Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Z kalendarza polskiego

Treść

25 maja 1948 roku o godzinie 21.30 w więzieniu Urzędu Bezpieczeństwa na Mokotowie został zamordowany strzałem w tył głowy rotmistrz Witold Pilecki
"Oświęcim był igraszką"
Po upływie dwudziestu lat od 1989 roku życie i czyny rotmistrza Pileckiego są już na ogół znane w swym najważniejszym zarysie i w decydujących momentach. Znany jest oczywiście jego dobrowolny pobyt w Auschwitz, dokąd dał się wywieźć, by zdobyć informacje o funkcjonowaniu obozu i założyć w nim siatkę konspiracyjną. Przebywał tam już od jesieni 1940 roku aż do wiosny 1943 roku, kiedy to, zagrożony dekonspiracją, zorganizował z dwoma współwięźniami śmiałą ucieczkę. Po powrocie do Warszawy kontynuował działalność konspiracyjną, został włączony do akcji niepodległościowej NIE, organizowanej na wypadek sowieckiego zwycięstwa, brał udział w Powstaniu Warszawskim. Po jego upadku trafił do obozów Lamsdorf i Murnau, a po wyzwoleniu ich przez Amerykanów dotarł do II Korpusu Polskiego we Włoszech, gdzie zameldował się u gen. Andersa. Jesienią 1945 roku podjął się drugiej wielkiej misji - powrotu do kraju i zorganizowania tam siatki konspiracyjnej przeciw nowej, sowieckiej władzy komunistycznej w Polsce. Mimo uprzedzeń o możliwej dekonspiracji nie opuścił kraju. W 1947 roku został aresztowany, poddany brutalnemu śledztwu, które nadzorował sam płk Goldberg-Różański. Podczas krótkiego widzenia z żoną Pilecki wyznał jej: "Oświęcim to była igraszka". Oskarżony w pokazowym procesie o szpiegostwo został skazany na potrójną karę śmierci. Wyrok wykonano skrycie 25 maja 1948 roku w więzieniu na Mokotowie. Nie wiadomo, gdzie został pochowany.
Było złowrogim paradoksem i tragicznym zbiegiem okoliczności naszej historii, że człowiek tak zasłużony w walce z totalitaryzmem niemieckim, który w najtrudniejszych do wyobrażenia warunkach Auschwitz i zagłady mógł wykonywać swe patriotyczne zadania, a został zgładzony po haniebnym procesie przez nowy, sowiecko-komunistyczny totalitaryzm głoszący pokój i wyzwolenie.
Witold Pilecki będzie jednym z tych ludzi, którzy symbolizują tragizm polskiej historii, a zarazem pozostanie wzorem samozaparcia i nieustraszonej postawy w wykonywaniu zadań najwyższych, najważniejszych dla ogółu, będzie przykładem poświęcenia bez względu na własne życie. Pamięć o nim jest więc naszym naturalnym i zarazem należnym zadośćuczynieniem za jego czyny i poświęcenie, zbyt nieśmiało dotąd dokonywanym, co jest osobną i dziwną przypadłością, źle świadczącą o naszej mentalności, ciągłych kompleksach, a przede wszystkim o dezorientacji historycznej i manipulacji przeszłością po roku 1989. A przecież pamięć o ludziach takich jak Pilecki może być dzisiaj tylko powodem do dumy. Jak wiadomo, nawet zachodni, angielski historyk Michael Foot w swej książce "Six Faces of Courage" ("Sześć twarzy odwagi") zaliczył Pileckiego do sześciu najodważniejszych ludzi działających w ruchu oporu podczas II wojny światowej.
Wojna i totalitaryzmy XX wieku to przede wszystkim ofiary, niezliczone ofiary i ich cierpienia, które dziś nawet trudno sobie wyobrazić. Ale oprócz ofiar zdarzali się w tych okrutnych czasach również bohaterowie, w porównaniu z ofiarami nieliczni, ale tak właśnie jest z wyjątkowością i wagą, z najwyższymi przykładami i wzorcami. Wystarczają nieliczni, jak ci biblijni sprawiedliwi, wystarczy nieomal jeden, by ocalić wszystkich. A zatem istnieli wbrew totalitaryzmowi, który właśnie zakładał, że wszyscy będą ofiarami, że zagłada będzie całkowita, że nikt nie zdobędzie się na sprzeciw, nie będzie ryzykował ceny najwyższej, własnego życia. Totalizm wpajał przecież przekonanie, które miało być powszechne, że nie ma od niego ucieczki, nie ma wyjątków ani przypadków podważających ten porządek, a w konsekwencji tego już zapewne nie przewidział, że jeśli wszyscy mają być ofiarami, to również oprawcy, kaci i zwycięzcy, że po totalitaryzmie XX wieku nie ma już zwycięzców i zwyciężonych.
Bohaterowie utraceni?
Jeśli więc byli tacy, którzy w sytuacji tak beznadziejnej przeciwstawili się nie tylko totalitarnej przemocy, ale i temu powszechnemu zastraszeniu, tej zbiorowej niemocy i beznadziejności, to są szczególnymi bohaterami, którym należy się nie tylko pamięć, ale i rzeczowa znajomość ich postawy i czynów. Oni nie tylko byli nieustraszeni, nie ulękli się, ale i nie przyjęli tego nowego obrazu świata i życia, który przynosił jeden czy drugi totalitaryzm, nie godzili się na postawę wszelkiej podległości, nie tylko zewnętrznej, ale i wewnętrznej, nie mogli przyjąć pozycji niewolników i bezsensownych ofiar, zgodzić się na zniszczenie i upadek. Dla nich własne życie nie było często najwyższą ceną, ryzykowali nim jednak, bo działali nie tyle dla siebie, co w imieniu innych, w imieniu wspólnego świata, którego bronili i który ubezpieczali, stanowił bowiem dotąd o ich człowieczeństwie, które miało być usunięte przez nowe zło.
W Polsce wojennej i tuż powojennej ci nieliczni nie byli na szczęście tak nieliczni, jakby się wydawało. Ale dopiero od niedawna ujawnia się i upamiętnia powszechniej ich losy i czyny. Coraz lepiej znamy bohaterów wojennych, coraz więcej też, nawet wbrew dziwnym tendencjom politycznym po 1989 roku, poznajemy tych późniejszych, walczących już po wojnie, coraz bardziej beznadziejnie, przeciw zagarniającemu Polskę sowieckiemu systemowi komunistycznemu. Rotmistrz Witold Pilecki należał do tych najbardziej niezwykłych. Dopiero teraz zdobywa z trudem właściwe miejsce w pamięci i świadomości historycznej Polaków. Dzieje się tak po latach obojętności lub też celowego usuwania z pamięci postaci takich jak on, największych w dziejach II wojny światowej, odznaczających się bezprzykładną odwagą i poświęceniem. To przemilczenie dokonywało się już w ramach "poprawności historycznej", jaka zapanowała od początku postkomunistycznych lat 90. Usuwano z niej wszelką tradycję walki niepodległościowej, nazywając ją demagogicznie groźbą nowej "endecji", kojarząc z nacjonalizmem, szowinizmem i antykomunizmem jako przejawami nietolerancji. Odbywało się to w interesie zarówno postkomunistów, jak i, niestety, lewicowej części dawnej opozycji, która doszła do władzy po 1989 roku. Pilecki, jak i wiele innych postaci niepodległościowej walki po wojnie, był może zbyt świeżym wyrzutem sumienia dla solidarności grupowej po upadku PRL i dla nowej władzy w III RP, wyrzutem wspólnym zarówno dla dawniejszych komunistów, jak i dawnych (lewicowych) opozycjonistów. Był postacią w każdym razie zbyt niewygodną i kontrowersyjną, jak to określa się eufemistycznie, by go przypominać i umieszczać wśród protoplastów III RP, by wskrzeszać w ogóle tragiczne losy ludzi takich jak on, a przede wszystkim ich racje i ich pełną samozaparcia walkę. Już w przełomowym roku 1989 sąd wojskowy odmówił rehabilitacji Pileckiego. O nim i jemu podobnych nie należało po prostu wtedy głośno mówić, co stało się jednym z karykaturalnych przejawów postkomunizmu, który jednak obejmował jeszcze lata 90. Powstało już wtedy sporo prac historycznych przypominających postać Pileckiego, ale miały one ograniczony zasięg. Daleko było jeszcze do należnego mu miejsca w zbiorowej pamięci i świadomości Polaków.
Pamięć odzyskiwana
Wydana obecnie przez Instytut Pamięci Narodowej książka "Rotmistrz Witold Pilecki 1901-1948" autorstwa Jacka Pawłowicza nie jest naukową monografią historyczną, lecz obszernym albumem fotograficznym przybliżającym naocznie, wizualnie postać i biografię naszego bohatera. Po krótkim zarysie biograficznym, również w wersji angielskiej, znajdziemy w tej pokaźnych rozmiarów księdze zbiór fotografii i dokumentów ułożonych według chronologii biografii Pileckiego. Jest ona, można by powiedzieć, zbiorem obrazów świata, w którym żył Pilecki. Od pierwszych obrazów z najwcześniejszego dzieciństwa na dalekiej rosyjskiej północy, w Karelii, gdzie w Ołońcu nad jeziorem Ładoga urodził się w 1901 roku, dokąd trafili jego przodkowie po wypędzeniu z Nowogródczyzny po Powstaniu Styczniowym. Dalej to widoki Wilna, gdzie spędził młodość i lata szkolne, i którego bronił już jako młodociany żołnierz ochotnik w latach I wojny światowej, a później podczas wojny polsko-bolszewickiej 1920 roku. Następne obrazy są niemal idylliczne, pamiątki rodzinnego majątku i dworu w Sukurczach koło Lidy, gdzie Pilecki osiadł na stałe i założył rodzinę w latach 20. Kolejne obrazy to już lata służby wojennej i konspiracji, dokumentacja pobytu w Oświęcimiu i ucieczki, udziału w Powstaniu Warszawskim w oddziale Chrobry II, ewakuacja i obozy niemieckie. Wreszcie obszerna dokumentacja procesu, zdjęcia i dokumenty sądowe, listy, ostatnie pamiątki, a w końcu katalog katów Pileckiego, od najwyższych do najniższych zbrodniarzy zza biurka lub zza stołu sędziowskiego, śledczych, prokuratorów, sędziów, aż do wykonawcy wyroku. 17 twarzy od Bieruta, Cyrankiewicza, Romkowskiego i Różańskiego poczynając, poprzez pośrednich oprawców, funkcjonariuszy, prokuratorów i sędziów, m.in. Humera, Krawczyńskiego, Dytrego, Łapińskiego, Hryckowiana, Badeckiego, Hochberga, aż do kata bezpośredniego, wykonawcy wyroku st. sierżanta Piotra Śmietańskiego. Nie ma tylko obrazu ostatniego, prawdziwego grobu, miejsca pochówku Pileckiego, ostatniego śladu jego ziemskiej bytności, czegoś, co przypominałoby jego obecność i czyny. Tego właśnie miało nie być, miał nie pozostać po nim żaden ślad, pamięć po nim miała być zatarta, jakby go nie było. Władze komunistyczne wydały nie tylko wyrok śmierci, nie tylko go zamordowały, chciały także przypieczętować wyrok, wydać uzurpatorski rozkaz, dekret o jego nieistnieniu, o tym, że go wcale nie było - na szczęście niewykonalny.
Czy Pilecki będzie bohaterem Europy?
3 marca 2009 r. w gmachu Parlamentu Europejskiego w Brukseli prezes Instytutu Pamięci Narodowej Janusz Kurtyka uroczyście otworzył wystawę poświęconą rotmistrzowi Pileckiemu. Towarzyszyła jej konferencja historyczna o "ochotniku z Auschwitz". Wziął w niej udział m.in. historyk angielski Michael Foot, który zalicza Pileckiego do najodważniejszych bohaterów II wojny światowej. Do wszystkich europosłów rozesłano "Raport Witolda" - sprawozdanie rotmistrza z jego pobytu w obozie Auschwitz. Ta europejska promocja naszego bohatera związana była z ustanowieniem przez PE Europejskiego Dnia Pamięci Ofiar Stalinizmu i Nazizmu, wyznaczonego na 23 sierpnia w związku z paktem Ribbentrop-Mołotow z 1939 roku. Jedna z posłanek PiS zaproponowała, aby dodatkowo ustanowić dzień 25 maja, dla uczczenia zamordowanego wtedy Pileckiego, Dniem Bohaterów Walki z Totalitaryzmami. Propozycja ta została jednak odrzucona również głosami polskich eurodeputowanych, podobno przez nieporozumienie. Pamięć komunistyczna, jak widać, nadal przeważa nad pamięcią o ofiarach komunizmu i bohaterach z nim walczących.
dr Marek Klecel
"Nasz Dziennik" 2009-05-29

Autor: wa

Tagi: witold pilecki rotmistrz pilecki