Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Zawierzamy decyzji Ojca Świętego

Treść

"Stolica Apostolska, decydując się na nominację nowego arcybiskupa metropolity Warszawy, wzięła pod uwagę wszystkie okoliczności jego życia, między innymi także związane z jego przeszłością. Ojciec Święty ma do abp. Stanisława Wielgusa pełne zaufanie i z całą świadomością powierzył mu misję pasterza archidiecezji warszawskiej" - czytamy w papieskiej deklaracji.
Tego jeszcze w historii Kościoła Powszechnego nie było! To nie Sekretariat Stanu, nie Kongregacja ds. Biskupów, ale sam Ojciec Święty z własnej inicjatywy, z całą odpowiedzialnością, wypowiedział się w sprawie nominacji nowego arcybiskupa Warszawy.

Najbliższy współpracownik Papieża
Wracając do Jerozolimy, wstąpiłem na kilka dni do Rzymu, gdzie spotkałem najbliższego współpracownika Ojca Świętego. To, co mi najbardziej dało do myślenia, to jego swoiste oświadczenie: "Mamy nadzieję, że wreszcie skończy się atak na nowego arcybiskupa Warszawy". Co ciekawe, papieski współpracownik nie powiedział tego w liczbie pojedynczej: "mam nadzieję", ale: "mamy nadzieję".

Dyplomacja watykałska
Gdyby postawić wagę i na jednej szali położyć ewangeliczne uzdrowienie niewidomego, a na drugiej wspomnianą osobistą deklarację Ojca Świętego, to dyplomaci watykańscy nie są pewni, która z szal by przeważyła. To jest bardzo sugestywny obraz. Oddaje on w jasny sposób wagę papieskiej deklaracji. Jednocześnie wyraża nadzieję, że zostanie ona tak naprawdę zauważona przez tych, którzy jej nie widzą, bądź nie chcą widzieć.
Oprócz tego nie zapominajmy, że to nie ks. abp Stanisław Wielgus wybrał sobie Warszawę, ale jest to osobista decyzja Ojca Świętego Benedykta XVI. Opieszałość w jej realizacji byłaby znakiem nieposłuszeństwa Papieżowi. Nie zapominajmy również i o tym, że ks. rektor Stanisław Wielgus został mianowany biskupem w 1999 r. przez Jana Pawła II. Czyżby Papież Polak nie wiedział, co robi?

Współpraca z własnej inicjatywy czy wymuszone kontakty
"Bad news is a good news" mówią Amerykanie - zła nowinka-wiadomość to dobra nowinka. Ważne, żeby był news! Jeśli trzeźwo pomyślimy, to zauważymy szybko, że publikacje prasowe są dalekie od naukowego, krytycznego, spokojnego i poważnego podejścia do sprawy. Tu często wychodzi na jaw bardzo dyletanckie zachowanie.
Przeżywaliśmy to już kiedyś przy okazji ataków na samego Ojca Świętego Benedykta XVI. Młody Joseph Ratzinger, ażeby uczyć się podczas II wojny światowej, musiał chodzić w stroju niemieckim, jakiego wtedy używano i pracować fizycznie na froncie, o czym pisze w swej autobiografii. Czy znaczy to, że popierał Wermacht? Po długich debatach dziennikarze doszli do wniosku, że absolutnie nie!

Współpraca czy gra?
Z osobistego doświadczenia mogę wyznać, że przygotowując historyczną pracę naukową, dokonałem krytycznej analizy nie jednej, ale kilkudziesięciu teczek personalnych osób duchownych. To, co można powiedzieć z całą odpowiedzialnością, to fakt, że teczki osobowe, szczególnie z tego okresu, są - mówiąc prostym językiem - jak supermarket: "każdy znajdzie w nich to, co chce znaleźć"! Kiedy przegląda się słynną ostatnio teczkę, widać jasno, że bardziej niż współpraca była to gra - jak to określił sam arcybiskup. W tej grze, sami możemy ocenić, że młody ksiądz przerastał inteligencją komunistycznych oficerów.
W interpretacji tej teczki bezcenne i prorocze są słowa Ojca Świętego Benedykta XVI wypowiedziane 25 maja 2006 r. właśnie w archikatedrze warszawskiej: "Trzeba unikać aroganckiej pozy sędziów minionych pokoleń, które żyły w innych czasach i innych okolicznościach. Potrzeba pokornej szczerości, by nie negować grzechów przeszłości ale też nie rzucać lekkomyślnych oskarżeń bez rzeczywistych dowodów, nie biorąc pod uwagę różnych, ówczesnych uwarunkowań."

"Nie zrealizował ani jednego zadania"
Stwierdził prof. Andrzej Paczkowski, członek komisji rzecznika praw obywatelskich, po analizie wspomnianej teczki personalnej. Na tym polegała inteligencja ks. abp. Stanisława Wielgusa, i to w tamtym czasie i w tamtych uwarunkowaniach. Czyżby ktoś się bał inteligencji arcybiskupa nominata?

"Niech wytoczy mi sprawę sądową"
Wiemy przecież dobrze, iż każdy z księży, lekarzy, prawników, profesorów etc. ma swoją teczkę, tym bardziej jeśli był za granicą. Problem polega na tym, jak ją czytać. Po pierwsze: czy ubeckie akta znaczą tyle co Ewangelia i czy trzeba przed nimi klękać na obydwa kolana? Po drugie: każdy poważny historyk zdaje sobie sprawę, że ten sam dokument można różnie interpretować. Dlatego na początku trzeba jasno opracować naukową metodologię "sensu stricte" co do analizy tych sprawozdań. Powinno się też uściślić pojęcia, m.in.: "współpraca z własnej inicjatywy czy wymuszone kontakty". A jak powiedział sam nowy arcybiskup Warszawy: "Jeśli ktoś uważa, że go skrzywdziłem, to niech wytoczy mi sprawę sądową".

Dziennikarskie nominacje
Czy chcemy, aby dziennikarze szeptali na ucho Ojcu Świętemu, kto ma być naszym biskupem, a kto nie? Czy to zwykły przypadek, że ataków nie podnoszono za życia Jana Pawła II, ale czekano z nimi do dziś? Dlaczego niektórzy dziennikarze nie mieli nic do powiedzenia, gdy zainteresowany był rektorem KUL, biskupem Płocka, tylko zrobili szum medialny właśnie teraz, na progu ingresu? Czy bali się tego, że w spokojnej atmosferze można byłoby wiele wyjaśnić, a teraz już nie ma na to czasu? Dlaczego więc taka zacięta walka na kilka dni przed ingresem? Czyżby komuś bardzo zależało na tym, aby po prostu "zablokować" decyzję Ojca Świętego? A może niektórzy się boją nowego arcybiskupa w Warszawie, jak przysłowiowy "diabeł święconej wody?"

Jak się czujemy?
Mówi się, że biskup to ojciec diecezji. Jakbyśmy się czuli, gdyby obrażano naszych własnych rodziców? I to bez naukowego, poważnego dochodzenia i pomimo deklaracji samego Ojca Świętego? Czy zdajemy sobie sprawę, co to znaczy: Papież - nie Polak, wstawia się za arcybiskupem stolicy Polski i to przed Polakami... Brak słów!
A Pan Bóg mówi w Piśmie Świętym: "Kto we łzach sieje, żąć będzie w radości" (Ps 126, 5). Zapewne bolesne przeżycia arcybiskupa Warszawy wydadzą obfite owoce w nowej archidiecezji.

Złodziej: "łapać złodzieja !"
Tak. Czyż nie przypomina się nam opowieść o złodzieju, który po dokonaniu kradzieży wskazuje palcem na inną osobę, krzycząc: "łapać złodzieja?!". To jest jeden z mechanizmów psychologicznych. Tym razem czyż nie jest on sprytnie użyty przez katów, którzy chcą się chować za fałdami biskupich sutann?

Dlaczego?
To jest zawsze bardzo ważne pytanie. A odpowiedź? Cóż, trzeba jasno i spokojnie sobie powiedzieć: to nie jest tylko atak na arcybiskupa Warszawy; to nie jest tylko atak na biskupów polskich; to nie jest tylko atak na nas, ochrzczonych; ale to jest atak przypuszczony na nasze autorytety i na decyzję Ojca Świętego! Tu nie chodzi o Kościół tylko jako instytucję, ale o każdego z nas. Ktoś, kto za tym stoi, jest świadomy, że my Polacy potrzebujemy autorytetów, swoistych punktów odniesienia. Kiedyś byli nimi królowie, podczas zaborów - wieszcze narodowi, potem - Marszałek, a przez długie lata powojenne - ks. kard. Stefan Wyszyński. Potem na czele z ks. kard. Józefem Glempem zwracaliśmy nasze serca i oczy w stronę Jana Pawła II. Po śmierci Papieża Polaka jesteśmy w całkowicie nowej sytuacji. I nie wiemy, gdzie się zwrócić. Tę sytuację ktoś stara się wykorzystać, zdając sobie sprawę, że bezcennym darem dla Polski jest następca ks. kard. Karola Wojtyły na stolicy krakowskiej i następca ks. kard. Stefana Wyszyńskiego na stolicy warszawskiej.

Wniosek
Jako ludzie ochrzczeni, katolicy, nie bójmy się spojrzeć na to wszystko spokojnie i w duchu wiary. Zostawmy medialny szum i spróbujmy sami pomyśleć. Mówimy często, że Ojciec Święty jest Wikariuszem Chrystusa, zastępcą św. Piotra i następcą Jana Pawła II. Myślę, że wszyscy jesteśmy przekonani, iż Ojciec Święty wiedział, co robi, mianując, po długim zastanowieniu, ks. bp. Stanisława Wielgusa metropolitą warszawskim. Uszanujmy więc wolę Papieża i tak po prostu - zawierzmy decyzji Ojca Świętego.
ks. Paweł Rytel-Andrianik, Drohiczyn - Jerozolima
"Nasz Dziennik" 2007-01-06

Autor: wa