Zakochany w Polsce
Treść
"Odszedł w zaświaty poeta, który w ciągu czterdziestu kilku lat swego życia twórczego miał jedną tylko namiętność: bezgraniczne ukochanie Ojczyzny" - powiedział nad grobem Artura Oppmana Jan Lorentowicz. Dziś mija 140. rocznica urodzin tego wielkiego poety.
Artur Oppman urodził się 14 sierpnia 1867 r. w Warszawie. Pochodził z niemieckiej rodziny mieszczańskiej, która w 1708 r. przybyła do Polski z Turyngii. Jego matka i babka były Polkami, dziadek brał udział w Powstaniu Listopadowym, zaś ojciec w Powstaniu Styczniowym. Przyszły poeta wychowywał się w atmosferze gorących popowstaniowych uczuć patriotycznych. Uczył się początkowo w II Gimnazjum w Warszawie, później naukę kontynuował w Szkole Handlowej im. Leopolda Kronenberga. Jako poeta zadebiutował w 1883 r. na łamach "Dziennika dla Wszystkich" wierszem podpisanym Or-Ot. W szkole przyjaźnił się ze starszym o sześć lat, również przyszłym poetą, Antonim Langem. On to namówił go, by swoje wiersze zaniósł do redakcji "Kuriera Warszawskiego", "Wędrowca" i "Kuriera Codziennego", które to pisma nastawione były na promocję młodych talentów. Młodzieńcze utwory Or-Ota znalazły się więc na ich łamach. Oppman w latach 1883-1885 publikował także w "Tygodniku Ilustrowanym", "Kłosach" i "Świcie". W latach 1890-1892 poeta studiował filologię polską na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Interesował się wówczas szczególnie badaniami języka i literatury XVI w.
W Warszawie
Wkrótce po zawarciu małżeństwa z Władysławą Trynkiewiczówną przerwał studia i wrócił do Warszawy, w której osiadł na stałe. Była ona dla niego - jak przypomina Zdzisław Dębicki - "domem pełnym tradycji, pełnym wspomnień nanizanych na różaniec pamięci od najwcześniejszych lat dzieciństwa, poprzez wszystkie dni młodości i lat męskich". Często wędrował po Starym Mieście, poznawał życie plebsu, jego zwyczaje i warszawskie legendy. W czasach, w których przyszło mu żyć, panowała wzmożona rusyfikacja i nie można było publicznie manifestować swoich uczuć patriotycznych bez żadnych konsekwencji. Oppman jednak pisał wówczas płomienne patriotyczne utwory i jak gdyby nie zważając na oficerów rosyjskich, których postaci często majaczyły w tle jakiejś ulicy, przemierzał tylko sobie znane szlaki, wspominając wielkość dawnej Rzeczypospolitej. Zaczął wówczas pisać swoje słynne obrazki starowarszawskie, wskrzeszając z zapomnienia dawnych mieszkańców Starówki, opiewając piękno jej zabytkowych domów i uliczek. Adam Grzymała-Siedlecki wspomina: "Fenomenalne znawstwo przeszłości warszawskiej łączyło się w nim ze wzruszającym umiłowaniem każdego starego kamienia, każdego zaułka, każdej linii architektonicznej i całej moralnej treści, którą przeszłość Warszawy przekazała. (...) Kochał do niepamięci Warszawę nie tylko za jej piękno, ale i za to, że ona mówiła doń i Insurekcją Kościuszkowską, i Kilińskim, i Rzezią Pragi, i Nocą Listopadową, i Pięciu Poległymi, i Rządem Narodowym z 1863 r., i szubienicami Traugutta i towarzyszów. (...) Jemu w scenerii murów warszawskich wstawali z grobów ci wszyscy czeladnicy i młódź rzemieślnicza ze stycznia 1863 r. On też w poezji polskiej stał się naczelnym laudatorem warszawskich warsztatów rękodzielniczych, on tym szewcom, krawcom Starego Miasta nadawał herby legendy". Na rok 1889 przypada debiut książkowy Or-Ota. Ogłosił wówczas tom pt. "Poezje". Dwa lata później opublikował pisany stylizowaną gwarą poemat "Na obcej ziemi", poświęcony niedoli chłopów, którzy zostali zmuszeni do opuszczenia kraju i wędrówki za chlebem.
Ku pokrzepieniu serc
W 1893 r. pojawił się jego zbiór "Ze Starego Miasta", a w 1894 r. tomik "Pieśni", w którym wyraźnie głosił, że obowiązkiem poety jest podnoszenie na duchu i krzepienie serc. W swym poetyckim dorobku oprócz wymienionych już pozycji miał Or-Ot jeszcze m.in. tom wierszy "Wiosenne kwiecie" (1895) oraz "Monologi i deklamacje" (1902). Ożywiona po studiach uniwersyteckich działalność literacka Oppmana zaowocowała tym, że jego wiersze coraz częściej zaczęły pojawiać się w prasie, m.in. w "Biesiadzie Literackiej", "Bluszczu", "Kłosach", "Tygodniku Mód i Powieści", a także w "Wędrowcu", którego w latach 1901-1905 był redaktorem.
W latach 1905-1920 Artur Oppman pracował w "Tygodniku Ilustrowanym". Czas ten wypełniony był kontaktami poety ze światem literackim i artystycznym Warszawy. W jego domu przy ul. Kanonii 8 bywali m.in. Bolesław Prus, Stefan Żeromski, Felicjan Faleński, Władysław Reymont, Kazimierz Przerwa-Tetmajer, Bolesław Leśmian, Antoni Lange, Wojciech Kossak, Jan Lechoń. Warto wspomnieć, że wiele ze swoich utworów poświęcił Oppman dzieciom. Podkreśla się, że dzięki prostocie i melodyjności, które cechują jego twórczość, uczynił on bajkę dla dzieci swoistym dziełem sztuki. Zajmował się również redagowaniem kalendarzy, almanachów czy zbiorów poezji. Wymienić tutaj należy takie pozycje, jak "Skarbiec poezji polskiej" (1897), "Rok 1830 i 1831" (1916), "Księstwo Warszawskie" (1917), "San Domingo" (1917). W swoich wierszach - nie tylko tych dotyczących starej Warszawy, ale także mniej znanych ogółowi utworach patriotycznych - utrwalił pamięć bohaterów narodowych, zjawisk, ludzi i spraw należących do przeszłości. Mowa tu o takich zbiorach, jak "Pieśni o sławie" (1917), "Pieśni o belwederskim powstaniu" (1918), "Pieśni o Księciu Józefie" (1918), "Kiliński" (1919) czy "Hymn wolności" (1925).
Gorący patriota
Artur Oppman był członkiem Straży Piśmiennictwa Polskiego, troszczącej się o rozwój kultury i nieskazitelność polszczyzny. Był także członkiem honorowym Towarzystwa Literatów i Dziennikarzy Polskich, a w latach 1909-1911 i 1918 członkiem zarządu tego Towarzystwa. Miłość Ojczyzny sprawiła, że w roku 1920 zaciągnął się jako szeregowiec do piechoty. Odbywał służbę w dziale oświatowym, m.in. redagując przez dwa lata "Żołnierza Polskiego". Henryk Szletyński wspomina: "Po niespełna dziesięciu latach nasz poeta dopłynął do rangi podpułkownika, zdobywając po drodze krzyże i medale". Obchody związane ze wskrzeszeniem państwowości polskiej zaważyły na dalszej twórczości Oppmana. Jego wiersze deklamowano na najrozmaitszych koncertach, akademiach, inauguracjach. Przywołajmy tutaj jeden z nich, pisany 12 listopada 1920 roku, który nosi tytuł "Hymn wolności":
Wolności! Tyś jest kwiatem, który krwią czerwoną
Rozkwita w polach chwały, i przez wieczne lata
Dumne skronie narodu uwieńcza koroną,
Jedyną z wielkich koron widomego świata.
O, wolności! Od ognia, od wojny, od głodu,
Wyskrzydlona modlitwa szuka tarczy w niebie,
Ale pieśń narodowa dla swego narodu
Przed wszystkiem, o, swobodo! Żąda jednej - Ciebie!
Ojczyzno! Jeśli każdy wśród narodów świata
Ma własnego anioła, który pod olbrzymie
Skrzydła chroni go swoje, obrońca i czata,
To, o, Polsko! Twój anioł "Wolność" ma na imię!
Powiedzieli: "umarła"... I jak nad mogiłą,
Szarpniętych triumfalnie miljon dzwonów biło,
Ale krew, co się z trumny w pola świata toczy
Grób otwarła - i trup miał otworzone oczy.
A ów duch, co mogiłę zburzył i rozwalił,
Taką tęczą promieniał, takim ogniem palił,
Że w tych blaskach - na licu ujrzano rumieniec
I rękę z mieczem gołym - i laurowy wieniec,
I serce zobaczono piorunem bijące...
A to Wolność trzykrotne zażegała słońce!
I przyszedł dzień ostatni i nie zajdzie więcej.
Wzywam was, duchy ległych tysięcy... tysięcy...
Wzywam was ze stron świata, kędy próchno kości
Marzy pod czujną strażą anioła wolności,
O tym dniu, który stał się!
Duchy! Wasze ciała
Wichura stu lat polskich zmiotła i rozwiała,
Ale czyn stał się myślą, z myśli czyn się zrodził,
Wytargnął naród z kajdan, wyrwał, wyswobodził
I stworzył najszczęśliwsze z pokoleń narodu,
Które wyszło z ciemności na godzinę wschodu
I ogląda oczyma pieśń, zmienioną w ciało...
Matko Polko! Twe dziecko, co zginęło z chwałą
Jest kamieniem węgielnym twej Ojczyzny wolnej,
Ołtarzem tej Ojczyzny jest grób jego polny,
A szary biedny mundur z plamami krwawemi
Najcudowniejszym hymnem wszystkich hymnów ziemi.
Wolności! Ty, co jesteś wśród nas, ty, co łona
Rozpierasz burzą szczęścia, ty, którą szalona
Garstka wolnych odczuła na wieków zegarze -
Wolności! Niech twój naród na twoje ołtarze
Złoży podłych kajdanów ostatnie ogniwa!
Żyj w każdem sercu polskiem, wielka i szczęśliwa,
I naród, co szlachetnie przeżyć wiek był zdolny
Niewoli, gdy jest wolny - niech umie być wolny!
Wodzu! Z twej ręki runął pierwszy grom w te ściany,
Za któremi się szarpał naród okowany,
I tyś pierwszy usłyszał to potężne tchnienie
Ducha dziejów, co strącał ostatnie kamienie
I wołał: "Wstań!" A teraz, gdy wstała i dąży
W ogromną zorzę Jutra, ty, wielki chorąży
Wolności, z tą wolnością w żołnierskiem przymierzu,
Sam jesteś jej symbolem - Wodzu i żołnierzu!
Or-Ot był wprost owładnięty kultem wielkości, bohaterstwa i patosem historycznym. Ten bojownik o wolność Ojczyzny dzięki temu, że umiał znaleźć prostą drogę do duszy polskiego czytelnika, "zmilitaryzował Naród, który zaczynał zapominać o broni i o wojsku" - pisał jego przyjaciel Antoni Bogusławski. "Nie był ptakiem śpiewającym sobie i ludziom z dopustu Bożego, ale podżegaczem serc, choćby zapomnieć miano kiedykolwiek jego strof, nic nie zdoła zmienić faktu, że był dla Polski werbownikiem jej przyszłych żołnierzy" - dodawał.
W 1928 r. Oppman został wyróżniony Nagrodą Literacką miasta Warszawy. Dwa lata później ukazały się jego "Śpiewy historyczne" i "Pieśń o Rynku i zaułkach", a w 1936 r., już po śmierci poety, zbiór jego wierszy żołnierskich pt. "Służba poety". Popularnością cieszyły się także jego jasełka "W noc Bożego Narodzenia", które obiegły cały kraj. Układał również teksty do szopek, m.in. do "Szopki warszawskiej" i "Szopki polskiej". Trzy pokolenia znały, recytowały i śpiewały utwory Or-Ota, przesiąknięte wielką miłością Ojczyzny, o którą nieugięcie walczył. Jego poezja miała szczególnie mocny wydźwięk w latach wzmożonej rusyfikacji. Poeta zmarł 4 listopada 1931 r. i został pochowany w Alei Zasłużonych na warszawskich Powązkach.
Piotr Czartoryski-Sziler
"Nasz Dziennik" 2007-08-14
Autor: wa