Żar uczuć na pointe'ach
Treść
Boris Ejfman pytany przez dziennikarzy, skąd czerpie pomysły, natchnienie, odpowiada, że to Bóg obdarzył go talentem, dając mu szczęście realizowania marzeń. Ejfman jest więc artystą szczęśliwym, spełnionym. A jako człowiek? Na podstawie jego twórczości, którą w pewnym sensie wyraża siebie, swój pogląd na świat, swoje niepokoje duszy, swoje emocje, można powiedzieć, że jest człowiekiem niezmiernie wrażliwym, głęboko emocjonalnym, a zarazem precyzyjnym "rzemieślnikiem" opracowującym choreografie z dokładnością "mędrca szkiełka i oka". Niepozbawioną wszak romantycznego porywu emocji. Wystarczy popatrzeć na najnowszy spektakl Ejfmana "Oniegin" gościnnie pokazany w Operze Narodowej w Warszawie.
Bo żeby zaistniał na scenie taki żar uczuć, taki płomień miłości, trzeba samemu coś podobnego przeżyć, mieć osobowość podatną na dawanie i przyjmowanie uczuć. Uczuć wielkich, gorących, pełnych żaru. Poemat Aleksandra Puszkina "Oniegin" wpisuje się w ciąg twórczości Ejfmana inspirowanej wielką literaturą, Molierem, Szekspirem, głównie jednak literaturą rosyjską - Dostojewskiego ("Bracia Karamazow", "Idiota"), Bułhakowa ("Mistrz i Małgorzata"), Tołstoja ("Anna Karenina"), Czechowa ("Mewa"). To wspaniała promocja rosyjskiej literatury, szacunek dla dorobku pokoleń. Ejfman, tworząc własną wizję w oparciu o dzieła klasyczne, nie ośmiesza, nie dyskredytuje, nie niszczy klasyki będącej przecież dziedzictwem kultury narodowej. Tylko pozazdrościć. U nas, pożal się Boże, twórcy teatralni (choć nie tylko, bo także filmowi, literaccy) przerabiają dzieła, ba, arcydzieła narodowe na bełkotliwe i obsceniczne twory niemające nic wspólnego z tekstem oryginalnym i zawartą w nim myślą autora.
O baletach Borisa Ejfmana mówi się, że jest to sztuka popularna, komunikatywna dla wszystkich, bez względu na stopień przygotowania odbiorcy. Ich widowiskowość uwodzi, a fabularny charakter opowieści czyni spektakl w pełni zrozumiałym. To coś wspaniałego. Owszem, większość jego baletów można zaliczyć do tzw. sztuki popularnej. Ale na jakże wysokim poziomie artystycznym. Zarówno pod względem układu choreograficznego, myśli inscenizacyjnej konsekwentnie przeprowadzonej od początku do końca oraz prowadzenia tancerzy. Czy to w partiach solowych, czy w pas de deux, czy w grand pas de deux, czy w pas d'action, czy w corps de ballet. Ejfman jest mistrzem w prowadzeniu artystów. Wszystko to znajdujemy w jego najnowszej premierze "Oniegin". Wprawdzie na samym początku artysta zaskakuje widza, wprowadzając element natrętnej publicystyki, kiedy na ekranie monitora pokazywane są zdjęcia (dokumentalne?) z zamieszek politycznych w Moskwie sprzed kilkunastu lat. Ale zaraz potem na okrągłym ekranie pojawiły się sceny z "Jeziora łabędziego", baletu Czajkowskiego w najsłynniejszej, klasycznej choreografii Petipy, powstałej przecież ponad sto lat temu i ciągle obecnej w światowym repertuarze baletowym. To kanon, przez który wszyscy tancerze muszą przejść. Ejfman daje tym samym świadectwo czerpania z klasyki. U podstaw sztuki jego choreografii jest niezmiennie klasyka. Od niej wychodzi, ale siebie wyraża już we współczesności. To wymowne określenie swego miejsca w pokoleniowej ciągłości sztuki baletowej.
W tym samym czasie, gdy na ekranie pokazywany jest corps de ballet "Jeziora Łabędziego", na scenie na żywo oglądamy corps de ballet, ale w choreografii o diametralnie różnej estetyce. Współczesne bardzo głośne rytmy, nawet hard rock, i adekwatny do tego ruch. Współczesny świat, inne obyczaje, inny język porozumiewania się, inny ruch, bardziej agresywny. Tak jak dzisiejszy świat, tak jak obecna subkultura młodzieżowa, tak jak często zwraca się do siebie młodzież.
I już wiemy, że Ejfman przeniósł bohaterów Puszkina do naszych czasów. Ale po chwili na scenie pojawia się Oniegin (wyrazisty, dynamiczny Aleksiej Turko) i zaraz za nim jego przyjaciel Leński (wspaniały Nikołaj Radjusz). Otoczka więc jest współczesna, dzisiejsza. A emocje, dusza bohaterów, ta słynna rosyjska dusza? Czy zmieniła się? I to jest główny akcent czy raczej pytanie postawione w tym spektaklu. Spektaklu przepełnionym namiętnością uczuć. Tak jak w XIX wieku, tak i dziś miłość jest tym najpiękniejszym darem danym człowiekowi. Ale zawsze jest tak, że jedno z tych dwojga kocha bardziej, drugie zaś mniej albo wcale. Musi więc być i cierpienie towarzyszące miłości. I jest. Najpierw cierpi Tatiana (Nina Zmijewiec), pięknie i nostalgicznie tańczy swoje młodzieńcze uczucie miłości. Zranione i odrzucone przez cynicznego Oniegina. Scena pisania listu miłosnego do Oniegina, wsparta głosem z offu, nałożyła na wykonawczynię partii Tatiany zadania stricte aktorskie.
W pamięci pozostają jakże pięknie tańczone duety miłosne Olgi (Złata Jalinicz) i Leńskiego (Nikołaj Radjusz), solówki Tatiany (Nina Zmijewiec) i Oniegina (Aleksiej Turko), taniec umierającego Leńskiego, zabitego nożem przez Oniegina w wyniku bójki. Takich scen do zapamiętania jest tu bardzo, bardzo wiele. Prawie wszystkie. Poezja gestu, harmonia i płynność ruchu urzeka. I nie przeszkadza zderzenie z zupełnie inną - wydawałoby się - stylistyką, jaką posługuje się akrobatyka. Wręcz przeciwnie. To zderzenie tworzy dodatkową dramaturgię obrazu. Ponadto warto zauważyć, że Ejfman wprowadził do corps de ballet element zróżnicowania zadań dla poszczególnych wykonawców w ramach zespołu. Tańczą do tej samej muzyki, ale każdy z nich w pewnym momencie ma do wykonania inne, własne zadania, co sprawia, że na chwilę stają się niejako solistami. Ta indywidualizacja postaci pokazuje różnorodność charakterów ludzkich, osobowości, temperamentów.
I jeszcze jedno, tutaj nie ma stosowanej dziś nagminnie tzw. rwanej, szarpanej narracji, a tym samym rwania sensów znaczeniowych. Ejfman opowiada swoje historie, nie uciekając się do tej fatalnej formy, która stała się dziś strasznie modna. Piękny i mądry spektakl.
Temida Stankiewicz-Podhorecka
"Oniegin", balet Borisa Ejfmana, muz. Piotr Czajkowski i zespół Awtograf, Sanktpetersburski Teatr Baletu w Operze Narodowej w Warszawie, w ramach Dni Sztuki Tańca.
"Nasz Dziennik" 2009-09-23
Autor: wa