Zdesperowani i zdeterminowani
Treść
Wczoraj po południu, punktualnie o godzinie dwunastej siedmiu pracowników fabryki "Wagon" S.A. w Ostrowie Wielkopolskim rozpoczęło strajk głodowy. Co osiem godzin do głodówki mają przyłączać się kolejne osoby. Jednak głodnych, wśród pracowników "Wagonu" i ich rodzin jest zdecydowanie więcej, od czerwca nie otrzymują bowiem wynagrodzeń za swoją pracę.
- Pracownicy "Wagon" S.A. rozpoczynają w chwili obecnej strajk głodowy. To już ostatnia forma protestu, jaka nam pozostała. Niestety, nasze postulaty, żądanie przedstawienia programu restrukturyzacji przedsiębiorstwa, porozumienia z wierzycielami i ratowania firmy, są przez zarząd "Wagonu" lekceważone - powiedział "Naszemu Dziennikowi" Grzegorz Majchrzak, przewodniczący zakładowej "Solidarności".
W poniedziałek wieczorem przedstawiciel zarządu "Wagonu" Jacek Górka, zarządu, który de facto nie ma już wstępu na teren zakładu, miał przekazać komitetowi strajkowemu informację o wynikach negocjacji z wierzycielami i potencjalnymi inwestorami, jakie odbywały się w Warszawie. Od ich wyniku zależało również to, czy pracownicy "Wagonu", od kilkunastu dni prowadzący dramatyczny strajk, zdecydują się na najbardziej radykalną formę protestu i przystąpią do strajku głodowego. Kiedy liderzy komitetu strajkowego wyszli we wtorkowe przedpołudnie do setek zgromadzonych na placu robotników, nie mieli radosnych min.
- Nie mamy dobrych wieści - powiedział Marek Sieroń z komitetu strajkowego.
Oznaczało to rozpoczęcie strajku głodowego przez grupę pracowników, którzy zadeklarowali chęć wzięcia udziału w takiej formie protestu. Na liście chętnych znalazło się dwadzieścia osób, w tym trzy kobiety, jednak wielu pracowników "Wagonu" deklaruje chęć przyłączenia się do głodówki.
- My i tak już głodujemy. Tu wszyscy chodzą niedożywieni, chorują. Nie mamy co jeść, pieniądze pożyczone od teściów, przyjaciół już dawno się skończyły. Jak wpadnie parę groszy, to kupujemy jedzenie dzieciom - powiedział nam jeden z protestujących.
I faktycznie. Bardzo wielu pracowników, którzy uczestnicząc w strajku, otrzymują przydział jedzenia z darów od mieszkańców Ostrowa, oddaje je przez płot swoim żonom i dzieciom. Ostatnią ratę wynagrodzenia w wysokości... 300-400 zł pracownicy ostrowskiej fabryki otrzymali bowiem w połowie czerwca. Od tego czasu, wbrew obietnicom i zapewnieniom ze strony zarządu firmy, na pracownicze konta nie wpłynęła ani złotówka z należnych robotnikom wynagrodzeń.
- Nie ma żadnej reakcji, żadnych działań wskazujących na dobrą wolę ze strony zarządu firmy - twierdzi Zbigniew Kowalski, wiceprzewodniczący "Solidarności" w "Wagonie".
Pierwszych siedem osób, które rozpoczęły strajk głodowy, wybrano spośród wszystkich chętnych w drodze losowania. Protestujący zostali przebadani przez lekarza: zmierzono im ciśnienie, poziom cukru oraz wykonano EKG. Robotnicy będą przebywać na terenie robotniczego hotelu, cały czas pod opieką lekarską. Niewykluczone jednak, że po ośmiu godzinach protestu dołączą do nich kolejne osoby, a później jeszcze następne. Jak mówią bowiem sami protestujący - nic nie wskazuje na to, by w ciągu najbliższych dni sytuacja zakładu i samych pracowników miała się zmienić.
- Jedyną dobrą wiadomością przekazaną nam we wtorek przez prokurentów spółki była informacja o przelaniu na konta pracowników po 300 zł. Pieniądze te spółka otrzymała za sprzedane do Holandii dwa wagony oraz za malowanie blach dla Orlenu - wyjaśnia Majchrzak.
We wtorek wieczorem członek zarządu fabryki Jan Górka miał negocjować w warszawskiej siedzibie PKP Cargo przekazanie części należności tej firmy wobec "Wagonu" na wypłaty dla strajkujących. Jeśli rozmowy nie przyniosą efektów, do głodujących co 8 godzin dochodzić będzie kolejna głodująca osoba.
Przed wejściem na teren zakładu robotnicy ustawili wielkich rozmiarów blaszaną klatkę, a w niej m.in. biurko oraz kukłę prezesa Mariana Preditisa, który jeszcze niedawno groził pacyfikacją strajku przy pomocy wynajętych ochroniarzy. On sam przed dwoma dniami w rozmowie z przedstawicielami Komitetu Strajkowego zażądał ponownie wpuszczenia go na teren zakładu i - jak twierdził - umożliwienia mu pracy w gabinecie.
- Oto gabinet dla prezesa Preditisa - ironicznie mówili robotnicy, wskazując na montowaną przed zakładem klatkę.
Do bram prowadzących na teren fabryki bez przerwy przychodzą mieszkańcy Ostrowa. Wielu z nich, odpowiadając na apele o pomoc, przynosi napoje, soki i wodę, oraz siatki z żywnością. Te najczęściej tą samą drogą, a więc przez płot, trafiają w ręce dzieci i żon strajkujących. Strajk popierają także rolnicy z powiatu kaliskiego, którzy zimą i wiosną przez kilka tygodni blokowali drogi w Marchwaczu i Cieni II. "My rolnicy, doświadczeni gumowymi kulami policji i represjami sądowymi, doskonale rozumiemy waszą sytuację. Od dawna sztucznie wytwarza się paradoksalną sytuację - rolnicy protestują, bo nie mogą sprzedać owoców swojej pracy, a robotnicy, bo nie mają za co kupić żywności" - napisali w specjalnym liście do protestujących, z którym przywieźli także artykuły żywnościowe.
"Wagon" zatrudnia 2200 pracowników i nadal jest największą firmą w południowej Wielkopolsce. W Ostrowie Wielkopolskim produkowane i remontowane są wagony towarowe, osobowe i specjalnego przeznaczenia. Firma ma wiele zamówień, ale nie ma pieniędzy na zakup materiałów do produkcji. Jeszcze kilka lat temu pracowało tutaj ok. 8 tys. osób. Według związkowców, zadłużenie spółki wobec pracowników wynosi już około 4 mln zł, a wobec wierzycieli - 200 mln zł.
Wojciech Wybranowski, Poznań
Nie poddajemy się
Ze Zbigniewem Kowalskim, wiceprzewodniczącym Komisji Zakładowej NSZZ "Solidarność" w Fabryce "Wagon" S.A. rozmawia Wojciech Wybranowski
Kolejny dzień protestu pracowników fabryki "Wagon" nie przyniósł żadnych efektów, postulaty zmierzające do uratowania fabryki są całkowicie lekceważone przez obecnych członków zarządu.
- Zacznę może od sprawy fabryki. Zakład został sprywatyzowany przed dwoma laty, a pierwsze problemy wystąpiły już w zeszłym roku. Jednak ich kulminacja tak naprawdę miała miejsce przed kilkoma miesiącami. Mniej więcej od początku roku wypłaty dostawaliśmy w mocno opóźnionych ratach, a od połowy czerwca, od dnia, gdy nasi pracownicy dostali ratę w wysokości średnio 350 zł, nikt z nas już nie otrzymał ani grosza. Jak wygląda sytuacja pracowników? Wystarczy przejść się po zakładzie, porozmawiać z tymi ludźmi, którzy biorą udział w strajku. Dostajemy pomoc od bardzo wielu osób i instytucji, głównie żywność i wodę, i tym ludziom chciałbym z tego miejsca podziękować. Jednak wielu z nas te skromne porcje żywności, zupy i chleba oddaje swoim rodzinom, swoim żonom, by mogły nakarmić dzieci.
Zarząd firmy grozi cofnięciem uprawnień prokurentom negocjującym w imieniu załogi porozumienie z Agencją Rozwoju Przemysłu. Co to będzie oznaczać?
- To będzie prawdziwy cios w plecy i koniec tej firmy. Taka decyzja będzie oznaczała niemal pewną upadłość naszego zakładu. Prokurenci negocjują z ARP warunki współpracy, udzielenia nam pomocy finansowej, uruchomienia programów pomocowych, które mogą uratować nasz zakład i postawić go na nogi. Cofnięcie im uprawnień oznaczać będzie zerwanie negocjacji i fiasko ewentualnego porozumienia. Ich odwołanie zamyka nam wszelkie ruchy w zakresie finansów. W praktyce oznacza to, że jeśli zdobędziemy pieniądze na wynagrodzenia, to nie będzie miał kto podpisać przelewów. To prawdziwe ubezwłasnowolnienie firmy. Będzie to niestety również dowód, że prezesowi firmy panu Marianowi Preditisowi nie zależy na ratowaniu fabryki.
Grupa pracowników "Wagonu" rozpoczęła dziś strajk głodowy. Dlaczego doszło do tak drastycznej formy protestu?
- To jest nasz krzyk rozpaczy. Nic więcej już nie możemy zrobić. Wielu z naszych pracowników zgodziło się na ten dramatyczny protest, by zwrócić uwagę decydentów, również tych na szczeblu rządowym, opinii społecznej na naszą sytuację, na to, że my i nasze rodziny nie mamy co jeść. Jeszcze przed dwoma laty "Wagon" był znakomicie prosperującą firmą, teraz jest w fazie totalnego kryzysu. Tu już w naszym proteście nie rozchodzi się tylko o wypłaty. To oczywiste, że za coś trzeba żyć, ale my dzisiaj walczymy już przede wszystkim o byt tej firmy, o miejsca pracy, o płace, o godne życie.
Wspomniał Pan o chęci zwrócenia uwagi rządu na sytuację pracowników "Wagonu". Czy takie zainteresowanie Państwa losem jest widoczne?
- Trzeba powiedzieć otwarcie, że takie zainteresowanie jest, ale na dzień dzisiejszy na tym zainteresowaniu się kończy. Są słowa "pomożemy", ale w parze z tymi słowami, niestety, nie idą czyny. Trzeba jednak pamiętać, że w sensie formalnym państwo ma tutaj bardzo ograniczoną możliwość reakcji, bowiem jest to spółka w zasadzie prywatna. 52 proc. akcji jest skupionych w jednych rękach i to właściciel robi z tą firmą, co mu się podoba. My jednak nie poddajemy się, walczymy o tę firmę.
Dziękuję za rozmowę.
Nasz Dziennik 20-08-2003
Autor: DW