Zarząd straszy: Zapłacicie za protest
Treść
Półtoragodzinna blokada torów pomiędzy Dworcem Zachodnim a Centralnym w Warszawie zorganizowana przez związki zawodowe kolejarzy może mieć dla związkowców konsekwencje finansowe. Dyrekcja PKP grozi organizatorom protestu pozwami sądowymi o pokrycie strat, jakie kolej poniosła na skutek protestu. Straty te są szacowane wstępnie na minimum kilkadziesiąt tysięcy złotych. Zapowiadany na wczoraj protest pracowników kolei zrzeszonych w "Solidarności" i w Związku Zawodowym Pracowników PKP miał inny od zaplanowanego przebieg. Pikieta i blokada Dworca Centralnego w Warszawie zaplanowane na godzinę 11.00 nie rozpoczęły się w zapowiadanym miejscu, tylko na peronie stacji Warszawa Zachodnia. 500-osobowa grupa związkowców w ramach protestu około godziny 11.30 początkowo zablokowała jeden tor, by po chwili zająć wszystkie tory prowadzące w kierunku centrum. W tym samym czasie na Dworcu Centralnym zaczęły pojawiać się komunikaty informujące podróżnych o przerwie w kursowaniu pociągów. Wyjątkowo bardzo mała liczba podróżnych na terenie dworca świadczyła o tym, że podróżni wiedzieli o proteście i unikali w tym czasie jazdy pociągiem. Związkowcy, trzymając transparenty, przy akompaniamencie gwizdków i huku petard poruszali się torami w stronę centrum miasta. Kolejarze protestowali w ten sposób przeciwko rządowym planom pozbawienia części pracowników kolei prawa do emerytur pomostowych. Według nowej ustawy o "pomostówkach" na wcześniejsze emerytury mogłyby przejść osoby wykonujące prace maszynistów pojazdów trakcyjnych (maszynista pojazdów trakcyjnych, maszynista instruktor, maszynista zakładowy, maszynista wieloczynnościowych i ciężkich maszyn do kolejowych robót budowlanych i kolejowej sieci trakcyjnej, kierowca lokomotywy spalinowej o mocy do 300 KM, pomocnik maszynisty pojazdów trakcyjnych) i kierowników pociągów. Na nowej liście uchwalonej przez parlament są również osoby wykonujące prace bezpośrednio przy ustawianiu drogi przebiegu pociągów i pojazdów metra (dyżurny ruchu, nastawniczy, manewrowy, ustawiacz, zwrotniczy, rewident taboru bezpośrednio potwierdzający bezpieczeństwo pociągu, dyspozytor ruchu metra, dyżurny ruchu i stacji metra). Zdaniem szefa doradców premiera Michała Boniego, możliwość przechodzenia na wcześniejsze emerytury będzie miało 40 proc. pracowników kolei. Jednak protestujących nie satysfakcjonują te rozwiązania. Kolejarze pytali, dlaczego osoba spełniająca funkcję kierownika pociągu ma być objęta możliwością przejścia na wcześniejszą emeryturę, ale takiego prawa mają być pozbawieni konduktorzy. Do 15 grudnia prezydent musi zdecydować, czy podpisze ustawę o wcześniejszych emeryturach. Wczoraj przedstawiciele związków zawodowych próbowali przekonywać prezydenta Lecha Kaczyńskiego do zastosowania weta, przekazując pracownikom kancelarii swoje postulaty. Protest zakończył się punktualnie o godzinie 13.00 i dopiero po tej godzinie ruszyły pociągi. Jednak - zdaniem dyrekcji spółki PKP - protest był nielegalny, nietrafiony pod względem merytorycznym i działał na szkodę pasażerów i firmy. - Uprzedzaliśmy organizatorów protestu, że jest to protest nielegalny, że meritum sporu nie dotyczy pracodawcy, nie dotyczy kolei, a przede wszystkim nie dotyczy pasażerów, którzy ponoszą konsekwencje tego protestu - powiedział rzecznik PKP Krzysztof Łańcucki. "Akcja protestacyjna polegająca na blokadzie torów jest niezgodna z prawem i bez jakichkolwiek podstaw przewidzianych w Ustawie o Rozwiązywaniu Sporów Zbiorowych. Strajk uderzy w klientów Grupy PKP: przewoźników, pasażerów i pracodawców strajkujących" - brzmi z kolei komunikat spółki. Straty powstałe w wyniku protestu będą wynosić od kilkudziesięciu do kilkuset tysięcy złotych. Podróżni, którzy dowiedzieli się o proteście, a mieli zakupione bilety, mogli dostać zwrot pieniędzy. Jak twierdzą przedstawiciele PKP, nie da się oszacować dokładnie kosztów protestu, gdyż w najbliższych dniach podróżni mogą ubiegać się o znacznie wyższe zwroty związane z poniesionymi przez nich stratami, znacznie wyższymi niż te dotyczące jedynie zakupu biletów. Grzegorz Lipka "Nasz Dziennik" 2008-12-10
Autor: wa