Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Zaliczka duża, ale czy wystarczy

Treść

Wisła Kraków zrobiła pierwszy krok na drodze do piłkarskiej elity. Mistrz polski pokonał we wtorek w pierwszym meczu III rundy eliminacji Ligi Mistrzów Panathinaikos Ateny 3:1 (1:1) i ma dużą szansę na obronę wyniku za dwa tygodnie w rewanżu w Atenach. Warto podkreślić, że jest to pierwsza wygrana polskiego zespołu w decydującej fazie kwalifikacji Ligi Mistrzów od 1996 roku, kiedy to Widzew Łódź pokonał Broenby Kopenhaga 2:1.

- Dzisiaj na odprawie powiedziałem zawodnikom, że są mecze, które czasem układają się bardzo dobrze, że zdobędzie się jedną, dwie bramki na początku, potem gra się łatwiej, ale są też mecze, które się nie układają, czasami traci się na początku niepotrzebną bramkę i trzeba odrabiać to przez 90 minut. Tak właśnie wyglądał dzisiejszy mecz - mówił po spotkaniu z Panthinaikosem trener Wisły Kraków Jerzy Engel. Cóż, jego zawodnicy wybrali ten drugi wariant i już w czwartej minucie stracili gola - oczywiście po dośrodkowaniu z rzutu rożnego, a mieli uważać na stałe fragmenty gry... Strzelcem bramki dla Panthinaikosu Ateny był Emmanuel Olisadebe, który dobił do siatki piłkę odbitą od poprzeczki po uderzeniu głową Theofanisa Gekasa.
- W momencie kiedy straciliśmy bramkę, było jasne, że musimy przyjąć tylko jeden wariant gry: pressing przez 90 minut - wyjaśniał Engel, zaznaczając, że w ten sposób może się zachować tylko zespół właściwie przygotowany do meczu, zespół, który czuje się mocny. - My czuliśmy się dzisiaj mocni - podkreślił trener. Faktycznie jego podopieczni dosyć szybko otrząsnęli się z szoku po stracie bramki i już w 12. minucie Paweł Brożek doprowadził do wyrównania, finalizując świetną akcję duetu, który miał udział we wszystkich trzech golach dla Wisły, czyli Marka Zieńczuka i Tomasza Frankowskiego. Siedem minut po przerwie Zieńczuk podał do Frankowskiego, który mijając trzech rywali, przepchnął piłkę w pole karne. Dopadł do niej Kalu Uche i nie dał szans bramkarzowi Mario Galinovicowi. Wynik meczu ustalił sam Frankowski, sprytnie uderzając piłkę głową po dośrodkowaniu Zieńczuka w 69. minucie.
Był w zespole mistrzów Polski jeden piłkarz, który szczególnie zasługuje na pochwałę - jedyny, który nie grał na swojej nominalnej pozycji, a spisał się praktycznie bez zarzutu. Najmłodszy w drużynie, 19-letni pomocnik Jakub Błaszczykowski, bo o nim mowa, został ustawiony przez trenera na prawej obronie, i był dla piłkarzy Panathinaikosu nie do przejścia, mimo że wiedząc o kłopotach Wisły z obsadą tej pozycji, większość akcji ofensywnych konstruowali właśnie swoją lewą stroną. Młody piłkarz w wielu sytuacjach zachowywał się jak rutyniarz, jak choćby w 54. minucie, kiedy wyprowadził piłkę z własnej połowy, mijając przy tym kilku rywali. Błaszczykowski pokazał w tym meczu, że nie zasługuje na ławkę rezerwowych... On jest podstawowym, w dodatku jednym z najlepszych graczy tej drużyny.
- Zespół oprócz tego, że grał dobrze w piłkę, pokazał także charakter, bo nie jest łatwo na poziomie Champions League przegrywać u siebie 0:1 i wyciągnąć ten wynik na 3:1 - chwalił całą swoją drużynę zadowolony trener Engel. Powodów do komplementowania swoich podopiecznych nie miał za to zbyt wiele Alberto Malesani, trener Panathinaikosu, który przyznał, że jego drużyna prezentuje się słabiej fizycznie, a zawodnicy nie są jeszcze zgrani. - Niestety, popełniliśmy pewne błędy, a sami nie potrafiliśmy wykorzystać dobrych sytuacji, zwłaszcza w końcowych minutach meczu - przyznał Malesani, dodając jednak, że za dwa tygodnie w Atenach jego zawodnicy będą już w lepszej formie. - Wierzę, że awansujemy do Ligi Mistrzów, a duże znaczenie będzie miała bramka, którą zdobyliśmy - stwierdził trener greckiej drużyny.
O tym, kto awansuje, przekonamy się 23 sierpnia. Dziś w nieco lepszej sytuacji jest Wisła, a jej piłkarze zasługują na uznanie za zwycięstwo. Na więcej ich tego wieczoru stać nie było, a i rywale mieli kilka znakomitych sytuacji, kiedy piłka o centymetry mijała słupek wiślackiej bramki. Można narzekać, że nie dobili słabszego przeciwnika, strzelając więcej bramek, a Panathinaikos rzeczywiście nie był tego dnia najlepiej dysponowany, ale trzeba się cieszyć z wygranej i liczyć na to, że za dwa tygodnie ta zaliczka nie zostanie zmarnowana i zobaczymy wreszcie polski zespół w rozgrywkach grupowych Ligi Mistrzów.
Mieczysław Pabis

"Nasz Dziennik" 2005-08-11

Autor: ab