Złota osada
Treść
Był rok 1997. Robert Sycz wraz z Tomaszem Fiłką przygotowywali się do mistrzostw świata. Pewnego dnia, gdy Fiłka wyjechał na ślub kolegi, trenujący Sycz poprosił o wspólny przejazd ćwiczącego nieopodal Tomasza Kucharskiego. Panowie wsiedli do łódki i na dystansie 2000 m uzyskali rewelacyjny, wręcz zdumiewający czas. Po chwili powtórzyli przejazd pod okiem trenera Jerzego Brońca, wynik był równie świetny i... tak zostało. Po sześciu tygodniach wspólnych treningów Sycz z Kucharskim zdobyli we francuskim Aiguebelette tytuł mistrzów świata, a rok później powtórzyli ten wyczyn w Kolonii (dwa razy - w 2001 r. w Lucernie i 2002 r. w Sewilli - byli też wicemistrzami świata).
Mało brakowało, aby nie pojechali na igrzyska olimpijskie w Sydney. Ostatecznie udało im się jednak kwalifikację uzyskać, a w Australii już nie mieli sobie równych. Płynęli po prostu fantastycznie, nie pozostawili rywalom żadnych złudzeń. Zdobyli złoty medal, pierwszy w historii polskiego wioślarstwa. Podobnie było cztery lata później w Atenach. Sycz z Kucharskim po drugi olimpijski laur sięgnęli po niezwykłej, wyczerpującej i budzącej ogólny podziw walce.
Nieraz w trakcie sportowej przygody znajdowali się na zakrętach, których wielu by nie pokonało. Oni zawsze wychodzili z nich zwycięsko. Teraz przed nimi kolejne wyzwanie - z powodu kontuzji Kucharskiego nie wystąpią razem na najbliższych mistrzostwach świata. Dla osady, która rozumie się tak doskonale i stanowi jakość najwyższą, to dramat. Panowie obiecują jednak, że ostatniego słowa nie powiedzieli. Celem jest dla nich olimpiada w Pekinie. Marzą, by wrócić z niej z medalem.
Pisk
"Nasz Dziennik" 2005-07-19
Autor: ab