Zadawał trudne pytania, może przestanie?
Treść
Zaledwie dzień po zwołaniu, na wniosek Zbigniewa Wassermanna, posiedzenia sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych, na której posłowie chcieli zapytać marszałka Bronisława Komorowskiego i szefa ABW Krzysztofa Bondaryka o kontakty z negatywnie zweryfikowanymi oficerami WSI i prowokację wymierzoną w Komisję Weryfikacyjną WSI, w "Gazecie Wyborczej" znalazła się publikacja, która w efekcie może stanowić dla Bondaryka pretekst do odebrania Wassermannowi klauzuli dostępu do informacji niejawnych. W konsekwencji pozbawiłoby to posła PiS możliwości badania roli specsłużb w prowokacji wobec członków Komisji Weryfikacyjnej. Były koordynator służb specjalnych odpowiada zawiadomieniem do prokuratury o popełnieniu przestępstwa. - Doniesienia "Gazety Wyborczej" o tym, jakoby ABW przekazała mi listę tajnych współpracowników UOP z lat 90., są nieprawdziwe. Taka sytuacja nie miała miejsca i jest wobec mnie fałszywym oskarżeniem - powiedział nam poseł Zbigniew Wassermann. Według wczorajszej "Gazety Wyborczej" i Radia Zet, w 2006 r. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego przekazała ówczesnemu premierowi listę nazwisk tajnych współpracowników UOP z początku lat 90. Lista, na której widniało około 20 nazwisk, miała klauzulę: "ściśle tajne". Oprócz Jarosława Kaczyńskiego mieli ją też otrzymać prezydent Lech Kaczyński i Zbigniew Wassermann. Autorzy artykułu twierdzą też, że w tej sprawie prowadzone jest postępowanie prokuratorskie. - W związku z uzasadnionym podejrzeniem popełnienia przestępstwa kieruję zawiadomienie do prokuratury z art. 238 kodeksu karnego, który karą dwóch lat pozbawienia wolności grozi sprawcy zawiadamiającego o przestępstwie organ powołany do ścigania, wiedząc, że przestępstwa nie popełniono - mówi poseł Wassermann. Zdaniem byłego koordynatora służb specjalnych, nieprzypadkowy jest termin publikacji "Gazety Wyborczej" w czasie, gdy domaga się on poważnych wyjaśnień od marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego oraz szefa ABW Krzysztofa Bondaryka, dotyczących ich udziału w "aferze Sumlińskiego", czyli jak wiele na to wskazuje - prowokacji służb specjalnych wymierzonej w członków Komisji Weryfikacyjnej WSI. Wassermann jest jednym z inicjatorów wezwania marszałka i szefa specsłużby przed Komisję ds. Służb Specjalnych, domaga się także udostępnienia komisji akt śledztwa, prowadzonego przez prokuraturę. - 21 grudnia traci ważność mój certyfikat dostępu do informacji ściśle tajnych, a sprawa poruszona przez "Gazetę Wyborczą" może być pretekstem do pozbawienia mnie certyfikatu i w konsekwencji usunięcia z Komisji ds. Służb Specjalnych - podkreśla parlamentarzysta PiS. O przedłużeniu takiego certyfikatu decyduje Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego kierowana przez Bondaryka, od którego Wassermann domaga się wyjaśnień w sprawie "afery Sumlińskiego". Czy to sposób na wyciszenie poselskiego "śledztwa" w sprawie prowokacji z udziałem służb specjalnych wymierzonej w Komisję Weryfikacyjną WSI, której ofiarą stał się dziennikarz Wojciech Sumliński? Zdaniem byłego koordynatora służb specjalnych, teza ta jest prawdopodobna. Jarosław Kaczyński, wypowiadając się w "Sygnałach dnia", zaprzeczył rewelacjom "Gazety Wyborczej". - To jest nieprawda. Po prostu nikt nie wydawał polecenia przygotowania takiego audytu i tego rodzaju audytu nie było. Nikt mi takiej informacji nie przekazywał - stwierdził były premier. Wojciech Wybranowski "Nasz Dziennik" 2008-12-19
Autor: wa