Zanurzenie się w nadziei
Treść
O tym, że teatr prócz oddziaływania stricte artystycznego może ewangelizować, przekonujemy się przy każdym spektaklu Sceny Plastycznej KUL Leszka Mądzika. Każdy spektakl artysty podejmuje temat człowieczego losu w jego chrześcijańskiej interpretacji. Na transcendentalnym poziomie ukazuje człowieka w jego wędrówce przez życie zakończone śmiercią. Ale śmierć jest tu tylko przejściem przez bramę do innego, wiecznego życia. Ten właśnie wątek spektakli Mądzika, ukazujący odchodzenie drogą prowadzącą ku światłu, zbliża ich przesłanie do mistycznej idei św. Jana od Krzyża, który pisał, iż droga ku światłu wiodąca do całkowitego połączenia się z Bogiem wymaga modlitwy i wewnętrznej uczciwości. Dzisiaj, w trzecią rocznicę odejścia Sługi Bożego Jana Pawła II do Domu Ojca, owa wędrówka ku strumieniu światłości staje się nam jeszcze bardziej bliska i droga... Parę lat temu, przy okazji premiery "Całunu" Leszek Mądzik zapytany o śmierć i co dalej, powiedział: "To raczej przeczucie niż pewność. Przeczucie i zawierzenie. Te stany kieruję do tego momentu, tej chwili, która będzie przekroczeniem progu doczesności, a wejściem w jego drugą stronę. Im więcej tego, co teraz i dotąd, tym bardziej sięgam myślami na drugą stronę. Ten moment przejścia próbujemy objąć swoją wyobraźnią. Już teraz jest takie pragnienie zajrzenia za tę zasłonę. Nasze przeczucia mogą być tylko z tego świata, z tego padołu. Sen najbardziej blisko dotyka tego stanu przejścia. 'Śpij snem wiecznym' bądź 'zasnął w Panu'. To określenia, które wyrażają nadzieję na dalsze życie. Ten obraz to zanurzenie się w tej nadziei". I taki jest jego teatr, właśnie zanurzeniem się w nadziei na nasze przyszłe życie wieczne. Można to potraktować jako motto do całej twórczości Leszka Mądzika, a jest okazja, by tej twórczości przyjrzeć się bliżej. Właśnie z racji jubileuszu czterdziestolecia pracy twórczej w Warszawie odbyły się spotkania z artystą, wystawy jego prac, a także zaprezentowano dwa przedstawienia: "Bruzda" (pisałam już o tym spektaklu w "Naszym Dzienniku") i "Odchodzi" (powstał z inspiracji poematem Tadeusza Różewicza poświęconym jego matce). "Odchodzi" to - w bezpośredniej perspektywie - rzecz o odchodzeniu matki, ale w bardziej uniwersalnym przesłaniu ukazana jest śmierć każdego człowieka, który odchodząc, pozostawia tu, na ziemi kogoś bliskiego z jego bólem i tęsknotą. Przedstawienie składa się z niezwykle przejmujących, malarskich, bezsłownych obrazów nasyconych głębią przeżycia emocjonalnego i duchowego. Wprawdzie nie ma tu dosłownie pojętej narracji fabularnej, ale ciąg obrazów buduje czytelną i głęboko wzruszającą opowieść zawartą w pięciu obrazach z prologiem i epilogiem. W całkowitych ciemnościach spowijających widownię, a także scenę, prolog w postaci wolno otwierającej się bramy wprowadza nas w samą istotę ludzkiego przeżywania losu, więzi łączących matkę i syna bolejącego nad jej śmiercią. Wymowna i piękna - dla mnie najbardziej przejmująca - scena to czuwanie syna przy zwłokach matki. Przychodzą refleksje, zastanawiamy się nad naszym codziennym, szybkim życiem, w którym nie ma czasu i poszanowania dla ludzkiej śmierci. W programie do spektaklu Leszek Mądzik napisał: "Takie świadkowanie w ostatnich chwilach, pełne uczucia, miłości i niepewności, czy wszystko się dla Niej uczyniło. Ta świadomość nie daje spokoju - oczy matki przenikają jeszcze silniej, kiedy już jej nie ma". Dyskretne, delikatne światło wyławia gdzieś z półcienia portret kobiety w czarnej sukience z białym charakterystycznym kołnierzykiem. Pojawia się kilka razy, raz jest młodą kobietą, innym razem widzimy jej twarz pokrytą starczymi zmarszczkami. A oto scena z dawnych lat: syn jako młodzieniec, kadr zatrzymany w czasie, a potem trumna i grudki ziemi spadające na trumnę. Obraz jakby się ziemia otwierała i zamykała nad trumną. I w ostatnim obrazie w zwolnionym tempie wyłaniające się jakby spod ziemi znaki - symbole naszej pamięci o bliskich zmarłych. To kamienne nagrobki mające twarze tych, którzy odeszli. A w epilogu zostają tylko dyskretne ślady, lekko zaznaczone światłem miejsca po nagrobkach i (naszej pamięci?). Między poszczególnymi obrazami zaś w przestrzeni, na którą patrzymy, widzimy kontury coraz bardziej uwyraźniające postać mężczyzny z ogromnym wysiłkiem, wolno popychającego przed sobą konstrukcję podobną do prostopadłościanu, wewnątrz którego toczy się życie. Mężczyzna popycha przez życie swój ludzki los z takim wysiłkiem, jakby dźwigał krzyż. Ta niezwykle sugestywna metafora oddana tu jest estetycznie pięknym środkiem wyrazu. Rytm spektaklu - jak zawsze u Mądzika - muzyka, powolność ruchu i światło odpowiednio dozowane. Każdy widz odizolowany od reszty publiczności całkowitą ciemnością na widowni ma możliwość doświadczenia specyficznego skupienia i szukania w głębi własnej wrażliwości i przestrzeni duchowej przeżyć związanych nie tylko ze współuczestnictwem w spektaklu, ale i z własnymi wspomnieniami dotyczącymi śmierci kogoś bliskiego. Ta ciemność na widowni jest też doświadczeniem samotności człowieka, nie widząc sąsiada obok, czujemy się bowiem tak, jak byśmy byli zupełnie sami. To niezbędny składnik Mądzikowych, bardzo osobistych przedstawień, w których ich autor jest nieustannie wierny swojemu rozumieniu świata, swojej filozofii, swojemu światopoglądowi wyznaczającemu przecież zarówno trop artystyczny, jak i przesłanie każdego z kolejnych spektakli na przestrzeni tych czterdziestu lat. Przemijalność życia, śmierć, pielgrzymia wędrówka człowieka - trudno byłoby wyrazić słowem. Mądzik wybrał na scenie milczenie, wychodząc z przeświadczenia, że są takie dziedziny ludzkiej rzeczywistości, wypełnione głębią i najszczerszą prawdą, które nie poddają się słowu. Dla nich wynalazł inne, swoje środki artystycznego wyrazu. Jedyne takie w Polsce, a może i na świecie. Temida Stankiewicz-Podhorecka "Odchodzenie" Leszka Mądzika, muz. Marek Kuczyński, wokal Urszula Dudziak, Scena Plastyczna KUL z Lublina, spektakl zaprezentowano gościnnie w Oranżerii Pałacu w Wilanowie, Warszawa. "Nasz Dziennik" 2008-04-02
Autor: wa