Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Zawstydzająca postawa prezydenta

Treść

Uczestnicy warszawskich obchodów 65. rocznicy ludobójstwa dokonanego przez nacjonalistów ukraińskich na polskich Kresach Wschodnich przeżyli wczoraj prawdziwy szok. "Serdecznie pozdrawiam wszystkich Polaków zgromadzonych na uroczystości ku czci ofiar tragedii polskiego Wołynia i Kresów Południowo-Wschodnich z lat 1943-1944" - to fragment z listu do weteranów 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK, jaki odczytał w imieniu prezydenta Lecha Kaczyńskiego sekretarz stanu w jego kancelarii prof. Ryszard Legutko. Sam prezydent był nieobecny na uroczystościach na warszawskim skwerze Wołyńskim, gdzie znajduje się pomnik upamiętniający żołnierzy dywizji. Sentencja ugrzecznionego i poprawnego politycznie listu, w którym ani razu nie pada słowo "ludobójstwo", ani "nacjonaliści ukraińscy", wyraźnie kolidowała ze wspomnieniami sędziwych Wołyniaków, mających wciąż w pamięci obrazy z rzezi dokonywanych programowo przez UPA. Osoby, które nie znają polskiej historii, z prezydenckiego listu nie dowiedzą się, że sprawcami rzezi na Kresach byli ukraińscy nacjonaliści. W liście Lecha Kaczyńskiego pełno jest okrągłych słów: "tragedia", "wydarzenia wołyńskie", "nieludzkie i bolesne zdarzenia" etc. I ani słowa o ludobójstwie czy rzezi. Są ofiary i ani razu Lech Kaczyński nie wymienia, kto był katem. Jest za to duży passus o potrzebie przebaczenia i wzajemnej współpracy. Ani razu nie padają w liście słowa "ukraińscy nacjonaliści" czy UPA. Do południa list prezydenta był umieszczony na stronach internetowych Kancelarii Prezydenta. Po południu zniknął na blisko dwie godziny, a jego miejsce zajęły gratulacje z okazji 90-lecia Głównego Urzędu Statystycznego. W ostatecznej wersji list został opatrzony wstępną informacją, że w apelu wzięła udział również prezydencka minister Ewa Junczyk-Ziomecka. Na warszawskim skwerze Wołyńskim zgromadzili się wczoraj Kresowianie, kombatanci, ich rodziny, przedstawiciele władz państwowych, instytucji publicznych, duchowieństwa, warszawiacy. Obecni byli m.in.: wicemarszałkowie Sejmu Krzysztof Putra i Jarosław Kalinowski, Janusz Kurtyka, prezes Instytutu Pamięci Narodowej, Andrzej Przewoźnik, sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, Kapituła Orderu Wojennego Virtuti Militari na czele z jej kanclerzem gen. bryg. Stanisławem Nałęczem-Komornickim. Ryszard Legutko, sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta, reprezentujący na uroczystościach prezydenta Lecha Kaczyńskiego, przeczytał jego okolicznościowy list, który - jasno trzeba powiedzieć - rozczarował oględnością sformułowań i duchem poprawności politycznej. Trudno zrozumieć, jak pisząc do żołnierzy 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej, którzy w prażącym słońcu z widocznym wzruszeniem dzierżyli sztandary swojej dywizji, głowa państwa mogła sobie pozwolić na taką dezynwolturę. W dokumencie, który odczytał prof. Legutko, ani razu nie padło słowo "ludobójstwo" ani "nacjonaliści ukraińscy". "W chwilach, gdy wspominamy zdarzenia tak nieludzkie i bolesne, niełatwo wzbudzić w sobie gotowość przebaczenia i wolę pojednania. Jednak trwały pokój może zostać zbudowany wyłącznie w oparciu o historyczną prawdę i cześć dla ofiar popełnionych w przeszłości zbrodni oraz gotowość do wybaczenia ich sprawcom" - cytował Legutko słowa prezydenta. Słowa te drastycznie kontrastowały z wypowiedziami żołnierzy. - Mija 65 lat od daty ataku zorganizowanego przez liczne kurenie OUN-UPA na północno-zachodnie powiaty Wołynia. 11 lipca 1943 roku armia OUN-UPA zmobilizowała ludność ukraińską, która idąc za konnymi wozami, podążała za wojskiem ukraińskim. Tak zorganizowana machina bandycka poruszała się od południa na północ, paląc i niszcząc po drodze napotkane wsie i kościoły - mówił prof. Edmund Bakuniak, prezes okręgu wołyńskiego Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej. Pułkownik Czesław Cywiński, prezes Światowego Związku Żołnierzy AK, witając na uroczystości zgromadzonych weteranów walk z Ukraińcami na Wołyniu, podkreślił, jak trudne zadanie miała utworzona do obrony ludności polskiej na Kresach 27. Wołyńska Dywizja Piechoty AK, która musiała się zmierzyć z trzema wrogami: Niemcami, Rosjanami oraz oddziałami ukraińskich nacjonalistów. Kresowianie z rozczarowaniem przyjęli też informację o tym, że Sejm nie przyjął okolicznościowej uchwały w sprawie ludobójstwa na Kresach. Nie pozwolił na to Bronisław Komorowski, marszałek Sejmu, twierdząc, że może ona negatywnie odbić się na stosunkach polsko-ukraińskich. Ale też żaden z klubów parlamentarnych, nawet Prawo i Sprawiedliwość nie walczyło szczególnie w Sejmie o taki dokument, zajęte "wojną" o Zbigniewa Ziobrę. - Stanowisko pana marszałka nie jest czymś nowym, bo w 2003 r. również był przeciwny uchwale, która została wprawdzie przeprowadzona w Sejmie, ale nie była satysfakcjonująca dla Kresowiaków, ponieważ nie ujmowała prawdy historycznej. A jej unikanie oznacza, że nie oddaje się czci pomordowanym. Natomiast twierdzenie, że uchwała Sejmu popsułaby stosunki polsko-ukraińskie, jest - można by powiedzieć - tchórzliwe. Nie możemy bowiem być terroryzowani przez stronę ukraińską - powiedziała nam Ewa Siemaszko, autorka monumentalnych prac na temat ludobójstwa popełnionego przez Ukraińców na Polakach. - Nie ma w liście prezydenta Lecha Kaczyńskiego słowa o ludobójstwie - zamiast tego jest tylko "tragedia". Nie ma również określenia sprawców, są tylko ofiary. Nie wiadomo, dlaczego były takie ofiary. Poza tym prezydent odniósł się tylko do Wołynia, pomijając Małopolskę. Słowo "ludobójstwo" nie może przejść władzy przez gardło. Jeśli by się zamieniło słowo "Wołyń" na coś innego, to to przemówienie również mogło być wygłoszone na inną okoliczność - mówi Ewa Siemaszko. Znamienny był też udział przedstawiciela rządu ukraińskiego w obchodach. Wprawdzie ambasador Ukrainy Olexander Motsyk przybył na uroczystości, ale nie złożył wieńca u stóp pomnika żołnierzy AK oraz ofiar rzezi wołyńskiej. Uroczystości na skwerze Wołyńskim zakończył apel poległych, po którym złożono wieńce pod pomnikiem 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK. Jacek Dytkowski "Nasz Dziennik" 2008-07-12

Autor: wa