Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Zespół, zaufanie i serce

Treść


Rozmowa z Grzegorzem Łomaczem, kapitanem siatkarskiej drużyny
Jastrzębskiego Węgla

Gratuluję zdobycia Pucharu Polski, pierwszego w historii Jastrzębskiego Węgla. To pewnie podwójny powód do radości?
- Jest jeszcze trzeci - przed turniejem nie byliśmy stawiani w gronie faworytów. Owszem, niby mówiono, że każda drużyna ma równe szanse na sukces, ale wyżej oceniano Delectę czy Resovię. Dlatego zwycięstwo smakuje tak doskonale, wywieźliśmy z Bydgoszczy same dobre wspomnienia, zagraliśmy dwa bardzo dobre mecze, z czego finałowy był próbą nie tylko umiejętności, ale i charakterów.
Osiągnęliśmy cel, czego zatem wymagać więcej?
Przed bydgoskim turniejem równie dużo co o czwórce finalistów mówiono o wielkich nieobecnych, czyli Skrze Bełchatów. Niektórzy obawiali się, że brak mistrza Polski i obrońcy trofeum może obniżyć poziom rywalizacji, tymczasem nic takiego nie miało miejsca. To jeszcze jeden dowód rosnącego poziomu ligowej siatkówki w naszym kraju.
- Zgadzam się w pełni. Nieobecność Bełchatowa była zaskoczeniem, nie ma co ukrywać. Z drugiej strony dystans dzielący Skrę od ścigającej ją stawki cały czas topnieje, mamy dziś kilka drużyn, które są w stanie rzucić jej wyzwanie. Resovia w półfinale wyeliminowała bełchatowian zasłużenie, nie przypadkowo. Cały turniej finałowy toczył się na bardzo wysokim poziomie, mecze były dramatyczne i atrakcyjne dla widza.
Wygrała Pańska drużyna. Co okazało się zatem kluczem do sukcesu?
- Byliśmy bardzo dobrze przygotowani do rywalizacji zarówno pod względem fizycznym, jak i psychicznym, a także taktycznym. Trenowaliśmy pod kątem finału od dłuższego czasu, doskonale wiedzieliśmy, o co toczy się gra. A przy okazji pomogła zespołowość, tworzymy drużynę z krwi i kości, z charakterem.
Trener Roberto Santilli powiedział po finale, że był to mecz, w którym trzeba było grać przede wszystkim sercem.
- I zostawiliśmy je na boisku. Każdy, kto pojawił się na parkiecie, chciał wygrać. Wspieraliśmy się nawzajem, wiedzieliśmy, że obok stoi kolega, w którym mamy oparcie. Nastawianie psychiczne było w tej rywalizacji szalenie ważne i być może ono przesądziło. Pierwszy mecz, z Zaksą, wygraliśmy wyraźnie, po doskonałej grze. Przeciw Resovii było trudniej, potrzebowaliśmy pięciu setów, w których decydowały końcówki. Jedna nieudana akcja, jedna niedokładność mogły spowodować, że po puchar sięgnęliby rywale. My okazaliśmy się odrobinę lepsi. Pomogło opanowanie, doświadczenie, mocna głowa, która w najważniejszych momentach pozwala opanować nerwy. Dobry siatkarz potrafi nie tylko świetnie blokować i atakować, ale przede wszystkim sprzedać to w kluczowych chwilach. Gdy wynik jest na styku, nie boi się zaryzykować, tylko gra to, co jest jego najsilniejszą stroną. W takich meczach wychodzi wartość zawodnika i zespołu.
Wierzy Pan, że i w rozgrywkach ligowych można znaleźć sposób na Skrę i ją zdetronizować?
- Resovia udowodniła, że Skra nie ma patentu na wygrywanie. Nie zapominajmy jednak, że to doskonała drużyna, która musiała borykać się z przeróżnymi problemami. Większość jej zawodników w ostatnim czasie grało w wielu różnych imprezach, odczuwało zmęczenie, skarżyło się na mniej lub bardziej poważne urazy. To musiało odbić się na jakości gry i wynikach, bełchatowianie gonili czas i nadrabiali straty. Powoli wracają i jeszcze pokażą, na co ich stać.
Czyli sięgną po szósty z kolei mistrzowski tytuł?
- Tego nie powiedziałem (śmiech). Dziś trudno przewidzieć, co wydarzy się w drugiej części sezonu, na pewno Skrze nie będzie tak łatwo osiągnąć celu, jak to miało miejsce w przeszłości.
Widzi Pan na tronie Jastrzębski Węgiel?
- Czemu nie, jesteśmy w stanie sięgnąć po tytuł. Mamy potencjał, możliwości, gramy i trenujemy z ogromnym zaangażowaniem i jeśli uda się utrzymać taką koncentrację i pasję do końca rozgrywek, wiele się może wydarzyć. Skrę tworzą wielkie gwiazdy, sami reprezentanci. U nas takich asów może nie ma, poza Pawłem Abramowem, ale tworzymy zgrany, dobrze rozumiejący się zespół. Walczymy jeden za drugiego, ufamy sobie nawzajem, wiemy, co należy do naszych zadań - i to nasza siła. A przy okazji wciąż się rozwijamy, możemy coś poprawić w każdym elemencie siatkarskiego rzemiosła, choćby w ataku czy zagrywce. W finale chwilami poczynaliśmy sobie świetnie, ale stać nas na więcej.
Jak się gra i trenuje z Abramowem? Jego przejście do naszej ligi było wydarzeniem, wręcz sensacją.
- To profesjonalista w każdym calu i znakomity kolega. Mogę mówić o nim w samych superlatywach, jest wyśmienicie wyszkolony technicznie, wprowadza do naszej drużyny mnóstwo spokoju. Wiemy, że jest naszym liderem i możemy na niego liczyć w każdej sytuacji. Jest gwiazdą, ale gra dla drużyny, nie dla siebie. To szalenie ważne.
W najbliższej ligowej kolejce Pańska drużyna zmierzy się ze Skrą. Ten mecz będzie miał teraz mnóstwo dodatkowych smaczków...
- Rywale podejdą do niego prestiżowo, my też. Pojedziemy do Bełchatowa powalczyć o niespodziankę, o zwycięstwo. Skra u siebie jest podwójnie groźna, ale my jesteśmy na fali i postaramy się to wykorzystać.
Dziękuję za rozmowę.
Piotr Skrobisz
Nasz Dziennik 2010-01-27 Nr 22

Autor: jc