Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Ziarno zostało rzucone i da owoce

Treść

Rozmowa z ks. Henrykiem Surmą CM, kapelanem KS Cracovia Trzy lata temu, kilka dni po śmierci ukochanego Papieża, sportowi kibice spotkali się na Mszy Świętej w Jego intencji na stadionie Cracovii. Jak Ksiądz wspomina to niezwykłe wydarzenie? - Pamiętam wypełniony do ostatniego miejsca stadion, kilkanaście tysięcy osób na murawie, morze płonących świec, stojących ramię w ramię piłkarzy Cracovii, Wisły, Hutnika, Wawelu, Garbarni, kibiców z najdalszych zakątków Polski, Warszawy, Łodzi czy Gdyni. Pamiętam też swoje słowa, które powiedziałem wówczas w kazaniu: "Nie zawiedźmy Ojca Świętego, przebaczenie, miłość i nadzieja niech towarzyszą nam na każdym kroku, także w rywalizacji sportowej". "To spotkanie było jak najpiękniejszy mecz" - przyznał były zawodnik Cracovii z lat 50. Czesław Rajtar. Ten gest wierności dla Papieża nie wyszedł wcale od księży kapelanów, prezesów czy działaczy, ale od samych kibiców, którzy postanowili przez internet zwołać się na stadion, by uczestniczyć we Mszy św. za zmarłego Jana Pawła II. W jej trakcie przekazali sobie znak pokoju i pojednania, i obiecali, że to koniec waśni, nienawiści. Później, w pierwszą i drugą rocznicą tego wydarzenia, odprawialiśmy Msze św. w intencji miłości i zgody w kościele Najświętszego Salwatora. I być może nie było na nich tłumów, ale przyszli ci, którzy w trakcie pierwszej Eucharystii żarliwie się modlili, aby w sercach kibiców ten płomień zgody nigdy nie zgasł. Teraz, trzy lata po śmierci Papieża, postanowiliśmy zorganizować pielgrzymkę kibiców i sympatyków klubów z całej Polski do sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach. Przez ten czas kibice pozostali wierni swym obietnicom składanym Ojcu Świętemu czy zawiedli? - Słyszymy dziś wiele głosów mówiących, iż nie było żadnego pojednania. Ktoś napisał: "Szybko straciłem złudzenia". Ja, gdy trzy lata temu odprawiałem Mszę św. za Papieża, patrzyłem na stadion jak na rolę, na którą rzucane jest ziarno. Zdawałem sobie sprawę, iż czasami pada ono na glebę serc żyznych, a czasami jałowych i skalistych. Dlatego nie oczekiwałem, że efekty przyjdą natychmiast, że nagle wszyscy się nawrócą i padną sobie w objęcia. Ten proces, który rozpoczął się podczas Eucharystii, był i jest nadal uzależniony od wielu czynników tkwiących gdzieś głęboko w sercu człowieka. Pamiętajmy, że jest tajemnicą, jakimś niezbadanym dnem, które dokładnie zna tylko Bóg. Co Ksiądz powiedziałby tym wszystkim, którzy uważają, że tak naprawdę żadnego pojednania nie było? - Że jeśli udało się złowić choć jednego kibica, który się odmienił i coś zrozumiał, to pojednanie miało sens. A takich osób były tysiące, jestem pewien. I choć słyszymy często o wybrykach pseudokibiców, to pojednanie wciąż się rozszerza. Na stadionach jest coraz mniej przekleństw, coraz większa rzesza fanów próbuje uspokajać i wpływać na garstkę wszczynającą rozróby. Popatrzmy choćby na wspaniałą akcję krwiodawstwa, którą od dłuższego już czasu urządzają kibice krakowskich drużyn. Jakież to ludzkie, chrześcijańskie i bliskie krzyża, na którym Chrystus oddał za nas krew. Ci młodzi ludzie dzielą się darem życia z potrzebującymi, dając piękny przykład pojednania. Wiele osób zrozumiało, że na stadionie trzeba rywala szanować, bić mu brawo, zamiast wyzywać. To dużo nie kosztuje, a tego właśnie wymagał od nas Ojciec Święty, sportowiec nad sportowcami, kibic nad kibicami. Ale co mamy myśleć, gdy słyszymy o kibicowskich burdach, nożu rzuconym z trybun, bójkach z policją? Czy tak ma wyglądać pojednanie? - Bardzo mocno przeżywam wszystkie te sytuacje i wcale się nie dziwię, że po nich padają podobne pytania. Ale zarazem sprzeciwiam się wyciąganiu prostych wniosków. Pojednanie nie było fikcją, pustym gestem. Zamiast krytykować i potępiać, warto może zadać sobie trud i poszukać przyczyn takiego stanu rzeczy. Czy winy nie ponosi na przykład bezstresowe wychowanie, które polega na tym, że wszystko, co myśli i robi młodzież, musi być uznawane za słuszne, wręcz doskonałe? Dziś nie wolno sprzeciwiać się młodym, bo to jest dla nich stresem "niszczącym delikatny system nerwowy, a zdrowie psychiczne jest przecież najważniejsze". Przepraszam za ironię, ale takie podejście rodzi egoistów, cyników, zarozumialców i despotów, którzy dochodzą do wniosku, iż to oni są najważniejsi. Liberalny system wychowawczy doprowadził do wzrostu zła, także tego na stadionach. Czy może więc dziwić, że - posługując się słowami dziennikarzy - na sportowych obiektach mamy do czynienia z przestępcami, dziczą, która nie potrafi żyć w normalnym społeczeństwie? Niech ci, którzy propagują wychowanie bez stresu, nie dziwią się potem, że jest, jak jest. Kiedy Jan Paweł II żegnał się z Ojczyzną i nami, powiedział pamiętne słowa: abyśmy nigdy nie odcinali się od korzeni, z których wyrośliśmy. Chrześcijańskich korzeni. Nie da się niczego zbudować bez Boga. Surowe prawo to jedno, ale samo niczego nie uzdrowi. Fundament wychowawczy musi być mocny i konkretny: Bóg, modlitwa, Msza św., sakramenty, szacunek. Papież wspaniale potrafił je łączyć i wskazywać, że nie istnieją jedne bez drugich. Stadionowe choroby także trzeba leczyć dobrym wychowaniem i dobrą rodziną. Od niej najwięcej zależy. Jak możemy pomóc wzrastać owocom pojednania? - Mimo wielu smutnych wydarzeń nie możemy zrezygnować z pracy nad pojednaniem. Nie mogą zrezygnować kibice, choć ich koledzy zawiedli, działacze, trenerzy, piłkarze, klubowi kapelani. Od nas wszystkich wiele zależy. Ze smutkiem muszę przyznać, że o kibicowskich gestach pokoju mówi się zbyt rzadko, wypierają je sensacyjne doniesienia o burdach i zadymach. A one są! Tym, którzy boleją nad tym, że żadnego pojednania nie było, zadam jedno pytanie: Co zrobiłeś/zrobiłaś, by było lepiej, by w sercach zagościł szacunek, a miłość zastąpiła nienawiść? Życie każdego z nas jest plecionką dobra i zła, o dobro musimy staczać walki, nieraz bitwy. Ludzie nie zmieniają się od razu, to nie jest takie proste. Dlatego poczekajmy na owoce, bądźmy cierpliwi i odważni. Jutro w łagiewnickim sanktuarium odbędzie się pielgrzymka kibiców z całego kraju. Udowodnią, że pojednanie trwa? - Wierzę w to. Będzie to pierwsza pielgrzymka, chciałbym, aby odbywała się każdego roku. Polska za cztery lata zorganizuje piłkarskie mistrzostwa Europy. Wiele mówi się o tym, jakie musimy spełnić wymogi, ile ma być na stadionie toalet, miejsc dla kamer telewizyjnych, jaka ma być odległość trybun od boiska itd. Nie kwestionuję wagi tych spraw, ale my chcielibyśmy się przygotować do tych zawodów duchowo. Wobec wielorakich bolączek naszej cywilizacji pozostaje nam wielka ufność w Boże Miłosierdzie, które jest zawsze większe od ludzkiej słabości i nieprawości. Dlatego wychodzimy z tym orędziem do kibiców. Dziękuję za rozmowę. Piotr Skrobisz "Nasz Dziennik" 2008-04-02

Autor: wa