się w roku 2005. Do przestudiowania tej sprawy zachęcił Papież Benedykt XVI w posynodalnej adhortacji apostolskiej „Sacramentum caritatis” opublikowanej w lutym 2007 roku. Kongregacja ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów podjęła konsultacje z konferencjami biskupimi z całego świata. Te w większości opowiedziały się za utrzymaniem obrzędu pokoju w miejscu, w którym dotychczas znajduje się w Obrzędach Mszy Świętej.

Ksiądz Dominik Ostrowski zwraca uwagę, że gdy do Liturgii Mszy św. została wprowadzona Modlitwa Pańska, znak pokoju został przesunięty przed Komunię Świętą. Jak podkreśla, był to przejaw rozwoju teologii liturgicznej. Znak pokoju zmieniał sens: z gestu pojednania zwaśnionych stał się gestem o wiele bardziej wymownym, wyrażającym jedność i komunię. – Kościół ocalił swój dorobek duchowy, nie dał się namówić na atrakcyjną wizję pojednywania się przed ofiarowywaniem darów. Gest pokoju umiejscowiony przy modlitwie „Ojcze nasz” jest o wiele bardziej wymagający. Jednocząc się z Panem Jezusem, jestem też jedno z moim bratem – tłumaczy ks. Ostrowski. – Przekazywanie znaku pokoju jako znaku jedności chrześcijan, jako znaku wspólnoty, która za chwilę będzie jedno z Panem, to dla nas teologiczne zadanie. Znak pokoju to gest, który ma wyrażać wspólnotę – zaznacza.

List okólny, który ostatnio trafił do biskupów, jest owocem pracy wielu zebrań zwyczajnych Kongregacji oraz konsultacji z Papieżami Benedyktem XVI i Franciszkiem. „List – jak czytamy w dokumencie – ma stworzyć okazję do nowej i intensywnej katechezy eucharystycznej wśród duchowieństwa i wspólnot parafialnych, aby przybliżać prawdziwe znaczenia tego ważnego momentu celebracji”.

Kongregacja zaprasza zatem konferencje biskupów do przygotowania katechez liturgicznych o znaczeniu obrzędu pokoju w Liturgii i jego poprawnym wykonywaniu podczas celebracji Mszy Świętej. – Dziś jesteśmy ograniczeni strukturą przestrzeni liturgicznej. Ławki spowodowały, że ludzie zostali od siebie odseparowani. Na podaniu ręki się zatrzymujemy. Skinienie głową, które w Polsce jest drugą formą przekazywania znaku pokoju, dzisiaj wydaje się co najmniej skromne. Warto ten gest przemyśleć. Częstą „chorobą liturgiczną” jest chęć stania osobno, w dystansie, najlepiej kilka ławek od innych, wtedy znak pokoju jest bardzo osłabiony, trudno mówić w tym przypadku o geście jedności – zauważa ks. Ostrowski.

List koryguje również pewne nieprawidłowości, jeśli chodzi o przekazywanie znaku pokoju. Wśród tych nadużyć Kongregacja wymienia m.in.: przemieszczanie się wiernych z miejsc w celu przekazania sobie znaku pokoju; oddalanie się kapłana od ołtarza, aby przekazać znak pokoju niektórym wiernym; traktowanie przekazania znaku pokoju jako okazję do wyrażania gratulacji, życzeń czy kondolencji. W tym kontekście ks. Ostrowski dopowiada, że może właśnie podczas Mszy św. żałobnych warto zrezygnować z tego obrzędu, gdyż jest duże prawdopodobieństwo, że zostanie on źle zinterpretowany. Taka norma do dziś funkcjonuje w Mszy św. trydenckiej, może warto się nią zasugerować.

Małgorzata Bochenek
Nasz Dziennik, 10 października 2014

Autor: mj