Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Zainteresowanie mediów lustracją kończy się na Kościele

Treść

Z o. dr. Krzysztofem Bielińskim, CSsR, rektorem Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej, uczestnikiem konferencji Stowarzyszenia Dziennikarzy Katolickich w Łodzi, rozmawia Jacek Dytkowski Co skłoniło Ojca Rektora, by podjąć na spotkaniu problem metod rozwiązywania rzeczy trudnych w Kościele? - Wyszedłem od pewnego osobistego doświadczenia, w którym zrodził się pomysł tego tematu. Mianowicie w jednym tygodniku czytałem artykuł księdza na temat innego kapłana. Podczas tej lektury czułem, jak narasta we mnie wzburzenie i złość. Pomyślałem, że to chyba nie jest tak, w ten sposób nie czyni się w Kościele. Ma on przecież swoje własne sposoby mówienia o rzeczach trudnych lub prowadzenia dyskusji, kiedy się ze sobą różnimy. Stąd ta intencja tematu podjętego przeze mnie w oparciu o Ewangelię - ale zobaczyłem jednocześnie, jak bardzo jest on aktualny. Zaproponowałem zatem, by sięgać do Słowa Bożego, które jest światłem, kiedy widzimy jakieś problemy we wspólnocie Kościoła. Niektórzy jednak widzą lepsze rozwiązania. - Dlatego odniosłem się do doktoratu pani Moniki Przybysz, który po opublikowaniu wywołał ogromny entuzjazm u wielu osób. Niestety, tylko niektórzy przyjęli go z bólem serca. Doktorat ten nosi tytuł: "Kościół w kryzysie? Crisis management w Kościele w Polsce", gdzie autorka proponuje w epoce mediów elektronicznych zastosowanie techniki i narzędzi PR w zarządzaniu kryzysami eklezjalnymi w naszym kraju. Innymi słowy, należałoby iść do gazety, telewizji i dyskutować na te tematy poprzez media. A chodzi przecież o coś dokładnie przeciwnego - proszę zobaczyć, co proponuje Jezus. Chciałbym zadedykować entuzjastom medialnego rozwiązywania problemów czy trudności w Kościele 18 rozdział Ewangelii św. Mateusza, gdzie ewangelista wspólnocie wyraźnie mówi o sposobie załatwiania rzeczy trudnych: upomnieć brata w cztery oczy, wziąć drugą osobę ze sobą, aby zdwoić wysiłek troski skierowania go na właściwe tory rozumienia bycia w Kościele czy wreszcie trzeci etap - pójść do Kościoła. Oznacza to, że Kościół ma też swoje narzędzia mówienia o rzeczach trudnych i podczas konferencji odniosłem się do konkretnej sytuacji, która mnie wzburzyła. Ale medialny sposób rozmowy o rzeczach trudnych niestety z upodobaniem jest stosowany przez osoby pozornie zatroskane o Kościół... - Wyszła niedawno książka-wywiad z o. Konradem Hejmo pt. "Moje życie i mój krzyż. Nie lękam się prawdy", w której ten niezwykły kapłan opisuje to, czego doświadczył na własnej skórze, kiedy o pewnych trudnych rzeczach zaczęto mówić w obecności kamer i wobec całego świata. Pamiętamy niewiarygodne nagłośnienie konferencji prasowej, na której ówczesny prezes IPN Leon Kieres ogłosił, że o. Hejmo był "agentem i donosił na Papieża". Z tego zarzutu donoszenia na Papieża zresztą natychmiast się wycofał, nigdy nie mówiąc słowa "przepraszam". A właśnie sprawę oskarżenia o agenturalność podjął w swoim wprowadzeniu do książki zakonny współbrat poszkodowanego o. Hejmy, duży autorytet naukowy w Polsce - o. prof. Jacek Salij. Przejrzał on dokumenty i co stwierdził? Nie mówiłem o tym podczas konferencji, ale dokonał kwerendy źródeł, przestudiował trzy teczki i okazało się, że dokumenty otrzymały sygnaturę w czerwcu 2005 r., a "sprawa" o. Hejmy wypłynęła jeszcze w kwietniu. Oznacza to, że dokumentów poszukano na zamówienie. Więc o. Salij stawia sobie następujące pytanie: czemu służyło to nagłośnienie czy informowanie o pewnej trudnej "sprawie"? Oczywiście, nie przesądzam samej jej istoty, ale ona się pojawiła we fleszach, na pierwszych stronach gazet. Ojciec Jacek Salij jest przekonany, że mogło to służyć dwóm rzeczom: po pierwsze, by zgasić entuzjazm, szczególnie wśród młodych ludzi, po niezwykłym życiu i niezwykle owocnej śmierci Jana Pawła II. Żaden autorytet Kościoła jednak nie był tak pociągający dla ludzi, a tu powiedziano, że w jego bliskości jest agent. Druga rzecz, którą chciano takim działaniem osiągnąć, należy do jeszcze bardziej wyrachowanych. Zamierzano skierować zainteresowanie lustracyjne ludzi na Kościół, a nie na inne środowiska, które obecnie obawiają się i będą w dalszym ciągu odczuwać strach przed taką konfrontacją. I dziś dokładnie to obserwujemy - lustrację tak naprawdę przeprowadzono tylko w Kościele i na tym zakończono. Chcę więc w ten sposób pokazać niezwykłą aktualność Ewangelii, która jest autentycznym światłem, a nie jakiś doktorat z entuzjazmem przyjmowany i promujący nieewangeliczne propozycje mówienia o rzeczach trudnych. Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-10-27

Autor: wa