Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Zanim zapłonie pierwsza adwentowa świeca

Treść

Wprowadzenie przed paroma laty nowej wersji przykazań kościelnych – komentarze wielu mediów, dotyczące faktu, że Adwent nie znalazł się w grupie „czasów zakazanych” – wprowadziło niemało zamieszania. Efektem tego są spotykane po dziś dzień tu i ówdzie opinie, że skoro nie ma oficjalnego, jurydycznego zakazu, to w takim razie w Adwencie można tańczyć, bez ograniczeń organizować imprezy i w ogóle – hulać do woli! Czy tak jest?
Pokuta
Odpowiedź na pytanie jest złożona, a można ją odnaleźć sięgając do historii i teologii tego czasu. Adwent nie od razu był taki, jakim go znamy dziś. Kształtował się etapami i początkowo miał zupełnie inny charakter. Wynikało to m.in. z faktu, że w pierwszych wiekach Kościoła ważniejszą niż Boże Narodzenie była Uroczystość Objawienia Pańskiego (obchodzona 6 stycznia – dziś popularnie zwana Uroczystością Trzech Króli). Do uroczystości tej przygotowywano się bardzo skrupulatnie i długo. Przygotowania te różnie wyglądały, w zależności od rejonu i miejscowej tradycji. Źródła galijskie potwierdzają istnienie okresu postu, który zaczynał się już w dniu św. Marcina (11 listopada) i trwał, z przerwami (na dni wolne od ascezy, tj. soboty i niedziele) 40 dni; w innych miejscach post miał swój początek już we wrześniu! Czterdziestodniowa pokuta, na wzór pokuty przygotowującej do Wielkanocy, zaczęła jednak tracić na znaczeniu. Powody były przynamniej dwa: pierwszy to wzrost rangi uroczystości Bożego Narodzenia, które szybko awansowało do szeregu najważniejszych świąt kościelnych; drugi: post na te dni przerywano – na powrót do niego nie za bardzo był już czas. W konsekwencji z czasem praktykę postną zaczęto skracać. Nie zaginął jednak jej wymiar pokutny. Związane było z prostym faktem (szczególnie da się to dostrzec w kazaniach misjonarzy irlandzkich), że bardzo mocno akcentowano ponowne przyjście Chrystusa jako surowego Sędziego na końcu czasu. Przypomnienie tego faktu miało mobilizować do nawrócenia i ascezy życia. Wydarzenia betlejemskie pozostawały niejako w tle świadomości liturgicznej.
To jeden nurt teologii tego czasu – liturgiści określają go mianem: galijskim. Drugi, rzymski, jest nieco inny.
Radość
Brakuje nam najstarszych świadectw świętowania Adwentu w Rzymie. Jego rozwój datuje się prawdopodobnie na mniej więcej VI wiek. Reguła św. Benedykta jeszcze o nim nie wspomina, ale mówi już o nim przy końcu VI wieku w swoich homiliach papież Grzegorz Wielki. Od początku bardzo wyraźnie jest w nim podkreślana radość. Na pierwszym miejscu stoi zaś uroczystość Bożego Narodzenia i uwielbienie Boga za dar Wcielenia. Wymiar ascetyczny pozostaje na dalszym planie. Rzymski Adwent trwa mniej więcej 4 tygodnie. Nie towarzyszy mu też post.
Zespolenie tych dwóch, skądinąd różniących się od siebie tradycji: tradycji rzymskiego Adwentu z galijską ascetyczną Quadrogesimą dokonało się na skutek przyjęcia we Francji liturgii rzymskiej. Stąd ta mieszana forma powróciła, pod wpływem niemieckim, z powrotem do Rzymu, aby się stać normą dla całego chrześcijaństwa zachodniego – a zatem także i dla nas. Spotkały się zatem ze sobą liturgiczne oczekiwanie betlejemskich narodzin Jezusa z przypomnieniem Jego ponownego przyjściu przy końcu świata; pierwiastek radości, z surowym nawoływaniem do pokuty, czujności. Praktykę tę Kościół zachował po dziś dzień.
Czuwanie
Wskutek tego od przełomu tysiącleci m.in. we Mszy św. w okresie Adwentu nie odmawia się Gloria, w Liturgii Godzin brakuje Te Deum, kolorem szat liturgicznych jest pokutny fiolet (dawniej była to czerń). Najważniejszym wymarem pozostaje jednak nadzieja i radość – oczekiwanie przyjścia Tego, który był obiecanym Mesjaszem. Wyraża go m.in. bogata adwentowa symbolika światła.
Oba wspomniane wymiary nie wykluczają się, a raczej dopełniają, pomagają lepiej i głębiej przeżyć szczególny czas. Są one zasadniczo obecne i dzisiaj w naszym sposobie przeżywania Adwentu. Teksty liturgiczne ukazują postacie Starego i Nowego Testamentu, przez których życie i działalność Bóg zapowiadał i przygotowywał świat na przyjście Jego Syna, m.in. Maryję, Jana Chrzciciela, Izajasza i in. Radosny charakter też mają tzw. msze roratnie, podczas których celebruje się radość z obecności Boga wśród ludzi, szczególnie uosobioną wybraniem Maryi na Matkę Syna Bożego. Śpiewa się podczas nich hymn Chwała na wysokości Bogu.
…oczekujemy Twego przyjścia w chwale
W naszym przeżywaniu Adwentu ginie z horyzontu jego wyraźny, dwuwymiarowy charakter. Od pierwszej niedzieli Adwentu do 16 grudnia w centrum liturgii znajduje się przyjście Chrystusa na końcu czasów, podczas gdy dni powszednie od dnia 17 grudnia do dnia 24 włącznie są przeznaczone na bezpośrednie przygotowanie do uroczystości Bożego Narodzenia. Jest to szczególnie widoczne w liturgii słowa. Pierwsze dwie niedziele to ukazanie tęsknoty Starego Testamentu – jej wyrazicielem jest prorok Izajasz. To wołanie człowieka świadomego swojej niemocy, przygniecionego grzechem, bezradnego wobec swoich pragnień, złamanego cierpieniem. Przypomina on o konieczności oczyszczenia, nawrócenia tak, by przygotować swoje serce na spotkanie z Panem. Druga część Adwentu nabiera innego charakteru. Tu już wyraźnie pobrzmiewa radość, oczekiwanie znaku, wypatrywanie Mesjasza. Zwornikiem obu adwentowych części jest Jan Chrzciciel.
Można czekać w rożny sposób. Może to być oczekiwanie bierne, nudne – tak, jak się czeka na mający nadjechać autobus, pociąg. Wsiada się do doń, wyciąga gazetę i z nudów przewraca kolorowe kartki. Algo gapi się bez sensu na przemykające szybko reklamy, strojne sklepowe wystawy… Może to być też inne oczekiwanie: zaganiane, pełne pomysłów na prezenty choinkowe – puste i bezowocne. Obie postawy, choć niestety bardzo dziś powszechne, niewiele mają wspólnego z chrześcijaństwem. Chodzi o coś zupełnie innego.
Oczekiwanie adwentowe to uświadomienie konieczności kształtowania w sobie postawy nawrócenia – aby nie przegapić przyjścia Pana (por. przypowieści o pannach roztropnych i nieroztropnych). Ono się dokonuje przecież każdego dnia. Nie da się go dostrzec w biegu, hałasie, zgiełku. Trzeba się zatrzymać. Pomocą ku temu służą adwentowe rekolekcje, dobre przeżycie sakramentu pokuty, podejmowanie różnorakich postanowień (ważna uwaga: nie takich; „nie będę jadł cukierków”, czy „nie będę palił papierosów” – one są zbyt płytkie; chodzi o decyzje, które rzeczywiście przeorientują życie, pozwolą spojrzeć na swoją egzystencję, swoje miejsce w porządku świata z zupełnie innej perspektywy!). Wydaje się logicznym, że jest to niemożliwe do zrealizowania bez wewnętrznego samoograniczenia, ascezy, wyciszenia. Nie chodzi tu o jurydyczny nakaz, ale raczej o logiczną konsekwencję proklamowanych w liturgii słowa treści i płynących zeń zobowiązań. Radość nie musi być hałaśliwa i nie musi się wyrażać „imprezowo” i hucznie. Może być spokojna, pogłębiona duchowo, a przez to stać się rzeczywistą, pełną głębokich treści „celebracją oczekiwania” – w każdym jego wymiarze.
Ks. Paweł Siedlanowski
Fronda

Autor: wa