Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Zamknięte stadiony receptą?

Treść

Stadiony Legii Warszawa i Lecha Poznań zostały zamknięte dla publiczności, co oznacza, że w najbliższej kolejce piłkarskiej ekstraklasy oba te kluby zagrają przy pustych trybunach. Decyzję taką podjęli wojewodowie mazowiecki (Jacek Kozłowski) i wielkopolski (Piotr Florek), a wnioskowała o nią policja. To konsekwencja haniebnych burd po finale Pucharu Polski, który we wtorek odbył się w Bydgoszczy.

Legia dziś zmierzy się z Koroną Kielce, Lech jutro z Górnikiem Zabrze. Od wczoraj wiadomo, że spotkań tych widzowie, na żywo, nie obejrzą, choć kluby sprzedały już sporą część biletów. Stadiony zostały zamknięte dla publiczności, co we wczesnych godzinach popołudniowych sugerował premier Donald Tusk. Szef rządu zapowiedział jednocześnie ostrą i zdecydowaną walkę przeciw chuligaństwu na trybunach. - Jeśli w przyszłości, po otwarciu stadionu, podobne wydarzenia nadal będą mieć miejsce, obiekty będą zamykane na dłużej. Tak długo, jak będzie wymagała tego sytuacja - powiedział Tusk. Tyle że podobne słowa już słyszeliśmy, i to nieraz, a bandyci i tak grali władzy na nosie, udowadniając, że prawo i jego poszanowanie mają za nic. We wtorek znowu przekroczyli granice. Po raz kolejny przekonaliśmy się o bezradności państwa, które nie było w stanie przeprowadzić poważnych zawodów sportowych. Teraz, ponownie, polityczne salony wypełniły się już znanymi frazami. Co ciekawe, stadiony w Warszawie i Poznaniu są najnowocześniejszymi w Polsce. Ten w stolicy Wielkopolski będzie jedną z naszych czterech aren podczas przyszłorocznych mistrzostw Europy. Mimo to policja nie miała wątpliwości, że nie spełniają wymogów bezpieczeństwa. Stołeczna, kierując odpowiedni wniosek do wojewody, wymieniła siedem wiosennych spotkań Legii, podczas których odnotowano przypadki "naruszeń bezpieczeństwa i porządku publicznego". - Do negatywnych zachowań możemy tutaj zaliczyć m.in.: użycie rac świetlnych, dymnych i hukowych, uderzenie zawodnika Legii (w tej sprawie toczy się postępowanie karne) oraz próby wtargnięcia osób na teren stadionu w stanie nietrzeźwości, nieobyczajne wybryki, w tym wulgaryzmy, używanie obraźliwych słów skierowanych wobec drużyny przeciwnej, jej kibiców, władz klubu oraz władz PZPN - wyliczył podinspektor Maciej Karczyński, rzecznik prasowy komendanta stołecznego policji.
Złudzeń nie miała również policja poznańska. Jak obliczyła, od października na stadionie przy Bułgarskiej doszło do pięciu poważnych incydentów i przykładów łamania prawa (także podczas meczu reprezentacji Polski i Wybrzeża Kości Słoniowej). Zdaniem komendy w Poznaniu, organizator spotkań, czyli Lech, "nie jest w stanie zagwarantować pełnego bezpieczeństwa na obiekcie", a jakby tego było mało, "nie podjął żadnych działań w stosunku do kibiców łamiących regulamin".
Oba kluby z takim postawieniem spraw się nie zgodziły. Zdaniem Piotra Kosmali, prezesa Legii, decyzja wojewody była "pokazówką". - W uzasadnieniu usłyszeliśmy, że stadion jest bezpieczny od strony infrastrukturalnej i nie doszło na nim do naruszeń przepisów o bezpieczeństwie imprez masowych. Z drugiej strony przytoczono przykłady wulgarnego dopingu, rac oraz nagannego zachowania kibiców poza stadionem. Z tego powodu wojewoda zamknął stadion. Jego oświadczenie odebraliśmy z niedowierzaniem i wyrażamy swoje zdziwienie, że taka decyzja zapadła. Zamknięcie najbezpieczniejszego stadionu w Polsce z powodów, które przytoczył pan wojewoda, nie przekonuje nas - powiedział, dodając, że "fani zostali poddani karze zbiorowej, a metoda została wybrana z przyczyn politycznych. To nie pomoże wyeliminować zjawisk patologicznych".
Także Andrzej Kadziński, prezes Lecha, przekonywał, że stadion przy Bułgarskiej jest bezpieczny, a wspomniane przez policję incydenty dotyczyły infrastruktury i "były spowodowane rozbudową obiektu". - Decyzja o zamknięciu jest stricte polityczna i nie ma nic wspólnego ze sportem - powiedział.
Bandyci, którzy we wtorek zhańbili sportowe święto, powinni zostać ukarani, to oczywiste. Ale czy zamykanie stadionów nie jest pójściem na łatwiznę, zamiataniem problemu pod dywan? Hord pseudokibiców nie wyeliminuje się, wypędzając z trybun normalnych ludzi, do tego trzeba odpowiednich instrumentów prawnych, a niejednokrotnie zwykłych chęci. Z drugiej strony, jak słyszy się zapewnienia władz klubów o tym, że bicie piłkarzy, wulgaryzmy itd. nie są czymś nagannym, to płakać się chce...

Piotr Skrobisz

Nasz Dziennik 2011-05-06

Autor: au