Zbigniew Wassermann, koordynator służb specjalnych: TVN to "dziwna firma", która stała się stroną politycznego sporu
Treść
Na liście byłych już agentów Wojskowych Służb Informacyjnych ma być około piętnastu nazwisk dziennikarzy. Pojutrze pod obrady Sejmu trafi prezydencki projekt ustawy, która pozwoli Lechowi Kaczyńskiemu na odtajnienie nazwisk współpracowników WSI. Prezes IPN Janusz Kurtyka w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" mówił niedawno, że w zasobach IPN są materiały dotyczące kolaboracji dziennikarzy ze służbami specjalnymi PRL. Wprawdzie nie wyodrębniono ich w oddzielny zasób, ale Instytut może to zrobić np. przy okazji wejścia w życie nowej ustawy lustracyjnej.
Wśród odtajnionych 17 października dokumentów, przechowywanych w zasobach Instytutu Pamięci Narodowej, opublikowanych m.in. przez "Nasz Dziennik", na temat współpracy Milana Suboticia, sekretarza programowego TVN, z wywiadem wojskowym (później WSI) było zobowiązanie do zachowania milczenia, tzw. lojalka, i pięciostronicowa rekomendacja oficera pozyskującego agenta. Sam Subotić wypowiedział się jedynie dla "Rzeczpospolitej". Powiedział, że podpisywał w życiu dwa dokumenty służb, ale nigdy nie złożył żadnego raportu. Gdy dwa tygodnie temu sprawę opisała "Gazeta Polska", twierdził, że jego jedyny kontakt ze służbami miał miejsce w 1992 r. i była to nieudana próba werbunku. Wygląda więc na to, że w toku odtajniania i ujawniania kolejnych akt Subotić będzie pamiętał coraz więcej ze swojej przeszłości.
W opinii koordynatora służb specjalnych Zbigniewa Wassermanna, nie ma wątpliwości, że sekretarz programowy TVN był agentem służb specjalnych. I to "wartościowym". Minister odmawia jednak odpowiedzi na pytanie, czy współpraca ta trwała także po 1989 roku. Dokumenty dotyczące tego okresu są nadal utajnione. Odpowiedni projekt nowelizacji ustawy "Przepisy wprowadzające ustawę o Służbie Kontrwywiadu Wojskowego oraz Służbie Wywiadu Wojskowego oraz ustawę o służbie funkcjonariuszy Służby Kontrwywiadu Wojskowego oraz Służby Wywiadu Wojskowego" Kancelaria Prezydenta wysłała już do laski marszałkowskiej.
"Celem podania do publicznej wiadomości przypadków działań wykraczających poza zakres ustawowych uprawnień WSI nie jest wyłącznie rozliczenie przeszłości, takim celem jest również uświadomienie opinii publicznej niebezpieczeństwa wynikającego z alienacji służb specjalnych i realizowania przez nie własnych, pozaprawnych, zamierzeń" - czytamy w uzasadnieniu projektu.
"Przedkładany Sejmowi projekt (...) ustanawia niezbędny kompromis pomiędzy wymogiem jawności a potrzebą zabezpieczenia przed ujawnieniem danych chronionych we wszystkich państwach demokratycznych, w tym informacji o metodach i środkach stosowanych przez służby specjalne" - czytamy dalej. Ujawnieniu podlegać ma jedynie działalność "sprzeczna z celem istnienia służb i wykraczająca poza zakres ustawowych uprawnień".
Postanowienie o podaniu do wiadomości publicznej informacji na temat działań zlikwidowanych służb oraz informacji o wskazanych w ustawie osobach ma wydać prezydent. Postanowienie o podaniu raportu do wiadomości publicznej, poprzedzone zasięgnięciem opinii marszałków Sejmu i Senatu, ma być równoznaczne ze zniesieniem klauzuli niejawności. Niewykluczone, że w toku prac parlamentarnych te zapisy zostaną zmienione.
TVN zamknęła im usta
Wassermann uważa też TVN za "dziwną firmę", która jest "stroną politycznego sporu". Zaskakuje go również, że w chwili, gdy fakt, że Subotić był agentem, jest dziś oczywisty, "nie spotkaliśmy się z żadnym słowem potępienia".
Zarząd TVN SA w specjalnym oświadczeniu poinformował, że "zbada wnikliwie wszelkie dokumenty dotyczące współpracy Milana Suboticia ze służbami specjalnymi w okresie istnienia PRL". Dla pracodawców Suboticia najważniejsze dzisiaj jest "jednoznaczne stwierdzenie, czy taka współpraca była kontynuowana w wolnej Rzeczypospolitej, czemu sam zainteresowany kategorycznie zaprzecza". Dopiero "ocena działalności Milana Suboticia w wolnej Polsce" ma być podstawą do podjęcia "ewentualnych decyzji personalnych".
Już dziś jednak zarząd TVN asekuruje się, tłumacząc: od 1997 r., kiedy Subotić rozpoczął pracę w TVN, "nigdy nie odnotowaliśmy, by jego przeszłość miała jakikolwiek wpływ na pracę w naszej stacji", a ponadto wykazał on "obiektywizm i bezstronność", a "jego profesjonalizm podkreślali i podkreślają wszyscy pracujący z nim dziennikarze".
- Nie wierzę, że osoba zajmująca tak istotne stanowisko w TVN nie miała wpływu na funkcjonowanie stacji i na to, co się tam pokazuje - twierdzi szef Kancelarii Prezydenta Aleksander Szczygło. Jego zdaniem, jeżeli jedna z największych stacji komercyjnych w Polsce chce wpływać na rzeczywistość, to "musi być w porządku wobec tych, którzy ją oglądają".
- Nie może być tak, że poucza się kogoś, a samemu nie zachowuje należytej staranności w doborze pracownika, o którym wiadomo, że w latach 80. przyszedł do reżimowego dziennika telewizyjnego - dodał Szczygło.
Nieoficjalny zakaz wypowiadania się w sprawie Suboticia dostali pracownicy TVN. Tylko prezes Piotr Walter w jedynej wypowiedzi - udzielonej oczywiście swojej stacji - stwierdził, że to dziwna sytuacja, bo gdy inwigilowana jest partia polityczna, to jest ofiarą, a gdy redakcja, to jest ona winowajcą. Przypomnijmy, że po publikacji "Gazety Polskiej" kilkunastu dziennikarzy, m.in. Andrzej Morozowski, Tomasz Sekielski i Kamil Durczok z TVN, Tomasz Lis i Bogusław Chrabota z Polsatu, Piotr Pacewicz i Wojciech Czuchnowski z "Gazety Wyborczej" czy Jacek Żakowski z "Polityki" wystosowali list w obronie Suboticia. Zdaniem Żakowskiego, na podstawie odtajnionych dokumentów nie można wywnioskować, czy i na ile szkodliwa była jego współpraca z PRL-owskimi służbami specjalnymi ani czy kontynuowano ją w wolnej Polsce. Według dziennikarza "Polityki", jeśli Subotić "nie czynił zła", a jego współpraca nie była kontynuowana po 1989 r., to "nie ma powodu go piętnować, bo jest on po prostu ofiarą systemu". Przypomnijmy, że Subotić swoją dziennikarską karierę rozpoczął w stanie wojennym, a z ujawnionych dokumentów jednoznacznie wynika, że miał inwigilować środowisko TVP.
Spraw będzie więcej
Głos w tej sprawie zabierają także przedstawiciele organizacji dziennikarskich. Zdaniem szefowej Rady Etyki Mediów Magdaleny Bajer, należy jasno określić, czym była współpraca z peerelowskimi służbami specjalnymi, aby "posądzaniem o nią nie skrzywdzić kogoś niewinnego".
- W mediach było sporo agentów i współpracowników, bo tam były silne naciski, i dlatego takich sytuacji będzie coraz więcej - asekuruje się Bajer.
Z kolei prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich Krystyna Mokrosińska apeluje o odtajnienie dokumentów IPN i WSI dotyczących dziennikarzy.
- I wypierzmy te brudy raz a dobrze - mówi. Dodaje, że "może to będzie bolesne, ale jest konieczne".
Zdaniem Mokrosińskiej, to od kierownictwa TVN zależy, jakie decyzje zostaną podjęte w sprawie Suboticia.
- Czy dla niezależności stacji dobre będzie, że facet - mający porządnie za uszami - jest w kierownictwie tej stacji, czy nie? (...) Wydaje mi się, że nawet z punktu widzenia wiarygodności stacji lepiej mieć czyste ręce - powiedziała PAP szefowa SDP. Sama nie chciałaby współpracować z takimi ludźmi. W jej opinii, takich spraw będzie więcej.
Mikołaj Wójcik
W związku z publikacjami prasowymi dotyczącymi Milana Suboticia
W związku z publikacjami prasowymi "Agent Subotić" ("Dziennik"), "Wywiad wojskowy PRL zwerbował Suboticia" ("Rzeczpospolita"), "Są dowody, że Subotić był wojskowym agentem" ("Życie Warszawy") z dnia 21-22.10.2006 r., Instytut Pamięci Narodowej informuje, iż dokumenty dotyczące Milana Suboticia na wniosek ministra obrony narodowej zostały dnia 17 października 2006 r. wyjęte ze zbioru zastrzeżonego. Po zdjęciu zastrzeżenia materiały te zostały wypożyczone przez komisję weryfikacyjną WSI.
W komunikacie z dnia 21.10 br. pojawiła się nieścisła informacja, iż dokumenty zostały wypożyczone przez Służbę Kontrwywiadu Wojskowego. Wyniknęło to z faktu, iż przewodniczący komisji weryfikacyjnej WSI jest również szefem Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Przepraszamy.
Andrzej Arseniuk
rzecznik prasowy IPN
"Nasz Dziennik" 2006-10-23
Autor: wa