Zintegrowana likwidacja?
Treść
Na pół roku przed akcesją Polski do Unii Europejskiej znaczna część polskiego przemysłu stoi w obliczu zaprzestania produkcji z powodu nieuzyskania tzw. pozwolenia zintegrowanego na korzystanie ze środowiska. Rząd gorączkowo szuka wyjścia z sytuacji. Ten swoisty "pat gospodarczy" wywołany został przez hurraoptymizm negocjatorów, opieszałość administracji rządowej i zwyczajny brak pieniędzy.
Po wejściu Polski do Unii Europejskiej 1 maja 2004 r. wszystkie zakłady przemysłowe i gospodarstwa rolne, których działalność ma negatywny wpływ na środowisko naturalne, jeśli będą chciały kontynuować działalność, muszą wykazać się posiadaniem pozwolenia zintegrowanego na korzystanie ze środowiska. Jest ono de facto rodzajem licencji na działalność gospodarczą. Zakłady, które go nie uzyskają, muszą liczyć się z nałożeniem wysokich kar finansowych i zamknięciem. Tymczasem wiele firm zupełnie nie zdaje sobie sprawy z niebezpieczeństwa i z faktu, że pozwoleniami objęte będą nie tylko wielkie huty czy elektrownie, ale także drobni producenci klepki podłogowej czy palet oraz hodowcy drobiu i trzody chlewnej.
Pozwolenie zintegrowane powinno ustalać szczegółowe warunki korzystania ze środowiska przy użyciu tzw. najlepszych dostępnych technologii oraz określać rodzaj i ilość wykorzystywanej energii, materiałów, surowców i paliw. Wydanie jednego pozwolenia trwa od sześciu miesięcy do roku i wymaga szczegółowych prac eksperckich. Na dodatek blisko 40 proc. pozwoleń na tzw. małe instalacje wydawać będą starostowie, którzy nie mają ani ludzi, ani środków, ani nawet... zielonego pojęcia. Dotychczas dokumentem tym mogą wylegitymować się zaledwie 4 przedsiębiorstwa w całym kraju. Dalszych 65 zakładów przemysłowych uzyskało w toku negocjacji z UE okresy przejściowe na dostosowanie. Tymczasem problem dotyczy... 2332 firm, przy czym liczba ta jest tylko przybliżona, ponieważ wykaz pochodzi sprzed ponad dwóch lat. W samym 2002 r. powstało 26 nowych zakładów niewyposażonych we wspomniane pozwolenia, chociaż rząd zobowiązał się, że wszystkie firmy powstałe po październiku 2001 r. będą takowe dokumenty posiadały.
Problem jest poważny, a czasu coraz mniej. Wobec całkiem realnego zagrożenia dla polskiego przemysłu minister gospodarki zamierza wydać rozporządzenie przesuwające termin uzyskania wspomnianych pozwoleń. Umożliwi to wprawdzie odsunięcie kłopotów, ale sprawy nie załatwi, ponieważ w grę wchodzą nie tylko opóźnienia administracyjne w ich wydawaniu, ale także brak pieniędzy na konieczne inwestycje.
Tymczasem koszty inwestycji potrzebnych do uzyskania pozwoleń zintegrowanych są gigantyczne. Według ministra środowiska, sektor energetyczny musi zainwestować do 2010 r. 25 mld zł, chemiczny - 18,5 mld, przemysł mineralny - 13 mld, hutnictwo - 13 mld, przemysł spożywczy - 14 mld, celulozowo-papierniczy - 8 mld, obróbka powierzchniowa - 8 mld, przedsiębiorstwa unieszkodliwiania odpadów - 3 mld. Razem - ponad 100 mld zł!
Według ministra środowiska Czesława Śleziaka, 40 proc. firm powinno uzyskać pozwolenia bez problemu, ponieważ już dziś stosuje najlepsze dostępne technologie. Kolejne 20 proc. wymaga przedtem znacznych inwestycji, zaś o pozostałych 40 procentach... nic nie wiadomo. Nieco inaczej ocenia szanse były szef resortu Stanisław Żelichowski (PSL), według którego tylko 25 proc. zakładów może liczyć na otrzymanie pozwolenia, dalszych 40 proc. może je otrzymać po dokonaniu znacznych inwestycji, natomiast 35 proc. nie da sobie rady, o ile nie uzyska pomocy rządu.
- W tej ostatniej grupie mieszczą się zakłady, w których pracuje najwięcej ludzi. Ich zamknięcie spowodowałoby potworny skok bezrobocia - twierdzi Żelichowski.
Inwestycje będą przeważnie polegały na zakupie nowych urządzeń i technologii. Muszą to być "najlepsze dostępne technologie", których wzorce prowadzi Europejskie Biuro IPPC w Sewilli.
- Polska nie zgłosiła do Sewilli żadnej polskiej techniki i technologii, chociaż mamy czym się pochwalić np. w dziedzinie technologii miedziowych czy instalacji odgazowania mokrego na kominach - twierdzi poseł Andrzej Grzyb (PSL), wiceprzewodniczący sejmowej Komisji Europejskiej. Wprawdzie wpis do wykazu w Sewilli nie stanowi bezwzględnego kryterium uznania danej technologii za "najlepszą dostępną", ale nieobecność w nim polskiej myśli technicznej to niewątpliwie porażka prestiżowa dla naszego kraju i stracona szansa na promocję polskiej produkcji. Zachodzi obawa, że owe wielkie, 100-miliardowe nakłady inwestycyjne, które czekają nasz przemysł, przechwycą firmy zagraniczne oferujące zachodnie rozwiązania.
Koszty dostosowania do wymagań UE i uzyskania pozwoleń zintegrowanych poniosą zarówno firmy państwowe, jak i komunalne oraz prywatne. Rząd zamierza udzielić im publicznego wsparcia na kwotę zaledwie 245 mln euro, z czego 164 mln wyłoży Unia. Pomoc ta - 1mld w przeliczeniu na złotówki, będzie więc kroplą w morzu potrzeb. Prywatni przedsiębiorcy będą mogli ubiegać się o wsparcie z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej.
- W sprawie pozwoleń zintegrowanych dodatkowy problem stanowią te zakłady, które prowadzą różne rodzaje produkcji. Może dojść do sytuacji, że jedna instalacja uzyska takie pozwolenie, a inna nie. Czy cały zakład musi wtedy stanąć? - pyta poseł Grzyb. Wskazuje też na kolejną wątpliwość: prawo nie pozwala na wydanie zezwolenia w wypadkach, gdy wprawdzie dany zakład ma nowoczesną instalację ochronną, ale na jego granicy znajduje się inny zakład, który dopuszcza do ponadnormatywnych emisji.
Jak widać - na pół roku przed akcesją problemy związane z integracją nie tylko nie maleją, ale zdają się rosnąć. W tym wypadku trzeba znów zacząć od początku - poprawić prawo, usprawnić postępowania administracyjne, wysupłać pieniądze...
Małgorzata Goss
Nasz Dziennik 22-09-2003
Autor: DW