Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Zbrodnia bez kary

Treść

Prezes Instytutu Pamięci Narodowej prof. Leon Kieres pod naciskiem opinii publicznej w Polsce wezwał rosyjską Główną Prokuraturę Wojskową do jak najszybszego zakończenia trwającego od 13 lat śledztwa w sprawie zbrodni, jakiej w 1940 r. Sowieci dopuścili się na przedstawicielach polskich elit. Jednocześnie szef IPN wykluczył możliwość zażądania przez kierowany przez niego Instytut rekompensat finansowych i majątkowych dla rodzin ofiar ludobójstwa. Kieres stwierdził, że nie ma złudzeń, iż uda się ukarać bezpośrednich wykonawców zbrodni.
- Bardzo chciałbym zaapelować do rosyjskich kolegów o zakończenie śledztwa i zamknięcie raz na zawsze tej sprawy, która zatruwa stosunki polsko-rosyjskie - powiedział Kieres w wywiadzie dla tygodnika "Moskowskije Nowosti". Szef IPN w rozmowie z dziennikarzem tygodnika Walerijem Mastierowem zarzucił rosyjskiemu wymiarowi sprawiedliwości opieszałość w wyjaśnianiu okoliczności śmierci około 22 tys. Polaków zamordowanych na rozkaz najwyższych władz Związku Sowieckiego, którego bezpośrednim sukcesorem jest Rosja. - Od początku lat 90. śledztwo w sprawie katyńskiej prowadzi Główna Prokuratura Wojskowa Rosji. Polska zrezygnowała z własnego śledztwa, a oto mija już prawie 13 lat, a my nadal nie wiemy, na jakim etapie znajduje się dochodzenie - powiedział Kieres. Szef IPN poinformował, że przed 3 laty strona polska zwracała się do rosyjskiej prokuratury o wyjaśnienie przyczyn opóźnień w śledztwie, na co otrzymała "zbyt ogólnikową" odpowiedź.
Profesor Kieres podkreślał również, że główną kwestią z polskiego punktu widzenia jest "klasyfikacja prawna zbrodni". Problem polega na tym, że Rosjanie trzymają się ściśle litery swego prawa, z którego wynika, iż za winnych można uznać jedynie tzw. przestępców odpowiedzialnych, czyli tych, którzy wydawali rozkazy, i tych, którzy je zatwierdzali. W praktyce oznacza to, że według rosyjskiego prawa do odpowiedzialności karnej można by pociągnąć jedynie tych, którzy podpisali dokument z 5 marca 1940 r., na mocy którego dokonano zbrodni, a więc Stalina i członków Biura Politycznego. Tymczasem polski wymiar sprawiedliwości stoi na stanowisku, że odpowiedzialność za zbrodnię uznawaną za akt ludobójstwa ponosi każdy z jej uczestników. - W naszym pojęciu, odpowiedzialni są zarówno ci, którzy wydawali rozkazy, konwojowali jeńców, pilnowali ich, jak i ci, którzy przystawiali ofiarom pistolet do głowy. Według naszych obliczeń, winnych zbrodni katyńskiej jest około dwóch tysięcy osób - powiedział Kieres. Dodał, że zakwalifikowanie zbrodni katyńskiej jako aktu ludobójstwa jest zgodne z wyrokami trybunału w Norymberdze i zasadami prawa międzynarodowego. - Wcale nie chcę porównywać, a jedynie biorę pod uwagę kulturę prawną, zasady prawa międzynarodowego, które zostały wypracowane po II wojnie światowej, i to przy udziale prawników z ZSRS - tłumaczył Kieres.
Przyjęcie polskiego stanowiska w tej sprawie nie tylko spowodowałoby postawienie przed sądem żyjących jeszcze bezpośrednich wykonawców tej odrażającej zbrodni, lecz także otwarłoby drogę rodzinom ofiar katyńskiej masakry do zażądania od państwa rosyjskiego materialnego zadośćuczynienia za doznane krzywdy. I tego właśnie obawia się Rosja, ponieważ stworzyłoby to swoisty precedens, otwierający drogę dla podobnych roszczeń również przedstawicielom innych eksterminowanych w ZSRS narodów. Niestety, sprzeciwowi władz rosyjskich sprzyja lękliwa postawa czynników polskich, w tym szefa IPN. I chociaż w wywiadzie dla "Moskowskich Nowosti" Kieres odważył się - sugerując zniecierpliwienie i wzrost determinacji strony polskiej - zarzucić Rosji opieszałość, to jednocześnie zapewnił, że on sam nie zażąda od Rosji rekompensat. - Jeżeli ma pan na myśli materialne i majątkowe rekompensaty, to odpowiem panu otwarcie. W naszym Instytucie, dopóki jestem jego przewodniczącym, o tym pan nie usłyszy. Jednak wykluczyć [czegoś] podobnego w przyszłości nie można. Rozwiązywać ten problem, jeśli powstanie, będą sądy - polskie i rosyjskie - zapewnił prof. Kieres dziennikarza "Moskowskich Nowosti". Stwierdzenie to jest wyraźnym sygnałem dla Rosjan, że nie muszą w tej sprawie obawiać się zdecydowanych działań strony polskiej.
Dwa tygodnie temu Leon Kieres zapowiedział w Senacie RP, że decyzja o polskim śledztwie w sprawie zbrodni w Katyniu zostanie podjęta jeszcze w tym miesiącu, a najpóźniej w sierpniu. Jednak aby było ono w pełni efektywne, strona rosyjska musiałaby przekazać akta osobowe wszystkich ofiar zbrodni. Jednak ambasador Federacji Rosyjskiej w Polsce usprawiedliwia swoje władze tym, iż w odpowiedzi na "interpelację Głównej Prokuratury Wojskowej Rosji Prokuratura Generalna Białorusi poinformowała o braku jakichkolwiek dokumentów potwierdzających rozstrzelanie Polaków". - W związku z tym wstrzymano sprawę karną. Co się zaś tyczy Ukrainy, śledztwa tam nie wstrzymano, lecz wiadomości na temat miejsc pochówku polskich obywateli nadal nie ma. I tym strona rosyjska uzasadnia zwłokę w śledztwie - stwierdził szef IPN.
Kieres, zapytany, czy chciałby każdemu oprawcy przedstawić oskarżenie, stwierdził, że "nie ma takich złudzeń". - Trudno nawet zakładać, że ci ludzie żyją. Nie w tym tkwi problem. Stale doświadczam nacisków opinii publicznej i jest mi coraz trudniej oprzeć się im wobec braku informacji o tym, jak przebiega rosyjskie śledztwo. Jednakże nigdy nie usłyszy pan ode mnie oskarżeń pod adresem narodu rosyjskiego i władz. Nawet gdybym za takie stanowisko miał zapłacić dymisją. Obywatele pana kraju sami ucierpieli od totalitaryzmu i masowych represji - tłumaczył pojednawczo prof. Kieres.
Wydaje się, że ze względu na aspekt materialny sprawy Rosja będzie za wszelką cenę chronić żyjących do dzisiaj zbrodniarzy. W praktyce oznacza to, że zleceniodawcy i wykonawcy zbrodni katyńskiej najprawdopodobniej pozostaną bezkarni. Pierwsi już nie żyją, zaś drugich chroni rosyjskie prawo, nieuznające odpowiedzialności karnej żołnierza, który zabija na rozkaz przełożonego. Jak pokazują ostatnie procesy o zbrodnie wojenne w Czeczenii (sprawcy są najczęściej uniewinniani), obowiązuje ono do dzisiaj.
Waldemar Moszkowski, Krzysztof Warecki
Nasz Dziennik 7-07-2004

Autor: DW