Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Zgubna brytyjska seksedukacja

Treść

Zapowiedź brytyjskiego ministra ds. rodzin, dzieci i szkół Eda Ballsa objęcia obowiązkowym wychowaniem seksualnym wszystkich piętnastolatków wywołała olbrzymie oburzenie rodziców i wiernych różnych wyznań, głównie katolików i muzułmanów. Ludzie są przeciw tej pseudoreformie również z tego powodu, że państwo zamierza jednocześnie odebrać rodzicom prawo do zwolnienia swoich dzieci z zajęć, które stoją w sprzeczności z ich poglądami i wyznaniem. Oczywiście wszystkie te kroki są tłumaczone troską władz o dobro dziecka.

Ministerstwo tłumaczy swoją decyzję statystkami mówiącymi o tym, że Wielka Brytania ma najwyższy w Europie Zachodniej wskaźnik ciąż nastolatek oraz odnotowuje drastyczny wzrost zachorowań na choroby przenoszone drogą płciową. Zdaniem polityków, obowiązkowa seksedukacja wydaje się panaceum na te problemy. Tymczasem rodzice podkreślają, że nie tędy droga.
Pomysł resortu zdrowia na rozszerzenie w szkołach edukacji seksualnej nie przypadł do gustu ogromnej większości brytyjskiego społeczeństwa. Przeciwnicy podkreślają, że narusza on nie tylko prawo dzieci do kształcenia zgodnie z przekonaniami religijnymi ich rodziców, ale także prawo rodziców do decydowania o sposobie wychowania swoich pociech. Zapowiedziany przez ministra Eda Ballsa projekt nakłada bowiem na szkoły obowiązek nauczania m.in. o tzw. związkach partnerskich, sposobach uprawiania seksu oraz o społecznych i emocjonalnych aspektach życia płciowego.
Każdy uczeń od 15. roku życia będzie miał obowiązek zaliczenia przynajmniej jednego roku wspomnianych zajęć. Rodzice nie będą mogli także korzystać z przysługującego im do tej pory prawa zwolnienia dzieci do 19. roku życia z zajęć poświęconych zagadnieniom antykoncepcji, homoseksualizmu i chorób przenoszonych drogą płciową. Dzieci, które z przyczyn religijnych i moralnych nie będą uczęszczać na zajęcia, będą traktowane jak zwykli wagarowicze. Minister Balls zapowiedział również, że szkoły wyznaniowe nie będą już mogły odmówić nauczania o antykoncepcji. Do tej pory np. szkoły katolickie tłumaczyły, że nie będą uczyć o antykoncepcji, ponieważ stałoby to w sprzeczności z zasadami wiary i moralności. "Można uczyć promocji małżeństwa, można nauczać, że nie należy uprawiać seksu poza małżeństwem, ale nie można odmówić młodym ludziom informacji na temat antykoncepcji" - cytuje słowa ministra Ballsa dziennik "The Times".
Balls tłumaczy oburzonym rodzicom, że "edukacja seksualna jest istotna", ponieważ stanowi "zasadniczy element działań na rzecz zmniejszenia liczby ciąż wśród nastolatek". Dlatego też utrzymuje, że tego typu rozwiązanie jest konieczne, gdyż od kilku już lat na Wyspach odnotowuje się stale rosnące statystyki ciąż u nieletnich i w następstwie wzrost dokonywanych przez nie aborcji.
Tymczasem brytyjskie doświadczenie pokazuje, że tego typu rozwiązania przynoszą więcej szkód niż korzyści. Londyn od wielu lat promuje tzw. edukację seksualną, ułatwia także młodzieży dostęp do środków antykoncepcyjnych, ale ciąż wśród nastolatek nie ubywa, a wręcz jest ich każdego roku coraz więcej. Ludzie nie wierzą więc w skuteczność kolejnych rządowych programów.
Organizacje katolickie i muzułmańskie zapowiedziały już protesty przeciwko owym regulacjom, żądając ich całkowitego wycofania. Podkreślają oni, że rząd poprzez wprowadzenie wspomnianej reformy dąży do pozbawienia rodziców prawa do ochrony swoich dzieci przed propagowaniem rozwiązłości i aborcji. "Potępiamy ten sposób wykorzystywania przez rząd państwowego systemu szkolnictwa, do promowania demoralizującej polityki wśród dzieci z pominięciem zaangażowania rodziców" - podkreśla cytowany przez "The Times" sekretarz generalny Towarzystwa Ochrony Dzieci Nienarodzonych Paul Tully.
Marta Ziarnik
"Nasz Dziennik" 2009-11-12

Autor: wa