Zawód: pilot myśliwca wysokomanewrowego
Treść
Kiedy pilot biegnie do samolotu, jeszcze nie wie, co tak naprawdę się  wydarzyło. Może to być tylko alarm ćwiczebny, sprawdzenie gotowości,  ale także poważne zadanie bojowe. A nawet wojna. W przeciwieństwie do  państw bałtyckich, naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej  praktycznie się nie zdarzają. Ale zaczepki nad Bałtykiem tak. Rosyjskie  samoloty podlatują do naszej strefy ekonomicznej i wód terytorialnych,  nie wysyłają żadnych kodów rozpoznawczych tzw. sqawk lub wysyłają  fałszywe. - Pokazujemy Rosjanom, że ich widzimy i jesteśmy gotowi do  ostrych działań, gdyby posunęli się za daleko - mówią piloci z bazy w  Łasku, w której stacjonują polskie F-16.
W 32. Bazie  Lotnictwa Taktycznego w Łasku jest 16 samolotów F-16. Żeby mogła  funkcjonować, pracuje w niej tysiąc żołnierzy i trzystu cywilnych  pracowników wojska. Pilotów jest wśród nich zaledwie kilkunastu i to oni  są elitą, dla której musi perfekcyjnie funkcjonować potężna maszyneria  zabezpieczenia. - Nie czuję się wybrańcem. To jest konsekwencja ciężkiej  pracy. To temu się zawdzięcza miejsce, w którym się jest. Ale trzeba  też mieć szczęście. Trzeba mieć zdrowie, predyspozycje, znaleźć się we  właściwym miejscu o właściwym czasie. Nie jest nas wielu. Selekcja była  długotrwała, wieloetapowa. Trzeba było cierpliwości - opowiada dowódca  eskadry lotniczej ppłk Ireneusz Nowak.
Kluczowe słowo w życiu lotnika  to "szkolenie". Trwa właściwie przez całą karierę. Najpierw w Dęblinie,  potem w USA, w końcu w docelowej jednostce operacyjnej. Pilot, nawet  doświadczony instruktor, który sam uczy młodszych stażem, cały czas  ćwiczy wszystkie manewry, powtarza je setki razy, aby procedury stały  się instynktem, nawykiem. Żeby kiedyś, gdy Ojczyzna wyśle ich na  prawdziwy bój w powietrzu, wypełnili swoje zadanie tak jak ich  poprzednicy, z których nasze Siły Powietrzne są do dziś dumne - dzielne  zwycięskie dywizjony Bitwy o Anglię.
Bardzo trudno jest zostać  pilotem. Egzaminy wstępne do dęblińskiej akademii są nietypowe. To  (oprócz normalnych testów sprawdzających wiedzę) przede wszystkim  kompleksowe badania lekarskie, jakich nie wykonuje się kandydatom na  żadne inne stanowisko. Według standardów USA nasi lotnicy spełniają  warunki wymagane dla załóg lotów kosmicznych. Jeżeli kręgosłup, płuca,  oczy, nos i wszystko inne w niczym nie odbiegają od wyśrubowanych norm,  to można rozpocząć naukę w grupie "pilot myśliwca wysokomanewrowego". To  znaczy, że w przyszłości kadet ma szansę zasiąść za sterami F-16. O  kondycję zresztą trzeba w tym szczególnym zawodzie zabiegać całe życie,  uprawiać jakiś sport, dbać o siebie, nie ryzykować, przestrzegać  specjalnej diety. Odpadają nałogi, nikt tu nie pali, rzadko można sobie  pozwolić na niewielką ilość alkoholu. Narkotyki, dopalacze itp. -  całkowicie wykluczone. Wojsko kieruje dodatkowo oficerów Sił  Powietrznych do swoich ośrodków kondycyjnych - jeden jest w Tatrach, pod  Zakopanem, drugi nad morzem.
Dowódca eskadry lotniczej ppłk Nowak  rozpoczął karierę już jako 15-latek, wstępując do Liceum Lotniczego w  Dęblinie. Potem była Wyższa Szkoła Oficerska Sił Powietrznych. Po  "Szkole Orląt" trafił najpierw do Wrocławia, gdzie latał na MiG-21,  następnie ukończył studia w Akademii Obrony Narodowej i jeszcze jedne  cywilne, wreszcie udało mu się zakwalifikować do grupy przygotowującej  się na wyjazd do USA na szkolenie przyszłych pilotów F-16. Teraz ma 1800  godzin życiowego nalotu, w tym 1000 na F-16.
Latanie operacyjne
W  Dęblinie kadeci latają najpierw na orlikach (PZL-130), potem na  odrzutowych iskrach (PZL TS-11). Następnie można zacząć naukę na  prawdziwym samolocie bojowym. Chociaż polskie Siły Powietrzne mają już  własnych instruktorów F-16 i wyszkoliliśmy samodzielnie dwóch pilotów,  to większość trafia do Ameryki. - Mamy pełne zdolności szkoleniowe, bo  są przygotowani polscy instruktorzy. Ale oprócz szkolenia podstawowego  robimy wiele innych rzeczy i właściwie nie jesteśmy do szkolenia, tylko  do latania operacyjnego. Pełnimy dyżury bojowe, przygotowujemy się do  pełnienia misji zagranicznych. W związku z tym przerzucenie wysiłku  szkoleniowego na Amerykanów wydaje się dosyć mądrym posunięciem -  wyjaśnia ppłk Nowak. W bazach amerykańskich Sił Powietrznych  przygotowują się do lotów na coraz bardziej zaawansowanych maszynach. -  Przechodzą podstawowe, bardzo kompleksowe szkolenie, włączając w to inne  typy samolotów. Najpierw szkolny turbośmigłowy T-6 Texan-II, potem  T-38C - dodaje oficer.
Ten ostatni to samolot szkolenia  zaawansowanego, jakiego Polska nie posiada, dopiero trwają przygotowania  do zakupu jednego z oferowanych naszemu wojsku modeli. Taki samolot  treningowy ma dużą część nowoczesnego wyposażenia i właściwości lotnych,  takich jak typ docelowy, czyli F-16, choć jego parametry są z reguły  gorsze, ale za to eksploatacja dużo tańsza. - Oczywiście, że warto mieć  własny samolot szkolenia zaawansowanego. Trzeba mieć swój system  szkolenia, nie można się całkowicie uzależniać od szkół zagranicznych i  ich systemów. Biorąc pod uwagę tradycje lotnicze w Polsce i potencjał,  jaki mamy, nie możemy tego zmarnować. Nie wprowadzając nowego samolotu  szkolnego, marnujemy ludzi. Opcja amerykańska jest rozsądnym, ale  tymczasowym rozwiązaniem - stwierdza zdecydowanie dowódca łaskich  pilotów.
Piloci są jednak zadowoleni ze szkoleń w USA. - To jest  dobre rozwiązanie, zwłaszcza że środowisko szkoleniowe jest w Stanach  Zjednoczonych na bardzo wysokim poziomie. Są świetne bazy, doskonali  instruktorzy z ogromnym nalotem na różnych typach samolotów. Nie robimy  krzywdy polskim pilotom, wysyłając ich tam. Wręcz przeciwnie. W USA jest  bardziej skomplikowana przestrzeń powietrzna, są większe możliwości,  jeśli chodzi o poligony. Byłem pod wielkim wrażeniem tego, co tam  zobaczyłem, i to był chyba najlepszy kurs, jaki przeżyłem - mówi jeden z  lotników. Po wylataniu 80-100 godzin w USA oficerowie wracają do Polski  i zaczynają się wdrażać w nasz system latania operacyjnego. - Zdobywają  doświadczenie, pewność siebie podczas lotu, wiedzę potrzebną do  bardziej skomplikowanych misji - uzupełnia ppłk Nowak.
W przebiegu  szkolenia istotną rolę odgrywają kursy językowe. Nie chodzi tylko o  standardową znajomość angielskiego, ale użycie go jako języka  współdziałania w NATO. Słownictwo specjalistyczne, komunikacja zgodna z  sojuszniczymi procedurami - to wszystko musi być opanowane perfekcyjnie.  - Przecież na polu walki przeciwnik będzie starał się nas zagłuszyć,  zakłócić komunikację, trzeba być bardzo sprawnym w tej dziedzinie -  wyjaśnia jeden z oficerów. Oczywiście przez dwa lata pobytu w Ameryce te  umiejętności nabywa się bardzo szybko. Ale i tak do dwóch baz w Polsce  posiadających F-16 - w Łasku i podpoznańskich Krzesinach - przyjeżdżają  amerykańscy instruktorzy. Mają to, czego brakuje polskim pilotom:  doświadczenie bojowe zdobyte w Iraku i Afganistanie. Mogą wiele pokazać,  podpowiedzieć.
Dwieście godzin dziennie
- Szkolimy się  bardzo intensywnie. Osiągamy nawet 200 godzin dziennie. Ja swoje tysiąc  godzin zrobiłem w ciągu czterech i pół roku - relacjonuje ppłk Nowak.  Według wojskowych przepisów do uznania za pilota bojowego wystarczy 40  godzin rocznie. - Media często popełniają błąd, porównując naloty w  lotnictwie pasażerskim i transportowym z naszymi. To nie ma żadnego  przełożenia. To tak, jakby godzinę w autobusie porównać z godziną jazdy  samochodem wyścigowym - dodaje. A każdy lot to skomplikowana misja,  która wymaga przygotowania, omówienia. Po opuszczeniu samolotu pilot nie  idzie odpocząć, tylko analizuje lot, przegląda razem z kolegami i  instruktorami nagranie z umieszczonej w kabinie kamery. W ten sposób  jest szansa, aby każde kolejne zadanie wykonać lepiej. Lata się przy  dobrej i złej pogodzie, w dzień i w nocy. Załogi ćwiczą walkę  powietrzną, przechwytywanie, niszczenie celów naziemnych, tankowanie w  powietrzu.
Samolot wielozadaniowy stwarza lecącemu człowiekowi  niezwykłe, zupełnie sztuczne środowisko. W kabinie pilot właściwie leży  na specjalnym fotelu, trochę przypominającym dentystyczny. Jest do niego  przypięty i w razie zagrożenia katapulta wyrzuci go na zewnątrz, by  mógł ratować się na spadochronie. Specjalny hełm wyświetla pilotowi  potrzebne informacje bezpośrednio przed okiem, tak aby nie musiał nawet  patrzeć na przyrządy, gdy odchyla głowę; do lotów nocnych są jeszcze  okulary termowizyjne. W warunkach ogromnych przeciążeń człowiek  poddawany jest oddziaływaniom na granicy biologicznych możliwości. Głowa  i ręce są zbyt ciężkie, żeby nimi poruszyć, krew odpływa z naczyń, cały  czas balansuje się na granicy utraty przytomności. Powietrze dochodzi  do płuc przez maskę, która je wpompowuje - pilot mógłby nie mieć siły  sam je wdychać, musi jedynie samodzielnie wypuszczać powietrze. Technika  pomaga jeszcze w jeden sposób - spodnie przeciwprzeciążeniowe, które  uciskając naczynia krwionośne poprzez system pompowanych kieszeni,  chronią przed niedokrwieniem. Trudno się dziwić, dlaczego komisje  lekarskie są dla pilotów tak surowe. Jeden lot trwa godzinę, półtorej -  więcej nikt by nie wytrzymał. Ale te nieludzkie warunki to nie wszystko -  lot paradoksalnie daje ogromne poczucie wolności i siły. To zapewne  dlatego tysiące młodych chłopców marzy o takiej karierze. Udaje się  nielicznym. Raczej nie robią tego dla pieniędzy, to przede wszystkim  pasja, realizacja marzeń. Ogromna szybkość pozwala w mgnieniu oka  znaleźć się w dowolnym miejscu nad Polską. Samoloty z Łaska latają nad  poligony na Pomorzu, Mazurach, nad Bałtykiem. Na ogromnych wysokościach  piloci widzą rzeczy niedostępne nikomu innemu.
Oczywiście na  wzruszenia nie ma zbyt wiele czasu. Lot, jego przygotowanie i omówienie;  całe życie bazy jest podporządkowane procedurom drobiazgowo regulującym  każdy element. Od przestrzegania reżimu tych zasad może zależeć czyjeś  życie, trzeba je zatem traktować poważnie, choćby wszystkie kontrole,  badania i sprawdzenia wydawały się nudne. Dzisiaj walka w powietrzu  przebiega zupełnie inaczej, niż znamy to ze wspomnień lotników  walczących o Anglię. Ludzi coraz częściej zastępują komputery. Wciąż  jednak najważniejsza jest informacja. Dlatego systemy zobrazowania pola  walki są na naszych F-16 zintegrowane nie tylko z radarem samolotu, lecz  także z innymi radarami, urządzeniami naziemnymi itd. W NATO istnieją  systemy wymiany informacji pozwalające korzystać każdemu samolotowi z  ogromnej ilości informacji gromadzonych przez sieć radarów (AWACS),  zainstalowanych m.in. na specjalnych samolotach E-3 Sentry. Pilot widzi  na ekranie w swojej kabinie sytuację wokół siebie w powietrzu i na  ziemi. Na wyświetlaczu pojawiają się samoloty sojusznicze i "wrogie", a  także różne obiekty naziemne. Wystarczy wskazać cel, a pocisk, bomba  kierowana lub inny środek rażenia zostanie wystrzelony, żeby go  zniszczyć. Na treningach używa się ćwiczebnych ładunków lub jedynie  symuluje walkę przy pomocy komputera, ale samolot rzeczywiście jest  groźną, zabójczą bronią o naprawdę wielkich możliwościach.
Tradycje  lotnictwa wojskowego w Łasku sięgają 1957 roku. Najpierw był pułk  szkolno-bojowy, a po sześciu latach przeniesiono tu 10. Pułk Lotnictwa  Myśliwskiego, który, choć podlegał różnym przekształceniom  organizacyjnym, funkcjonuje do dziś jako 32. Baza Lotnictwa Taktycznego.  Pułk, tak jak większość jednostek Wojska Polskiego, korzeniami sięga  tzw. armii Berlinga, czyli Wojska Polskiego formowanego w Związku  Sowieckim spośród żołnierzy, którym nie udało się wydostać z gen.  Andersem przez Iran i kraje śródziemnomorskie na Zachód. Powstał w 1944  roku na terenach wschodniej Ukrainy i posuwał się wraz z Armią Czerwoną  na zachód; jeszcze zdążył wziąć udział w operacji berlińskiej. Polacy  zestrzelili 16 niemieckich maszyn. Potem samoloty i latających na nich  żołnierzy przeniesiono do Krakowa. W okresie międzywojennym Czyżyny były  drugim portem lotniczym w Polsce o dużym znaczeniu cywilnym i  wojskowym. Istniał pułk myśliwski w sile trzech eskadr, a także  funkcjonowały jednostki lotnictwa bombowego i zwiadowczego. Po wojnie  ich miejsce zajęli lotnicy 10. pułku. Początkowo ich dowódcami byli  sowieccy oficerowie, dopiero w 1948 r. na czele jednostki stanął Polak.  Latano wtedy na sowieckich samolotach Jak-1, Jak-9, Lim-5. Po kilkunastu  latach okazało się, że czynna baza wojskowa zawadzałaby budującej się  Nowej Hucie. W Czyżynach powstało Muzeum Lotnictwa Polskiego, a dla  lotników znaleziono miejsce na ziemi łódzkiej. Do dziś jednak w  emblemacie jednej z eskadr są smok wawelski i czapka krakuska. W Łasku  piloci dostali samoloty MiG-21, które były podstawą wyposażenia  jednostki przez 40 lat - do 2003 roku.
Sowieckie maszyny w "bibliotece celów"
W  ostatnich latach nastąpiło wiele zmian organizacyjnych. Z początkiem  2001 roku przestał istnieć 10. Pułk Lotnictwa Myśliwskiego i dokonano  jego podziału: lotnisko i infrastruktura została nazwana 32. Bazą  Lotniczą, a z pilotów i ich samolotów sformowano 10. Eskadrę Lotnictwa  Myśliwskiego. Po oddaniu migów przejściowo latano na szkolno-bojowych  iskrach, a obiekty intensywnie modernizowano, aż do pojawienia się pod  koniec 2008 r. wielozadaniowego F-16. Ostatnią poważną zmianą  organizacyjną było ponowne scalenie bazy i eskadry latającej w 32. Bazę  Lotnictwa Taktycznego. Dzieli się ona na eskadry: lotniczą i techniczną.
Teraz  to jedna z najnowocześniejszych baz lotniczych w Europie. - Nie mamy  czego się wstydzić. My i baza w Krzesinach uczestniczymy w  międzynarodowych ćwiczeniach i wszyscy chcą z nami ćwiczyć - mówią  żołnierze. Baza to przecież nie tylko piloci. Wiele zależy od tych,  którzy te samoloty przygotowują do lotu, wykonują przeglądy, naprawy; od  obsługi, która jest odpowiedzialna za sprzęt, uzbrojenie, opiekuje się  lotniskiem, symulatorem itd.
W bazie w Łasku ceni się tradycję. Na  korytarzach widać fotografie z uroczystości, jest gablota poświęcona  polskim lotnikom poległym na ziemi łódzkiej we wrześniu 1939 roku.  Piloci z Łaska bardzo pozytywnie wspominają gen. Andrzeja Błasika,  dowódcę Sił Powietrznych, który zginął w katastrofie rządowego samolotu  pod Smoleńskiem. To jemu Wojsko Polskie zawdzięcza w dużym stopniu  wybór, zakup i wdrożenie F-16. - Wykonywałem ze śp. gen. Andrzejem  Błasikiem lot na F-16, tutaj, w Łasku. On leciał jako pasażer i  obserwator. Mamy dużo doświadczeń i wspomnień z nim związanych. Był  naszym dowódcą odpowiedzialnym za wprowadzenie F-16 w Polsce. To są miłe  wspomnienia. Generał Błasik był bardzo przyjaznym dla pilotów dowódcą -  wspomina ppłk Nowak. Dodajmy, że dla jednostki wydarzeniem jest też  każda wizyta pani Ewy Błasik.
Inne spojrzenie na tradycję to  "biblioteka celów". To dwuznaczna nazwa, bo chodzi o plac, na którym  zgromadzono stare modele samolotów, przede wszystkim sowieckich -  oficjalnie po to, żeby piloci znali ich sylwetki. To lotnicze muzeum  jest dziełem pana Piotra Polita, który pasjonuje się rekonstrukcjami  lotniczymi. Jest też twórcą wystroju oficerskiej kantyny. Wszystkie  elementy zostały w niej wykonane z części starych samolotów. Jednostka  wojskowa w Łasku, chociaż pilnie strzeżona, jest też bardzo otwarta.  Często przyjeżdżają tu różne wycieczki, działa klub miłośników bazy,  wojskowi chętnie pomagają miłośnikom lotnictwa, modelarzom,  fotoamatorom. - Traktujemy to jak promocję obronności - tłumaczy oficer  prasowy por. Marek Kwiatek.
Zupełnie osobnym wydarzeniem jest w Łasku  dyżur bojowy. To specjalne zadanie, które obecnie wykonują rotacyjnie  cztery jednostki. Oprócz łaskiej bazy jest to także druga baza F-16 w  Krzesinach oraz latające na MiG-29 eskadry z Mińska Mazowieckiego i  Malborka. Łask bierze udział w dyżurach bojowych od momentu otrzymania  specjalnego certyfikatu 9 grudnia 2009 roku. Krzesiny dopiero od 20  czerwca tego roku. Wtedy życie bazy przestawia się na inne tory,  szkolenia odbywają się w zmniejszonym wymiarze, natomiast ochrona  jednostki się zaostrza. Do pełniących dyżur żołnierzy właściwie nie ma  dostępu. Ale to właśnie wtedy tak naprawdę bronią naszego państwa. Dwa  samoloty są uzbrojone i przygotowane do wylotu w każdej chwili - to tzw.  para dyżurna, kolejne dwa są w pogotowiu jako "para rezerwowa".  Oczywiście w stałej gotowości są także ich załogi. Czekają na rozkaz, by  w ciągu kilku minut znaleźć się w powietrzu.
Kiedy pilot biegnie do  samolotu, jeszcze nie wie, co tak naprawdę się wydarzyło. Może to być  tylko alarm ćwiczebny, sprawdzający gotowość, ale także poważne zadanie  bojowe, nawet wojna. Na szczęście nie zdarzają się naruszenia naszej  przestrzeni powietrznej. Ale już państwa bałtyckie, które nie mają  własnego lotnictwa bojowego i są pilnowane przez sojuszników z NATO,  także Polaków, często są ofiarą prowokacji rosyjskiego lotnictwa,  którego maszyny wlatują na ich terytoria albo bardzo zbliżają się do  granicy. Wówczas samoloty NATO muszą je "przeganiać". Na szczęście  uciekają do siebie, gdy tylko dochodzi do próby przechwycenia. Z takimi  samymi zaczepkami nasi piloci spotykają się na Bałtyku, gdzie rosyjskie  jednostki latające podlatują do naszej strefy ekonomicznej i wód  terytorialnych. Takie maszyny nie wysyłają żadnych kodów rozpoznawczych  (tzw. sqawk) albo wysyłają zupełnie fałszywe. Lotnictwo Sojuszu musi na  to reagować i pokazujemy Rosjanom, że ich widzimy i jesteśmy gotowi do  ostrych działań, gdyby posunęli się za daleko. Podczas dyżuru bojowego  mogą się zdarzyć inne problemy. Czasem jakiś samolot nie stosuje się do  poleceń kontroli lotów i wojskowe myśliwce kierują go na wyznaczone  lotnisko. Para dyżurna może także pomóc załodze maszyny, która straciła  łączność lub ma jakieś problemy. Chociaż Polska sama strzeże swojej  przestrzeni, to te operacje koordynuje NATO na wypadek, gdyby konieczna  była reakcja z użyciem sił kilku państw.
Rosjanie nadrabiają zaległości
Oficerowie  z Łaska serio traktują apolityczność armii i w dyskusje na temat  potencjalnego przeciwnika nie chcą się wdawać. Rozmawiam więc o  "najbliższych państwach, spoza Paktu Północnoatlantyckiego". W takiej  konwencji udaje się dowiedzieć, jak wygląda nasza pozycja w zestawieniu z  możliwościami np. Rosji. Okazuje się, że polscy piloci starają się być  na bieżąco ze stanem tamtejszych Sił Powietrznych. Obecnie nasze F-16  mają ogromną przewagę nad jakimkolwiek modelem samolotu bojowego znad  Wołgi. - Trafiliśmy na okres pewnego zastoju w Rosji, ale oni szybko to  nadrabiają i wkrótce nasze możliwości będą wyrównanie - zauważa jeden z  pilotów. Rzeczywiście amerykański samolot wielozadaniowy posiada tak  zaawansowane środki rażenia i oceny sytuacji na polu walki, że - jak  mówią nasi oficerowie - "taki MiG-29 to dobry samolot, ale z F-16  skończy walkę, zanim zauważy, że się zaczęła". Ale już tego nie można  powiedzieć o najnowszych modelach Su-30 i Su-35, a tym bardziej o tym,  co jeszcze przygotują wytwórnie Suchoja i Mikojana-Guriewicza.
Na  razie możemy cieszyć się z posiadania jednego z najlepszych na świecie  samolotów bojowych. Polska kupiła F-16 w najnowszej wersji, więc przez  długi czas nasze maszyny się nie zestarzeją. O ile tzw. program  offsetowy jest dość zgodnie oceniany przez specjalistów jako zupełne  niepowodzenie, o tyle wybór samolotu wydaje się trafny. Za szczególnie  cenny specjaliści uważają zawarty w kontrakcie pakiet szkoleniowy  pozwalający na efektywne wykorzystanie maszyn. - Mamy to wszystko, co  mają piloci tej klasy w Europie. Niczego nam nie brakuje - chwali się  ppłk Nowak, chociaż cały czas obserwuje nowości w ofercie producenta  maszyny i fabryk uzbrojenia. Ciągle powstają nowe dodatki, które możemy  kupić; kiedyś też trzeba będzie myśleć o modernizacji F-16. I o kadrach.  - Brakuje nam młodych pilotów. Czekamy na tych, którzy są teraz w USA,  ale jeszcze minie ponad rok, żeby naprawdę zaczęli latać na F-16. Są  chętni, zdolni, ale szkolenie jest trudne, kosztowne, długie. Więc nie  ma gwałtownego dopływu ludzi. To wszystko są rzeczy, które trzeba  planować kilka lat do przodu - wyjaśnia oficer.
Piotr Falkowski, Łask

Polska  zakupiła 48 samolotów F-16 w wersji Block 52+, w tym 36  jednomiejscowych (wariant C) i 12 dwumiejscowych (wariant D) za 3,5 mld  dolarów wraz z wyposażeniem i uzbrojeniem oraz obsługą i szkoleniem  załóg. 48 maszyn składa się na trzy eskadry: dwie w Poznaniu-Krzesinach i  jedna w Łasku, tworzące razem 2. skrzydło lotnictwa taktycznego. Model  F-16 został zaprojektowany na początku lat 70. przez firmę General  Dynamics, a produkuje go obecnie koncern Lockheed Martin. F-16 latają w  amerykańskich Siłach Powietrznych od 1978 r. jako podstawowy samolot  wielozadaniowy. Różne wersje F-16 zakupiło ponad 20 innych państw, m.in.  Izrael, Egipt, Korea Płd., Tajwan. Z państw NATO mają je poza Polską:  Turcja, Grecja, Holandia, Belgia, Norwegia, Portugalia, Dania i Włochy.  Jeden F-16 w wersji, jaka lata w Polsce, waży 8,3 tony, z uzbrojeniem i  paliwem do 21,8 t. Osiąga szybkość 2,2 Ma (2300 km/h), czyli 2,2 razy  przekracza prędkość dźwięku, ma zasięg do ok. 5 tys. km, a maksymalny  pułap - 15 250 metrów.
Nasz Dziennik 2011-07-14
Autor: jc