Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Zbombardowali obóz i rozszerzają operację

Treść

Tel Awiw przeszedł wczoraj do zmasowanego natarcia na południu Libanu. Jak doniósł kanał CNN z miejsca wydarzeń, "niezliczone" kolumny czołgów w otoczeniu piechoty przekroczyły granicę z Libanem. Wcześniej, w nocy z wtorku na środę, śmigłowce bojowe, samoloty myśliwskie i okręty marynarki wojennej Izraela atakowały obiekty Hezbollahu i obozy uchodźców. W ostrzelanym przez artylerię obozie Adn Helu pod Sydonem zginęły co najmniej dwie osoby, a osiem innych, w tym pięcioro dzieci, zostało rannych. Kolejnych co najmniej pięć osób zginęło we wczorajszym izraelskim nalocie na libańskie miasto Maszghara w Dolinie Bekaa. Gdy w ruinach zburzonych domów poszukiwano następnych ofiar, nadal przeciągało się "dopracowywanie" rezolucji ONZ, mającej powstrzymać przemoc w Libanie.
Najbardziej zmasowane ataki rozpoczęły się przed zakończeniem posiedzenia gabinetu bezpieczeństwa, które odbyło się w środę wieczorem pod przewodnictwem premiera Ehuda Olmerta. Gabinet zaakceptował propozycję rozszerzenia operacji lądowej w Libanie - poinformowała agencja Interfax. Minister obrony Amir Perec i szef sztabu generalnego wystąpili z żądaniem rozszerzenia zasięgu działań bojowych na terytorium Libanu do rzeki Litanii, a w pewnych przypadkach do jej przekroczenia. Rzeka ta na niektórych odcinkach swojego biegu przepływa w odległości do 30 km od granicy z Izraelem. Anonimowy informator wojskowy ocenił w rozmowie z agencją Ynet, że Izraelczycy zamierzają tam dotrzeć w ciągu tygodnia.
Wczoraj toczyły się ciężkie walki w libańskim pasie przygranicznym o szerokości do 10 kilometrów. Miejscami izraelscy żołnierze musieli wracać ku swojej granicy z powodu pojawiających się nowych ognisk oporu Hezbollahu na ich tyłach. Wojskowi przyznali, że nie spodziewali się, iż bojownicy dysponują tak dużą liczbą nowoczesnej broni, przede wszystkim przenośnymi wyrzutniami rakietowymi.
Według informacji katarskiej telewizji Al Dżazira, wczoraj na południu Libanu w starciach z bojownikami Hezbollahu Izraelczycy stracili jedenastu żołnierzy, czego nie potwierdził Tel Awiw. Rzeczniczka prasowa wojska poinformowała jedynie, że piętnastu izraelskich żołnierzy zostało "trafionych" przez bojowników. Żydowska agencja Cursor informuje z kolei o ciężkich walkach w rejonie wsi Aita al-Szaab i Debel, w których bojownicy wykorzystują m.in. rakiety przeciwpancerne i moździerze. Kilku żołnierzy izraelskich miało zostać rannych. Telewizja Al-Arabija podała z kolei, że zginęło tam czterech izraelskich żołnierzy.
Hezbollah broni się i odpowiada atakami na terytorium Izraela. Żydowska policja poinformowała, że wczoraj na północny Izrael spadło 97 arabskich rakiet, nie powodując ofiar w ludziach. Od początku wojny, czyli 12 lipca, naliczono 3333 rakiety, które uderzyły w północny Izrael. Przywódca Hezbollahu szejk Hasan Nasrallah poparł wczoraj ewentualne rozmieszczenie wojsk libańskich na południu kraju.
Waszyngton słowami rzecznika Departamentu Stanu USA Sena McCormacka formalnie wezwał wczoraj Tel Awiw, by "w najwyższym stopniu starał się" uniknąć strat wśród ludności cywilnej. Ten cyniczny apel, przy równoczesnym poparciu ofensywy Izraela z pewnością nie mógł zapobiec kolejnym niewinnym ofiarom. Z ostrą krytyką takiej polityki USA wystąpił w Tulonie prezydent Francji Jacques Chirac. Jej powodem były próby zablokowania przez Amerykanów w przygotowywanej rezolucji ONZ punktu wzywającego do bezzwłocznego wycofania wojsk izraelskich. "Najbardziej amoralną ze wszystkich decyzji byłoby pozostawienie sytuacji w Libanie w jej obecnym stanie i zgodzenie się na kontynuację wojny" - podkreślił Chirac, cytowany przez agencję Cursor. Jak dotąd wydarzenia przebiegają według takiego właśnie scenariusza.
David Welch, przedstawiciel Departamentu Stanu USA, przekazał wczoraj władzom libańskim ultymatywną wiadomość od Izraela, że wojska izraelskie nie zostaną wycofane z południa Libanu aż do przybycia tam pokojowych sił międzynarodowych.
Waldemar Moszkowski

"Nasz Dziennik" 2006-08-10

Autor: wa