Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Zamknięci w kręgu przemocy

Treść

Według wielu obserwatorów, administracja Stanów Zjednoczonych stała się zakładnikiem własnej polityki wobec Bliskiego i Środkowego Wschodu, a przede wszystkim Iraku. Rozpoczęła wbrew światu wojnę, która staje się coraz trudniejsza do wygrania. Amerykańscy przywódcy przeliczyli swoje siły, a nie docenili Irakijczyków. By uciec przed kompromitacją, ściągają na Środkowy Wschód nowe siły, atakując oblegane miasta i powtarzając, że wszystko idzie zgodnie z planem.

Tylko przedstawiciel brytyjskiego rządu Tony'ego Blaira przyznał wczoraj, że "nie zostały jeszcze osiągnięte cele" w Iraku. Jednak podobnie jak Amerykanie Brytyjczycy zastrzegają, że wojna trwa dopiero 12 dni i nie ma mowy o rezygnacji z walki.
Jeszcze przed rozpoczęciem wojny przedstawiciele administracji George'a W. Busha zachowywali się zbyt pewnie i arogancko. Nie ukrywali, że zamierzają zaatakować Irak bez względu na postępowanie jego władz i stanowisko ONZ. Teraz, gdy wojska agresorów utknęły w irackich piaskach, pod miastami bronionymi zażarcie przez Irakijczyków, USA starają się nadrabiać propagandą, choć nawet na tym polu poniosły druzgocącą klęskę.
Takie są konsekwencje nieliczenia się ze światem i z prawdą. Amerykańskie rzekome dowody na posiadanie przez Irak broni masowej zagłady okazały się nieaktualnymi plagiatami prac doktorskich. Powtarzany przez USA do znudzenia bełkot o tym, że reżim Saddama Husajna musi się rozbroić, gdy ten nakazywał wykonywanie kolejnych żądań inspektorów rozbrojeniowych, nikogo nie przekonywał, a jedynie utwierdzał w przekonaniu, że Waszyngton nie ma żadnych dowodów. Wreszcie cugle cenzury, narzucone po rozpoczęciu wojny zagranicznym korespondentom, zaczęły uwierać nawet media, najbardziej służalcze wobec administracji Busha.
Tymczasem zapowiadany wcześniej "Blitzkrieg", czyli błyskawiczny atak zwieńczony zwycięstwem, okazał się iluzją. Jej rozwianie się szczególnie dotkliwie odczuły międzynarodowe rynki, którym - o zgrozo - "szybka wojna miała napędzić koniunkturę". Okazało się natomiast, że nie dość, że konflikt się nie kończy, to jego finał jest coraz większą niewiadomą. Podnoszą się więc ceny ropy, a opadają notowania giełdowe. W związku z tym opadają też dotychczasowe prognozy wzrostu gospodarczego w wielu krajach, gdzie ludziom przyjdzie więcej wydawać na towary pierwszej potrzeby, które podrożeją wraz ze zwyżką cen paliw. Podobna groźba zawisła też nad gospodarką amerykańską, która nie otrząsnęła się jeszcze z kryzysu po zamachach terrorystycznych z 11 września 2001 r.
Stanowi to dodatkowy nacisk na administrację USA, by doprowadzić do szybkiego zakończenia konfliktu. Do Iraku wysyłane są więc nowe oddziały amerykańskich żołnierzy. Tym już nie obiecuje się łatwego zwycięstwa i szybkiego powrotu do domu... W ten sposób zamknięte koło wojennej machiny toczy się dalej. Albo zniszczy Irak, zagrażając także jego sąsiadom, albo rozbije się na Bliskim Wschodzie, jeśli napotka na wystarczająco silny opór.
Mariusz Bober
Nasz Dziennik 1-04-2003

Autor: DW