Za wcześnie na referendum
Treść
Brytyjska Izba Lordów rozważa, czy Wielka Brytania nie powinna wystąpić z Unii Europejskiej. Autorem wniosku jest David Nuttall, a podpisało się pod nim 70 torysów. Według jego projektu uczestnicy referendum mieliby odpowiedzieć, czy są za pozostaniem kraju w UE, wystąpieniem z Unii czy też renegocjacją warunków członkostwa. Premier David Cameron wezwał partyjnych kolegów do głosowania przeciwko temu wnioskowi. Przeciwni antyunijnemu referendum są Partia Pracy oraz Liberałowie. Pomimo że wynik głosowania był z góry przesądzony, to w brytyjskich mediach uznano go za test przywództwa Camerona wśród konserwatystów.
Szef rządu wykluczył rozpisanie referendum na temat wystąpienia Wielkiej Brytanii z UE, ponieważ, jak podkreślił, ważniejsze niż takie rozważania jest obecnie skupienie całej uwagi na próbie rozwiązania kryzysu strefy euro. - Myślę, że to nie czas, aby uchwalać rozpisanie tego typu referendum - powiedział Cameron podczas unijnego szczytu w Brukseli. Zdaniem komentatorów autorzy wniosku oraz osoby go popierające powinny liczyć się z faktem, iż jego złożenie może zostać odebrane jako zgłoszenie niesubordynacji wobec rządu. Wobec tego każdy, kto zagłosuje za rozpisaniem referendum, musi się liczyć z utratą ewentualnych stanowisk rządowych. Nawet minister spraw zagranicznych William Hague, zazwyczaj określany mianem eurosceptyka, zaapelował, aby nie głosować za tym wnioskiem. Przychylił się do słów premiera i stwierdził, że zwalczenie kryzysu wspólnej waluty powinno być priorytetem. Jak dodał, stawianie takiego pytania w obecnym momencie jest jak "malowanie graffiti" na murach parlamentu, gdyż nie prowadzi do żadnych konkretnych działań. Sytuacja ta w opinii Hague´a podważa wiarygodność Londynu i może doprowadzić do dalszej niepewności w europejskich finansach.
Z kolei lider labourzystów Ed Miliband stwierdza, że wniosek złożony przez grupę torysów wyraża rozczarowanie obecnymi rządami Camerona. Jego zdaniem, premier będzie miał w najbliższym czasie duży problem z parlamentarzystami reprezentującymi skrzydło eurosceptyczne. - Nic dziwnego, że posłowie z tych ław są rozczarowani premierem, ponieważ przez długi czas udawał, że jest jednym z nich - podkreśla Miliband. Do złożenia wniosku skłoniła konserwatystów petycja, pod którą zebrano 100 tys. podpisów, wzywająca właśnie do rozpisania referendum na temat wystąpienia Brytyjczyków z UE. Pomimo że wynik głosowania wcale nie zobowiązywałby rządu do zorganizowania takiego głosowania, to jednak sama debata wywołała sporą burzę zarówno w mediach, jak i wśród polityków.
Łukasz Sianożęcki
Nasz Dziennik Wtorek, 25 października 2011, Nr 249 (4180)
Autor: au