Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Zastraszanie dziennikarzy

Treść

Jako "zbrodnię wojenną" określiła wczoraj Międzynarodowa Federacja Dziennikarzy ostrzelanie przez amerykański czołg hotelu "Palestine", w wyniku którego zginęło dwóch dziennikarzy. Wczorajszy dzień, w którym w Iraku zginęło trzech dziennikarzy, należał pod tym względem do najgorszych od początku wojny.
Wojna w Iraku pokazuje coraz brutalniejsze oblicze. Oprócz cywilów coraz częściej ofiarami ataków żołnierzy sił inwazyjnych stają się przedstawiciele mediów. W szczególnie dramatycznej sytuacji znajdują się dziennikarze przebywający w Bagdadzie.
W ostrzelanym wczoraj przez amerykańskie wojska bagdadzkim hotelu "Palestine" zginęło dwóch dziennikarzy, a trzech zostało rannych. Amerykański generał Buford Blount, przyznając, że hotel ostrzelano z amerykańskiego czołgu, stwierdził jednak, że najpierw czołg został ostrzelany z hotelu z broni lekkiej i granatników. Z kolei generał Vincent Brooks, składając kondolencje rodzinom ofiar podczas konferencji prasowej w centrum dowodzenia, zapewnił, że była to tragiczna pomyłka. Odpowiadając na pytania zszokowanych dziennikarzy, generał dodał, że Amerykanie nie wiedzą, w których miejscach zamieszkują przebywający w Bagdadzie przedstawiciele mediów. - Siłom koalicji znane są jedynie miejsca pobytu dziennikarzy towarzyszących siłom antyirackiej "koalicji" - oświadczył generał Brooks.
Jednak obecni na miejscu tragedii dziennikarze zaprzeczają, aby w hotelu byli obecni iraccy żołnierze. Zdaniem korespondenta telewizji Sky News, który był naocznym świadkiem zdarzenia, załoga amerykańskiego czołgu z premedytacją ostrzelała hotel.
Ostrzelanie hotelu, w którym są zakwaterowani dziennikarze, ostro potępiła Międzynarodowa Federacja Dziennikarzy, określając to jako "zbrodnię wojenną". Według organizacji, osoby odpowiedzialne za to wydarzenie powinny stanąć przed sądem.
Wiele szczęścia miała ekipa telewizji satelitarnej Abu Dhabi TV ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, która znalazła się pod bezpośrednim ostrzałem amerykańskich wojsk. W pewnej chwili sytuacja była tak poważna, że korespondent tej telewizji, Szaker Hamed, wysłał wczoraj o godz. 13.00 czasu polskiego sygnał SOS, prosząc o ratunek dla dziennikarzy, którzy utkwili w biurze telewizji. Jak poinformowała powołująca się na niego Agencja France Presse, grupa 25 dziennikarzy i pracowników technicznych telewizji Abu Dhabi i katarskiego kanału telewizyjnego Al-Dżazira znalazła się w strefie działań wojennych, w której poza nimi nie było cywilów.
Korespondent poprosił Komitet Międzynarodowego Czerwonego Krzyża, Międzynarodową Federację Dziennikarzy, organizację "Reporterzy bez Granic" i Związek Dziennikarzy Arabskich o pomoc w wydostaniu się ze strefy, "gdzie nieprzerwanie wybuchają rakiety i pociski". Wczoraj rano w siedzibę telewizji Abu Dhabi TV trafiły trzy pociski artyleryjskie. W czasie porannego ostrzału biura umieszczona tam kamera zarejestrowała, że ogień był prowadzony z broni maszynowej dużego kalibru zainstalowanej na amerykańskim czołgu Abrams, który zajął pozycję z przodu mostu prowadzącego na zachodni brzeg rzeki Tygrys. Gdy z czołgu posypały się kule w kierunku dziennikarzy, jeden z pocisków ranił arabskiego operatora, który upadł za kamerą.
Amerykańskie wojska zbombardowały wczoraj także bagdadzkie biuro katarskiej telewizji Al-Dżazira, zabijając jej korespondenta Tarika Aiuba i raniąc jednego ze współpracowników. W ostatnim czasie telewizja ta stała się częstym celem żołnierzy sił inwazyjnych. 28 marca w Basrze zginął jej operator. W poniedziałek na autostradzie prowadzącej do bagdadzkiego lotniska Amerykanie ostrzelali samochód należący do katarskiej telewizji. Stało się tak mimo że samochód był wyraźnie oznakowany. Jak poinformowała agencja ITAR-TASS, patrol amerykański bez żadnego racjonalnego powodu ponownie ostrzelał samochód po jego zrewidowaniu. W nocy z poniedziałku na wtorek Al-Dżazira straciła kolejnego pracownika, kiedy amerykańskie lotnictwo zbombardowało jej przedstawicielstwo w Bagdadzie. Prezenter stacji oskarżył Amerykanów o umyślne zniszczenie przedstawicielstwa Al-Dżaziry.
Coraz częstsze przypadki "pomyłkowego" ostrzeliwania lub brutalnego traktowania przez żołnierzy sił inwazyjnych przedstawicieli mediów relacjonujących iracką wojnę budzą na świecie ogromny niepokój. Zdaniem wielu dziennikarzy, złe traktowanie przedstawicieli mediów niezależnych od agresorów, które nie mają ochoty stać się elementem ich wielkiej machiny propagandowej, może świadczyć o próbach zastraszania dziennikarzy. W sytuacji kiedy nie sprawdziły się oskarżenia USA pod adresem Iraku o posiadanie broni masowego rażenia, agresorzy robią wszystko, aby niekontrolowane przez nich media trzymały się z dala od głównego nurtu wydarzeń.
Waldemar Moszkowski, KWM
Nasz Dziennik 9-04-2003

Autor: DW