Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Z myślą o rewanżu

Treść

Korea Południowa będzie dziś w Seulu kolejnym rywalem piłkarskiej reprezentacji Polski. Franciszkowi Smudzie i jego podopiecznym marzy się rewanż za porażkę na mistrzostwach świata w 2002 roku.


Wtedy, w Pusan, Biało-Czerwoni wyszli na boisko przekonani o swojej sile, podświadomie lekceważąc egzotycznego przeciwnika. Tymczasem okazało się, że niedoceniana Korea przygotowaniem taktyczno-technicznym naszych przewyższa o klasę i bez większych problemów zwyciężyła 2:0. Nie wspominamy dobrze tego meczu, całej otoczki z nim związanej, pomysłu na grę zafundowanego przez trenera Jerzego Engela. Była to jedna wielka katastrofa. Dziś w Seulu Polacy spróbują zatrzeć fatalne wrażenie, jakie pozostawili po sobie dziewięć lat temu. Dla wielu wyjazd do Azji, w trakcie gorącego sezonu ligowego, mijał się z celem i nie miał większego sensu. Smuda jednak przekonywał, że nie można odrzucać okazji skonfrontowania swoich sił w starciu z rywalem z wysokiej półki. Koreę już docenia, podkreślając jej walory i potencjał. Długą podróżą, innymi strefami czasowymi się nie przejmował, wierząc, że nie będą miały negatywnego wpływu na podopiecznych. Piłkarze po prostu w Seulu się pojawią, odbędą trening, zagrają mecz i błyskawicznie wrócą do Europy. Na własnej skórze przekonał się jednak, że samolotowe wojaże mogą przyprawić o ból głowy - z powodu problemów z lotem przybył do Azji spóźniony o dzień, podobnie jak Jakub Błaszczykowski i Paweł Brożek.
Polacy zagrają dziś w składzie mocnym, aczkolwiek nie najmocniejszym. Z powodu kontuzji do Korei nie wybrali się bowiem Łukasz Piszczek, Wojciech Szczęsny, Ludovic Obraniak i Arkadiusz Głowacki. W ich miejsce Smuda powołał Grzegorza Sandomierskiego, Janusza Gola, Marcina Komorowskiego i Huberta Wołąkiewicza.
Bezpośrednio po meczu Polacy udadzą się do Niemiec, gdzie we wtorek (w Wiesbaden) zagrają w kolejnym towarzyskim meczu, z Białorusią. Dlaczego tam, a nie w kraju, na jednym z kilku już pięknych, nowoczesnych stadionów?

Piotr Skrobisz

Nasz Dziennik Piątek, 7 października 2011, Nr 234 (4165)

Autor: au