Zatarte ślady po prywatyzacji
Treść
Jednym z najważniejszych celów prywatyzacyjnych w latach 90. było zapewnienie budżetowi dochodów. Dlatego wiele transakcji sprzedaży zakładów przeprowadzano w pośpiechu, bez należytej staranności i dbałości o majątek narodowy. Przykładem takiej prywatyzacji może być sprzedaż Zakładów Przemysłu Tytoniowego Radom. W dodatku wiele dokumentów związanych z tą prywatyzacją w dziwny sposób zniknęło z archiwów Ministerstwa Skarbu Państwa.
Decyzję o prywatyzacji sektora tytoniowego podjął rząd koalicji SLD - PSL w maju 1995 r., gdy ministrem przekształceń własnościowych był Wiesław Kaczmarek. Na przetarg planowano wystawić największe zakłady: w Krakowie, Poznaniu, Radomiu, Łodzi i Augustowie. Prywatyzacja miała przynieść spore dochody budżetowi, ale jednocześnie Skarb Państwa miał zachować wpływ na funkcjonowanie tych przedsiębiorstw nawet po ich sprzedaży. Zakładano bowiem, że w pierwszym etapie inwestorzy branżowi kupią 33 proc. akcji danej firmy, a gdy zrealizują zakładane inwestycje, odkupią od państwa kolejny pakiet, dający już przynajmniej 65 proc. udziałów. Mimo to w rękach rządu miała zostać tzw. złota akcja, gwarantująca możliwość blokowania decyzji niekorzystnych z punktu widzenia państwa i gospodarki. Teraz i tak już nie jest to stosowane, bo w tym czasie prawa do "złotej akcji" wygasły.
Prywatyzacja sektora tytoniowego wywołała już w 1995 r. duże emocje, część parlamentarzystów protestowała przeciwko temu, argumentując, że pozbywamy się dochodowego monopolu. Przeciwko była także część pracowników obawiająca się zwolnień w przypadku restrukturyzacji zakładów. A taka sytuacja była do przewidzenia. W Radomiu przeciwko prywatyzacji były związki zawodowe i doszło nawet do wybuchu akcji protestacyjnej. Wówczas wszystkie opory zostały przełamane i do prywatyzacji doszło. Gdy jednak w tym roku kontrolerzy Ministerstwa Skarbu Państwa chcieli przyjrzeć się prywatyzacji jednego z producentów papierosów - Zakładów Przemysłu Tytoniowego Radom - okazało się, że wiele dokumentów prywatyzacyjnych po prostu... zaginęło. Sprawę będzie musiała zapewne zbadać prokuratura.
Szybko sprzedajmy
Prywatyzacja radomskiej tytoniówki nie była sprawą łatwą, o czym świadczy choćby fakt, że resort przekształceń własnościowych (tak wcześniej nazywało się MSP) wybrał aż trzech doradców prywatyzacyjnych, którzy pomagali przy tej transakcji. Choć z drugiej strony przy sprzedaży wielu większych firm takie usługi wykonywała jedna firma. Być może akurat w tym przypadku było to związane z pośpiechem, jaki towarzyszył sprzedaży radomskich ZPT. Ministerstwo domagało się od doradców szybkiego tempa prac przy opracowaniu różnych analiz przedprywatyzacyjnych. Chodziło o to, aby po prostu zdążyć z podpisaniem umowy przed końcem 1995 r., gdyż inaczej nie uda się zrealizować planów dochodów budżetowych z prywatyzacji na ten rok. Ten sam pośpiech towarzyszył także sprzedaży innych przedsiębiorstw sektora tytoniowego.
W lipcu 1995 r. w prasie polskiej i zagranicznej ukazało się ogłoszenie o przetargu na sprzedaż radomskiej tytoniówki. W październiku okazało się, że wpłynęły dwie oferty: jedną złożyła francuska grupa SEITA, drugą hiszpańska Tabacalera. Oferta Francuzów była korzystniejsza, ponieważ oferowali oni za 65 proc. akcji ZPT w Radomiu ponad 53 mln dolarów i zobowiązywali się także do dużych inwestycji w przedsiębiorstwie. Hiszpanie chcieli zaś zapłacić za jednego z czołowych producentów papierosów tylko 22 mln dolarów. Nic więc dziwnego, że komisja przetargowa wybrała ofertę SEITA i 22 grudnia 1995 r. doszło do zawarcia umowy, która jednak jeszcze dzisiaj wzbudza wiele wątpliwości, głównie z powodu braku troski o interes publiczny. - Skarb Państwa sprzedawał najpierw pakiet 33 proc. akcji, potem SEITA miała dokupić 32 procent. Ale w umowie znalazły się zapisy, które uniemożliwiały ministerstwu negocjowanie wysokości zapłaty za drugi pakiet akcji radomskiej tytoniówki - mówi Grzegorz Janas, szef zespołu kontrolerów Ministerstwa Skarbu Państwa. - Zauważyliśmy też, że ówczesne Ministerstwo Przekształceń Własnościowych nie zadbało o jasne określenie w umowie zasad naliczania kar, gdyby inwestor nie wywiązał się ze swoich zobowiązań - dodaje.
W tym świetle szereg wątpliwości budzi też sprawa aneksu do umowy prywatyzacyjnej z marca 1996 r., która znosiła nakaz wyodrębnienia z ZPT Radom zakładu przerobu tytoniu w Jędrzejowie. Co prawda z punktu widzenia ekonomicznego była to decyzja zasadna (ograniczano koszty zakupu surowca przez radomski zakład), ale niestety państwo nie zadbało należycie o interesy plantatorów tytoniu, ponieważ po wygaszeniu zakładu w Jędrzejowie zmniejszyły się możliwości sprzedaży krajowego tytoniu.
Gdzie są dokumenty?
Badając proces prywatyzacji ZPT Radom (obecnie zakład nosi nazwę Altadis Polska, po tym jak SEITA połączyła się z... hiszpańską Tabacalerą i powstał międzynarodowy koncern Altadis), kontrolerzy MSP natknęli się na szereg przeszkód nie do pokonania. Przede wszystkim w archiwum ministerstwa brakuje wielu dokumentów związanych z tą sprzedażą. Już w trakcie wyboru doradców prywatyzacyjnych przygotowywane są choćby oferty przetargowe, gdzie potencjalni doradcy określają warunki, na jakich są gotowi pisać ekspertyzy. W tym przypadku doradców było trzech: Morgan Grenfell & Co. Ltd. (wraz z Arthur Andersen), spółka Consultor i kancelaria W. Kubiak, M. Łukowicz, W. Zieliński i spółka. I teraz, 12 lat po prywatyzacji, nie można się nawet zapoznać ze szczegółami ich ofert. Nie wiemy nawet, jak wyglądały analizy przygotowywane przez doradców, gdyż po wielu z nich nie został nawet ślad. Jak więc ocenić, czy zostały przygotowane poprawnie, z należytą starannością? Przykłady innych prywatyzacji pokazują, że różnie z tym bywało i praca doradców też często okazywała się kiepskiej jakości. Rzutowało to potem na samą transakcję z inwestorem.
To zastanawiające, tak samo jak i fakt, że w ministerstwie nie zachowało się także szereg dokumentów dotyczących samych ofert za zakup ZPT Radom. Trudno jest więc teraz je ocenić. - Szukaliśmy analiz prywatyzacyjnych i innych ważnych opracowań we wszystkich komórkach ministerstwa, instytucjach podległych MSP, innych organach państwowych, np. NIK, ale nigdzie ich nie było - mówi Grzegorz Janas. - Nie da się tego wytłumaczyć inaczej jak celowym działaniem. Dlatego skierowany będzie wniosek do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa ukrywania bądź niszczenia dokumentów.
Janas podkreśla, że sam fakt sprzedaży ZPT Radom dużej zagranicznej grupie tytoniowej okazał się dla firmy korzystny (zyskała silnego branżowego właściciela, dostęp do nowych technologii itp.), jednak trudno jest z powodu właśnie braku dokumentów dokładnie sprawdzić, jak ten proces prowadzili państwowi urzędnicy. Czy czasem troska jedynie o zapewnienie dochodów budżetowi państwa nie spowodowała nadmiernego pośpiechu i wielu błędów? A kilka wątpliwości i tak się przecież pojawiło. Trudno więc brak tak wielu ważnych dokumentów traktować jako czysty przypadek i zbieg okoliczności.
Niestety, okazuje się, że ten przypadek nie jest odosobniony. W trakcie analizy wielu innych transakcji prywatyzacyjnych także stwierdzono brak ważnych dokumentów. Tymczasem podlegają one ochronie prawnej jako materiały archiwalne i ich niszczenie jest karane grzywną i więzieniem.
Krzysztof Losz
"Nasz Dziennik" 2007-10-16
Autor: wa