Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Zdumiewa nas bezradność rządu

Treść

Z Marią Ochman, przewodniczącą Sekretariatu Służby Zdrowia NSZZ "Solidarność", rozmawia Izabela Borańska

Grozi nam paraliż służby zdrowia?
- Problemy po 1 stycznia będą dotyczyły głównie zmian w czasie pracy lekarzy, ale nie tylko, bo przecież nie tylko lekarze pełnią dyżury. Ustawa o Zakładach Opieki Zdrowotnej określająca czas pracy została znowelizowana i wprowadzono do niej przepisy obowiązujące w UE, dyrektywę czasu pracy wyraźnie mówiącą o tym, ile można pracować, a ile można wziąć dodatkowych dyżurów za zgodą lekarza. Wprowadzenie tej ustawy miało miejsce przed wyborami, wszyscy za nią głosowali, również ci, którzy dzisiaj mówią, że są tą sytuacją zaskoczeni. To, co może się zdarzyć po 1 stycznia, czy ktoś chce, czy nie chce, będzie obciążało rząd, Ministerstwo Zdrowia. Minister powinien wyznaczyć ramy i standardy i zadbać o to, żeby w systemie było więcej pieniędzy, w tym również na podwyżki dla pracowników, ale też - a może przede wszystkim - na poprawę dostępności usług medycznych dla pacjentów. Pani minister Kopacz miała już dwie takie możliwości, z których nie skorzystała. Pierwsza to była możliwość uruchomienia zmiany planu finansowego NFZ - została zablokowana; druga to skorzystanie z projektu ustawy pozostawionego przez poprzedni rząd, a więc sięgnięcia po środki z Funduszu Pracy. Dla mnie jako dla związkowca, jak i osoby, która wielokrotnie zajmowała się problemem bezrobocia, była ona bardziej kontrowersyjna, niemniej jednak możliwa do przedyskutowania.

Gdzie sytuacja będzie najtrudniejsza?
- Problem będzie występował tam, gdzie lekarzy jest mniej i nie ma możliwości ułożenia systemu pracy w sposób w pełni zabezpieczający zarówno bezpieczeństwo pacjentów, jak i interes pracowników, nie łamiąc przy tym nowej ustawy. Musimy pamiętać o tym, że pracownicy ochrony zdrowia w Polsce należą do jednych z gorzej opłacanych, nie mówię tutaj tylko o lekarzach, ale o wszystkich pracujących w ochronie zdrowia. Większość z nich legitymuje się wyższym wykształceniem - takie są standardy unijne, a płace dalekie od tych standardów. Dyżurowanie, często kosztem czasu, który powinno spędzić się z rodziną, kosztem własnego zdrowia, było sposobem na poprawienie domowych budżetów.
Dzisiaj pracownicy stawiają sprawę jasno: będą większe pieniądze, będzie możliwość dyżurowania. Podpisanie klauzuli opt-out uzależniają od podniesienia pensji i stawek za dyżury. Słuszne roszczenia lekarzy natychmiast będą powodowały oczekiwanie podwyżek również przez pozostałe grupy zawodowe. A tu już w ogóle nie ma żadnych propozycji uregulowań systemowych. NSZZ "Solidarność" od wielu lat postuluje, aby rząd, pracodawcy i pracownicy porozumieli się co do rozwiązania, które wyjdzie naprzeciw oczekiwaniom zatrudnionych w naszej branży. Chodzi nie tylko o to, żeby więcej zarabiać - choć tu należałoby precyzyjnie określić "drogę i czas dojścia" do konkretnego poziomu płac - ale również o warunki pracy, czas, urlopy szkoleniowe itd. Tylko takie rozwiązanie może powstrzymać odpływ pracowników z ochrony zdrowia, przeciwdziałać pokusie emigracji zarobkowej oraz naprawić błędy popełnione w szkolnictwie. Przecież wszyscy chcemy się leczyć w coraz lepszych warunkach... i tu zarówno oczekiwania pracowników, jak i pacjentów są jednakowe. Aby sytuację, obecnie pełną napięć, normalizować, trzeba podjąć szybkie i konkretne działania, które należy omówić z partnerami społecznymi.
Pierwsze kroki i decyzje nowego szefostwa resortu zdrowia pokazują, że mamy do czynienia raczej z próbą dalszego konfliktowania i dzielenia środowiska niż wypracowywania porozumienia, które w sposób trwały dawałoby możliwości awansu społeczno-zawodowego pracownikom naszej branży.

Minister twierdzi, że PiS nie zabezpieczyło finansowo ustawy o czasie pracy lekarzy i teraz konsekwencjami tego stanu rzeczy obarczona została Platforma.
- Ja nie jestem politykiem i nie mnie rozsądzać, czyja to jest wina. Ustawa została przyjęta, a obecna minister Kopacz kierowała wówczas pracami Komisji Zdrowia. Idąc do wyborów, PO powinna mieć przygotowany program naprawczy dla tak krytykowanego wcześniej programu prof. Religi. Życzyłabym sobie na nowy rok, aby ten program został jak najszybciej przedstawiony. Dobrze byłoby dowiedzieć się, jakie jest dziś stanowisko PO w sprawie prywatyzacji, gdyż ostatnio słyszałam wypowiedź jednego z czołowych polityków PO, który mówił, że brutalnie zahamowano proces prywatyzacji wypuszczoną reklamówką wyborczą. Muszę powiedzieć, że jestem zdumiona, bo z jednej strony pani minister mówi, iż nie będą prywatyzowali, a z drugiej słyszę co innego. Tu nie ma miejsca na dywagacje, musi być jasno określone stanowisko.
Nie ma co ukrywać, że resort zdrowia jest jednym z najtrudniejszych, ale wszystko powinno zaczynać się od programu, konkretnego harmonogramu działań i terminów.
Ostatnio jeden z moich kolegów lekarzy powiedział, że jest zdumiony bezradnością resortu i przerzucaniem winy na poprzedników, bo przecież PO przygotowywała się do rządzenia przez 6 lat bycia w opozycji!
"Solidarność" wciąż czeka zarówno na konkretny program, jak i na rzetelne, poważne rozmowy z całym środowiskiem, bo bieżących problemów nie brakuje i nie da się ich zrzucić na dyrektorów. Będziemy się bardzo dokładnie przyglądać pracom resortu zdrowia, ale chcę też jasno powiedzieć, że czas, jaki dajemy ministrom na przedstawienie swoich planów, nie będzie trwał wiecznie... W końcu tyle obietnic i deklaracji zostało złożonych, że niecierpliwość moich kolegów w oczekiwaniu na ich realizację wzrasta.

Ale jak Pani realnie ocenia współpracę z minister Kopacz, są możliwe podwyżki płac dla lekarzy i pielęgniarek?
- Nie chcę oceniać współpracy, której tak naprawdę nie ma. Odbyło się jedno, jak to określiła pani minister, "kurtuazyjne" spotkanie. A rzeczywistość pokazuje, że woli dialogu ze strony rządu nie ma. Powiem więcej, niektóre działania należałoby odebrać jak prowokację. Rzecz, powiedziałabym, skandaliczna, czegoś takiego jeszcze nie było, żeby byle jak, na jednej kartce papieru, do zaopiniowania w terminie jednego dnia, przesyłać stronie społecznej propozycje nowelizacji właśnie tej ustawy o czasie pracy! Żeby nie korzystać z takich narzędzi, jakim jest instytucja dialogu społecznego w Polsce, budowana przez lat 18 po to właśnie, aby unikać rozwiązywania konfliktów na ulicach, lub tak jak w naszej sytuacji, w okolicznościach, które mogą godzić w pacjenta.
Komisja Trójstronna powołana jest po to, aby rozwiązywać te trudne problemy, tam jest forum pracodawcy, pracobiorcy i rządu. W naszym przypadku mamy konflikt właśnie na tej linii. Pracodawcy i pracobiorcy nie przeskoczą i nie rozwiążą problemów ochrony zdrowia bez konkretnych decyzji rządu... Nie dyrektorzy, nie pracownicy szpitali i nie pacjenci powinni ponosić skutki uchylania się od podejmowania decyzji przez polityków. Mówiąc szczerze, PiS gdyby dzisiaj było przy władzy, też musiałoby ten problem rozwiązać, natomiast mówienie w kółko, że ktoś komuś zostawił minę, trupa w szafie - dyskredytuje politycznie, bo to mówią ludzie, którzy byli w parlamencie i uczestniczyli w jego pracach. Zamiast straszyć społeczeństwo i przypisywać wszystko, co najgorsze, innym, czas zacząć realizować przedwyborcze obietnice. Nie da się tego rozwiązać bez pieniędzy i rozmów z całym środowiskiem. Jeśli będą podwyżki dla lekarzy, a ich płace muszą wzrosnąć, to w sposób zupełnie naturalny pozostałe grupy zawodowe też upomną się o wzrost wynagrodzeń.
Trzeba mieć świadomość, że to jest jak spirala, która się nakręca. Jeśli kierownictwo resortu zdrowia odrzuci możliwość zawarcia ponadzakładowego układu zbiorowego pracy lub innego ustawowego rozwiązania normującego warunki zatrudniania i wynagradzania pracowników służby zdrowia, to weźmie na siebie w sposób absolutnie świadomy odpowiedzialność za jeszcze większy wzrost napięć. W końcu obudzono w ludziach tyle oczekiwań...

Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2007-12-29

Autor: wa