Wysoka klasa nie tylko na wodzie
Treść
Rozmowa z Markiem Kolbowiczem, mistrzem olimpijskim w wioślarskiej czwórce  podwójnej
Jest Pan zadowolony z przebiegu przygotowań do nowego  sezonu?
- Jak najbardziej, zrealizowaliśmy wszystkie plany. Co ważne,  nasze subiektywne odczucia pokrywają się z obiektywnymi, wszystkie wyniki badań  wydolnościowych wskazują, że jest dobrze, zmierzamy we właściwą stronę. Nie  wprowadzaliśmy żadnych zmian, bo i po co? Od kilku lat idziemy tym samym rytmem,  sprawdzonym, przygotowujemy się pod kątem najważniejszych imprez, mistrzostwa  świata czy igrzysk olimpijskich. Wszystko to, co po drodze, traktujemy trochę  lżej, jako pomoc w realizacji najważniejszych celów. 
Poprzedni rok  był zwieńczeniem czteroletniego okresu ciężkiej pracy, zarówno fizycznej, jak i  mentalnej, fantastycznym zwieńczeniem, bo przyniósł wam złoty medal olimpijski.  Trudno się było zmobilizować na kolejny?
- Nie, ponieważ jesteśmy na  bardzo wysokim koniu i nikt z nas nie ma ochoty z niego spaść, bo mogłoby się to  zakończyć złamaniem karku. Dlatego pracujemy tak samo, jak przez ostatnie lata,  z tą samą intensywnością, wysiłkiem i sercem. Był czas na odpoczynek, ładowanie  akumulatorów, po nim przyszła harówka - jak zawsze. Nie ma możliwości, abyśmy  odpuścili, mamy zbyt duży szacunek dla samych siebie. Wiemy, co prezentujemy, co  potrafimy, na co nas stać, co chcemy osiągnąć. Wiemy też, że jeśli nadal chcemy  spokojnie pływać w tym samym składzie, przygotowywać się w komforcie, nie  słysząc podszeptów o potrzebie ewentualnych zmian, musimy wygrywać najważniejsze  zawody, w tym roku mistrzostwa świata. Tylko wówczas będziemy nie do ruszenia, a  o to nam chodzi. Nie chcemy dopuścić do sytuacji, by ktoś miał do nas pretensje,  że w styczniu czy lutym jesteśmy słabymi zawodnikami, prezentujemy się gorzej od  innych. Jesteśmy, to fakt, ale w decydujących momentach robimy, co do nas należy  i czego wszyscy od nas wymagają. To się liczy. 
Wsiadając do łódki,  musicie pamiętać, że jesteście mistrzami olimpijskimi czy wręcz  przeciwnie?
- Wsiadamy do łódki i tak naprawdę jesteśmy nikim. Serio.  Zwykłymi zawodnikami, którzy muszą się skupić na tym, aby płynęła jak  najpiękniej i najskuteczniej. Na zgrupowaniach wylewamy tyle samo potu, co  zawsze, wykonujemy tę samą brudną, ciężką robotę, nikt niczego nam za zasługi  przecież nie da. Medale, symbole, zostały w domach, co najwyżej tam możemy się  nimi delektować. Ale nie ukrywam, że mistrzostwo olimpijskie dodatkowo nas  mobilizuje do jeszcze lepszej pracy. Musimy być skuteczni, bo inni nas  obserwują, podpatrują w wodzie i poza nią. Mam świadomość, że dla wielu młodych  sportowców staliśmy się pewnymi wzorami, idolami, stąd na każdym kroku staramy  się przekonywać, że to praca czyni mistrza. 
Proszę przyznać, jakie  emocje wyzwala w Panu każdy kolejny sezon startów? Można je porównać z uczuciami  sprzed roku, dwóch lat, pięciu?
- Można. Dreszczyk emocji jest, ból  brzucha przed startem też, adrenaliny nie brakuje. Nieważne, czy jesteś mistrzem  olimpijskim, czy "zwykłym" zawodnikiem, odczuwasz takie same emocje. My zawsze  się zastanawiamy, jak to będzie, co przyniesie kolejny rok. Ja odpowiadam  szybko: będzie dobrze, bo dobrze się prowadzimy, trenujemy, przygotowujemy.  
Złoto z Pekinu zmieniło w jakikolwiek sposób Pana podejście do  sportu?
- Absolutnie nie. Utwierdziło mnie tylko w przekonaniu, że to, co  robiliśmy, jest słuszne i przynosi skutek. Oczekiwany. Pekiński sukces  spowodował jednak, iż jeszcze bardziej niż dotychczas musimy uważać na to, co  robimy i jak inni nas postrzegają. I nie chodzi tylko o kwestie czysto sportowe,  ale i zachowanie na co dzień. Przykładowo nie wyobrażam sobie nawet sytuacji, by  jakaś bulwarówka "ustrzeliła" mnie z papierosem, chyba bym się spalił ze wstydu.  Od razu dodam, że to nierealne, bo jestem zagorzałym wrogiem palenia (śmiech).  Krótko mówiąc, musimy się szanować, zwracać uwagę na to, jak wyglądamy, jak się  zachowujemy, co robimy, po prostu prezentować wysoką klasę. 
Na  najbliższych zawodach Pucharu Świata będziecie testować nową łódkę, ma to jakieś  znaczenie?
- Jest dwóch producentów łódek, niemiecki i włoski. Dotychczas  korzystaliśmy ze sprzętu niemieckiego, zgłosili się do nas Włosi i  zaproponowali, że na własny koszt dostarczą nam swoją łódkę do przetestowania.  Nic to nas nie kosztuje, ponoć jest ciekawa, zobaczymy, jak się będziemy w niej  czuć. 
Można w kwestii sprzętu wymyślić coś nowego, rewolucyjnego, by  wyprzedzić konkurencję?
- Chyba nie. Zastanawiałem się czasami, że niby  można pokryć kadłub łodzi jakimś specjalnym materiałem, który zmniejszy opór,  ale czy gra jest warta świeczki? Tak naprawdę sprzęt jest tylko jednym z wielu  elementów sukcesu, wśród których najważniejszy jest zawsze człowiek. Mądry  trener, mądrzy zawodnicy, którzy tworzą rozumiejący się i uzupełniający zespół,  perfekcyjnie wytrenowani, przygotowani. 
Dostrzega Pan w Waszej  osadzie jakieś rezerwy czy też celem nadrzędnym będzie utrzymanie  dotychczasowego stanu?
- Utrzymanie - tak, to podstawa, ale rezerwy  jeszcze są. Wiem, że dla laika pływamy pięknie, nawet wielu rywali, trenerów  uważa tak samo. Tymczasem gdy oglądam każdy nasz wyścig - podkreślam to słowo  "każdy" - dostrzegam błędy techniczne, które powinniśmy zlikwidować. Zaraz  pewnie pan zapyta, czy gdy je wyeliminujemy, będziemy pływać szybciej. Tak,  będziemy. Błędy są widoczne, naprawdę, ciężkie, ale musimy im stawić czoła.  Uważam, że poprawiając rytm wiosłowania, jesteśmy w stanie uszczknąć sekundę,  nawet dwie. Droga jest jedna - mądra praca. Co to oznacza? Świadomość wagi  każdej, nawet najdrobniejszej czynności. Musimy wiedzieć, po co wykonujemy dany  element treningu, jakie ma znaczenie. Po każdych zajęciach powinniśmy padać nie  tylko ze zmęczenia, ale powinna nas boleć głowa od myślenia, burzy mózgów.  
Cel na nowy sezon to oczywiście mistrzostwo świata - szczególne, bo  przed własną, polską publicznością.
- Nie może być inaczej. To  niesamowite i myślę, że warto podkreślać na każdym kroku, iż rok po igrzyskach  olimpijskich mistrzostwa świata odbędą się w Polsce, do Poznania przybędą sami  najlepsi, najwięksi. Jestem przekonany, że na Malcie zjawią się niespotykane  dotychczas tłumy widzów. Warto, abyśmy wszyscy zapewnili im mnóstwo pięknych  wrażeń. 
Dziękuję za rozmowę.
Piotr  Skrobisz
Adam Korol, Marek  Kolbowicz, Konrad Wasielewski i Michał Jeliński - trzykrotni (z rzędu)  mistrzowie świata oraz mistrzowie olimpijscy w wioślarskiej czwórce podwójnej  tworzą jedną z najlepszych osad w historii tej dyscypliny. W tym sezonie  pierwszy raz w oficjalnych zawodach wystąpią pod koniec maja w hiszpańskim  Banyoles, poza tym czekają ich jeszcze jedne pucharowe zawody oraz prestiżowe  regaty w Henley. Najważniejszą imprezą będą oczywiście poznańskie mistrzostwa  świata, na których mają ochotę czwarty raz stanąć na najwyższym stopniu podium.  Panowie nie ukrywają, iż celem nadrzędnym na najbliższe lata są igrzyska w  Londynie - i oczywiście walka o obronę złota.
Pisk
"Nasz Dziennik" 2009-05-06
Autor: wa
 
                    