Zemsta Łukaszenki
Treść
Polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych zdecydowało wczoraj o czasowym zawieszeniu funkcjonowania konsulatu RP w Grodnie. Jest to konsekwencja postępowania władz Białorusi, które przez blisko dobę przetrzymywały na przejściu granicznym Kuźnica Białostocka - Bruzhi dwóch polskich konsulów z Grodna. Zostali oni wypuszczeni dopiero wczoraj wieczorem. Wcześniej w Mińsku władze białoruskie skazały dwoje zatrzymanych w ubiegłym tygodniu Polaków.
Polski konsul generalny z Grodna Janusz Dąbrowski był przetrzymywany na granicy od niedzielnego wieczoru. Białoruskie władze domagały się skontrolowania jego bagażu osobistego. Drugi polski konsul z Grodna, Andrzej Krętowski, który przyjechał od strony białoruskiej, aby interweniować, został również zatrzymany przez organy celne i graniczne.
- Chcieli, żebym otworzył bagażnik samochodu, który jest na numerach dyplomatycznych, na co nie wyraziłem zgody. Motywowano to tym, że mają podejrzenia, iż przewożę materiały, których wwóz na teren Białorusi jest zabroniony - relacjonował praktycznie uwięziony na granicy Janusz Dąbrowski. Podobnie jak drugi konsul nie mógł ani wjechać na Białoruś, ani wrócić do Polski.
Polskie MSZ zareagowało komunikatem, w którym stwierdziło, że działania władz białoruskich pozostają "w jaskrawej sprzeczności z praktyką i obyczajami dyplomatycznymi". Wskazało w nim również, że decyzje Mińska naruszają niektóre artykuły Konwencji Wiedeńskiej o Stosunkach Dyplomatycznych z 1961 roku. W konsekwencji MSZ podjęło decyzję "o czasowym zawieszeniu funkcjonowania Konsulatu Generalnego Rzeczypospolitej Polskiej w Grodnie", ponieważ po zablokowaniu obu konsulów na granicy nie miał kto prowadzić polskiej placówki.
Sytuacja zmieniła się dopiero wczoraj wieczorem. Jak poinformował Janusz Dąbrowski, wraz z Andrzejem Krętowskim wjechał na Białoruś służbowym autem polskiego konsulatu w Grodnie. Samochód konsula Dąbrowskiego trafił natomiast do Polski.
W tej sytuacji konsulat w Grodnie prawdopodobnie zostanie dziś ponownie otwarty, jednak Janusz Dąbrowski zapewne nie będzie w nim długo pracował. Jak powiedział - zapowiedziano mu, że zostanie uznany na Białorusi za persona non grata. Oznaczałoby to, że polsko-białoruska wojna dyplomatyczna raczej szybko się nie zakończy.
W tej sytuacji polskie MSZ zapowiedziało wprowadzenie sankcji na przedstawicieli władz Białorusi łamiących "zasady demokratycznego współżycia". Wczoraj wieczorem ministerstwo wydało oświadczenie, w którym zapewniło, że "podjęło energiczne działania mające na celu ochronę interesów obywateli polskich przebywających na Białorusi".
W oświadczeniu polskiego MSZ czytamy, że ministerstwo interweniowało "u władz białoruskich zarówno w trybie indywidualnego protestu, jak i wspólnej akcji ambasad krajów UE", wezwało Unię Europejską do wprowadzenia restrykcji wizowych "wobec osób odpowiedzialnych za fałszowanie wyborów i represje przeciw opozycji", w imieniu władz RP wprowadziło sankcje wizowe "wobec tych samych kategorii osób" i namawia Unię do "zamrożenia aktywów osób odpowiedzialnych za pogwałcenie podstawowych swobód obywatelskich".
"Jednocześnie należy podkreślić, że Polska zamierza pozostać krajem otwartym na kontakty ze społeczeństwem białoruskim" - zaznaczyło w swoim oświadczeniu polskie MSZ.
Tymczasem w mińskim sądzie odbyły się procesy byłego ambasadora RP na Białorusi Mariusza Maszkiewicza i stażystki "Gazety Wyborczej" Weroniki Samolińskiej za udział w nieuznawanej przez Mińsk demonstracji na placu Październikowym. Sąd skazał ich w trybie doraźnym na karę 15 i 10 dni pozbawienia wolności. Oboje skarżyli się, że byli bici przez funkcjonariuszy milicji.
Wczoraj przed polską ambasadą w Mińsku już trzeci dzień z rzędu demonstrowało kilkudziesięciu aktywistów Białoruskiego Republikańskiego Związku Młodzieży, protestując przeciwko rzekomej ingerencji Polski w sprawy wewnętrzne Białorusi. Podobna pikieta odbyła się także przed ambasadą francuską. Dzień wcześniej zwolennicy Łukaszenki pikietowali także przed ambasadą USA w Mińsku.
- Dzisiaj [w poniedziałek - dop. WM] były dwie demonstracje, które z krótką przerwą trwały po dwie godziny. Nowością było dołączenie ludzi starszych do przedstawicieli organizacji młodzieżowych popierających Łukaszenkę. Było więcej okrzyków typu: "Hańba", "Zróbcie porządek u siebie w domu". Był plakat z napisem: "Lepiej być ostatnią dyktaturą w Europie niż pierwszą prostytutką USA", "Zajmijcie się 5 milionami swoich bezrobotnych hydraulików, a dopiero potem uczcie nas żyć" - relacjonowała rzecznik Ambasady RP w Mińsku Monika Sadkowska. Demonstranci trzymali też transparent z napisem: "Pamiętajcie, że rura przechodzi przez terytorium Białorusi. Może się zepsuć".
- Odśpiewano hymn Białorusi, a starsi ludzie trzymający plakat z hasłem "Komuniści za Łukaszenką" odśpiewali nawet hymn Związku Sowieckiego. Przez pewien czas krzyczeli: "Ambasadora!", nie wiedząc, że od listopada ubiegłego roku nie ma w Mińsku polskiego ambasadora - stwierdziła Monika Sadkowska. Wyraziła ona przypuszczenie, że dzisiaj dojdzie do kolejnych pikiet i że mają one związek z akcjami protestacyjnymi przed Ambasadą Białorusi w Warszawie.
Waldemar Moszkowski, BM
"Nasz Dziennik" 2006-03-28
Autor: ab