Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Zabójstwo z opóźnionym skutkiem

Treść

W listopadzie i grudniu 1940 roku gestapo aresztowało trzydziestu ośmiu Polaków z powiatu Wolsztyn, głównie mieszkańców Rakoniewic i wsi Tarnówek. Ośmiu z nich skazano na karę śmierci. Wyrok wykonano natychmiast. Trzydziestu wyznaczono kary 12-15 lat więzienia, przy czym pięciu z nich zamordowano już w trakcie odbywania wyroku. Polskich patriotów w ręce gestapo wydali ich niemieccy sąsiedzi mieszkający w okolicach Wolsztyna od lat - po wystąpieniu Artura Greisera, nawołującego, by zniszczyć "polski żywioł w gminie Michała Drzymały". Prokuratorzy poznańskiego IPN w trakcie prowadzonego śledztwa próbują ustalić nazwiska niemieckich sędziów oraz losy Polaków skazanych na wieloletnie więzienie.

Wielkopolska gmina Rakoniewice dla Artura Greisera, niemieckiego nadzorcy "Kraju Warty", była terenem specjalnego znaczenia - jeszcze w okresie zaboru pruskiego stanowiła symbol sprzeciwu wobec germanizacji. W maleńkiej wiosce na granicy Rakoniewic mieszkał bowiem onegdaj Michał Drzymała, właściciel słynnego wozu; wreszcie - mimo że po okresie Hakaty znaczną procentowo grupę mieszkańców gminy stanowiła ludność niemiecka, to jednak bardzo silny był tam polski patriotyzm. Dał on już o sobie znać we wrześniu 1939 roku, dlatego zniszczenie polskiej ludności zaangażowanej w ruch patriotyczny mieszkającej na terenie gminy Rakoniewice i powiatu wolsztyńskiego było dla niemieckich władz czynnością priorytetową.
- We wrześniu 1939 roku wraz z napaścią Niemiec na Polskę w wielkopolskich miejscowościach miały miejsce antypolskie wystąpienia ludności niemieckiej. Między innymi we wsi Tarnówek koło Rakoniewic. Spowodowało to reakcję grupy Polaków, którzy dokonali samodzielnego internowania niemieckich dywersantów, podkreślam - wyłącznie mężczyzn - i próbowali odtransportować ich do Warszawy - mówi w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" prokurator IPN Sylwester Napieralski, prowadzący śledztwo w tej sprawie.
Jak ustalili prokuratorzy IPN, w trakcie internowania grupy mężczyzn niemieckiego pochodzenia nie doszło do ani jednego przypadku użycia przemocy, gwałtu czy rozboju ze strony biorących udział w akcji Polaków. Absolutną nietykalnością objęto niemieckie kobiety i dzieci. Żaden z "wolsztyńskich Niemców" nie został również zamordowany w trakcie nieudanego konwoju do Warszawy. Nieudanego - bo nie dotarł do miejsca przeznaczenia.
W związku z niemieckimi sukcesami militarnymi, a także zbombardowaniem dróg dojazdowych do Warszawy konwój rozwiązano i tak Polacy, jak i Niemcy wrócili do swoich rodzinnych wiosek. Niespełna pół roku później do Rakoniewic przyjechał Artur Greiser, niemiecki nadzorca "Kraju Warty". W trakcie specjalnego wystąpienia na rakoniewickim rynku nawoływał licznie zgromadzonych Niemców, by ci informowali gestapo o rzekomych krzywdach, jakich mieli doznać od miejscowej ludności polskiej jeszcze w okresie międzywojennym. Poskutkowało.
- Trzydziestu ośmiu Polaków biorących udział w owym wrześniowym "internowaniu" zostało aresztowanych, wśród nich szesnastoletni chłopiec, który wcześniej był jedynie świadkiem całej akcji. Polaków uwięziono najpierw w Wolsztynie, później przewieziono do Poznania i poddano brutalnemu śledztwu - mówi prokurator Napieralski (na zdjęciu).
3 grudnia 1940 roku specjalny sąd niemiecki na nadzwyczajnym posiedzeniu ogłosił wyrok. Ośmiu spośród zatrzymanych Polaków zostało skazanych na karę śmierci - wyrok wykonano natychmiast. Trzydziestu pozostałych usłyszało werdykt od 12 do 15 lat więzienia, po odbyciu tej kary miał jednak nastąpić dwuletni pobyt "resocjalizacyjny" w obozie koncentracyjnym. W praktyce jednak taki wyrok również oznaczał śmierć. Jak ustalił IPN w trakcie dochodzenia, dziś już z całą pewnością wiadomo, że przynajmniej pięciu z trzydziestu odbywających karę więzienia Polaków zostało zamordowanych przez niemieckich strażników.
- Nie ulega wątpliwości, że sprawa pozbawienia wolności to tak naprawdę zabójstwo z opóźnionym skutkiem. Były to działania o charakterze zbrodniczym, w których przepis prawny wykorzystano jako narzędzie eksterminacyjnej polityki wobec ludności polskiej - uważa Sylwester Napieralski z poznańskiej delegatury IPN.
Jak podkreślają prokuratorzy badający sprawę, wyrok niemieckiego sądu zapadł niezgodnie z prawem. Zastosowano bowiem prawo niemieckie w stosunku do czynów, które zostały popełnione w okresie, gdy na tym terytorium obowiązywało prawodawstwo polskie.
Czynności prowadzone w ramach poznańskiego śledztwa koncentrują się na ustaleniu nazwisk niemieckich sędziów, którzy wydali zbrodniczy wyrok. Jak się dowiedzieliśmy, nazwiska niektórych członków składu sędziowskiego są już znane prokuratorom IPN, jednak wszystkie te osoby nie żyją. Prośba skierowana do Centrum Ścigania Zbrodni Nazistowskich w Ludwigsburgu nie przyniosła dodatkowych, pomocnych informacji. Teraz IPN zwrócił się o pomoc prawną do Archiwum Federalnego RFN.
- Chcemy ustalić osoby pokrzywdzone lub ich bliskich mających prawo wstąpić w prawa osób poszkodowanych, a także dokładnie ustalić kulisy całej zbrodni - mówi prokurator Napieralski.
Wojciech Wybranowski
"Nasz Dziennik" 2007-08-17

Autor: wa