Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Wyśpiewać miłość do Ojczyzny

Treść

Rozmowa z Alicją Binert - kierownikiem chóru "Grodzieńskie słowiki" z Białorusi

Razem z mężem prowadzą Państwo "Grodzieńskie Słowiki" - jeden z najstarszych chórów polskich na terenie Białorusi. Skąd wziął się pomysł założenia chóru?
- Nie mogłoby tak być, żeby on nie istniał. Kiedy tylko w okresie pieriestrojki pojawiło się trochę świeżego powietrza, zaczęliśmy myśleć o stworzeniu polskiego chóru dziecięcego. Jestem Polką, mój mąż też jest Polakiem, nasze dzieci od urodzenia rozmawiały w domu tylko po polsku. Zespół powstał 17 lat temu w Grodnie. Pracuję w szkole muzycznej, zebrałam dzieci pochodzenia polskiego, ale większość z nich nie umiała wtedy mówić po polsku. I powoli, mimo braku nut, tekstów zaczęliśmy pracę. Gdy po raz pierwszy pojechaliśmy z koncertami do Lublina, spotkałam tam byłych grodnian, którzy nam pomogli, dali materiały, pieśni polskie, utwory klasyczne i od tego się zaczęło...

Do pracy z dziećmi potrzeba wiele cierpliwości i trudu, jak wygląda praca z chórem?
- Próby mamy cztery razy w tygodniu, a przed koncertem, wyjazdem nawet codziennie. My nie mamy wolnych dni. Ten kto śpiewa, ten się modli. Dlatego próby robimy też w niedzielę i święta. Czasem jestem pełna podziwu dla dzieci, dla ich zapału, ale wcale nie jest łatwo nauczyć dziecko. Po koncertach często mi mówią: "Ale ma pani zdolne dzieci". A kiedy one przychodzą do chóru, nawet nie mówią po polsku. Potrzeba wtedy ciężkiej pracy. Podchodzę do tego bardzo rygorystycznie, każde dziecko musi wiedzieć, o czym śpiewa.

Jak wygląda repertuar chóru?
- Repertuar nasz wzbogacamy co tydzień. Nawet nie mogę policzyć w tej chwili, ile utworów mamy w programie. Może 150, może więcej. Mamy dużo utworów religijnych i bogaty program patriotyczny, m.in. pieśni Stanisława Moniuszki, części jego "Litanii Ostrobramskiej". Na Białorusi nasz chór znalazł ten utwór i wykonał po raz pierwszy 15 lat temu.

Jest Pani także prezesem klubu polskich tradycji narodowych, na czym polega jego działalność?
- Założyłam ten klub dziewięć lat temu. Organizujemy kolonie, warsztaty edukacyjno-muzyczne, staramy się poznać i pielęgnować polskie tradycje. Przecież tego za czasów sowieckich nie było wolno. Staramy się, żeby to nie odeszło w zapomnienie. Ja sama też muszę się uczyć i wspominać to, co otrzymałam w dzieciństwie - ojciec Polak w domu rozmawiał ze mną tylko po polsku. Chciałabym sama poznać prawdziwe polskie tradycje i przekazać je dzieciom.

A to młodsze pokolenie teraz odradza te tradycje i przekazuje swoim rodzicom...
- Tak. Mam w chórze takie dzieci, które pięknie zaczęły mówić po polsku, interesują się literaturą, historią, kulturą, czytają polskie książki. A początkowo w domu po polsku mówili tylko dziadkowie, rodzice już nie. Teraz często rodzice uczą się polskiego razem z dzieckiem. Wydaje mi się, że przyszłość należy do dzieci, do młodzieży, i to pokolenie może wyrośnie na takich prawdziwych Polaków.

Jakie są losy Pani wychowanków z chóru?
- Są wśród nich osoby po studiach w Polsce, pianista, znani muzycy, dziewczęta po akademii muzycznej. Bardzo mnie to cieszy, że mam takich uczniów.

Chór odnosi sukcesy, zdobywa różnego rodzaju nagrody, ale czy są też jakieś trudności?
- Narzekać jest najłatwiej, ja nie mam na to czasu, dużo pracuję społecznie. Nikt mnie nie zmusza do tej pracy, ja bez tego nie wyobrażam sobie życia. Wyjeżdżam na koncerty do różnych krajów, czasem nawet na tydzień, dwa. Chciałbym tylko, żeby nam nie przeszkadzali, żeby nie było tej złośliwości, zazdrości. Czego można zazdrościć, pracy?

Jakie jest Pani największe marzenie?
- Chciałabym, żeby mój chór zaśpiewał jeszcze kilka części "Litanii Ostrobramskiej". Mamy już kilka utworów w programie. Pracuję z mężem, bez niego nic bym nie zrobiła. Dziecięcy zespół to ogromna radość, także dla słuchaczy. Na przykład podczas występu w Londynie mieliśmy w programie utwory w dziewięciu językach i utwory klasyczne z orkiestrą. Dla mnie nie jest ważna sfera materialna, chór to moje życie. To, co najważniejsze jest niewidoczne.

Tym, co robicie, wyrażacie swoją miłość do Polski...
- Muzyka działa na mnie bardzo mocno, tkwi w niej jakaś tajemnica. Staram się, żeby dzieci zrozumiały, że kiedy nas nie będzie, ta wielka muzyka przetrwa. Próbuję nauczyć je tego, co jest ponadczasowe, sięgania do korzeni. Chciałabym, aby dzieci zrozumiały to, co ja myślę, co czuję. I widzę, że ta grupa już różni się od innych dzieci na Białorusi i z byłego ZSRS, u których nie ma tej otwartości, od tej mentalności sowieckiej. Na Białorusi cały ten system zniszczył kulturę religijną, a wychowanie religijne jest bardzo ważne. Widać, że kultura religijna się odradza, ale bardzo powoli.

Co chcielibyście przekazać przez swój śpiew?
- Staramy się przekazać ludziom najważniejsze wartości: miłość do bliźniego, miłość do Ojczyzny. Przecież są Polakami, jak nie kochać Polski? Trzeba ją kochać! Marzę, aby dzieci mogły zrozumieć, że nie warto czynić złego. Trzeba dążyć do tych ideałów. A właśnie muzyka niesie ze sobą te ideały, zmusza do zastanowienia nad przeszłością, teraźniejszością i przyszłością.

Dziękuję bardzo za rozmowę i życzę realizacji tych marzeń.

Dorota Zbierzchowska
"Nasz Dziennik" 2007-05-05

Autor: wa