Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Wyrzucony za ślub kościelny

Treść

Czesław Kiszczak, oskarżony o dyskryminację z przyczyn wyznaniowych milicjanta, którego miał zwolnić ze służby za zawarcie ślubu kościelnego, nie stawił się wczoraj w sądzie, a w przysłanym oświadczeniu nie napisał, że przyznaje się do winy lub nie przyznaje, twierdząc, iż nie zna sprawy. Nieobecność oskarżonego na rozprawie została przez sąd oceniona jako nieusprawiedliwiona i zgodnie z przepisami toczyła się bez niego. Pion śledczy Instytutu Pamięci Narodowej postawił Czesławowi Kiszczakowi zarzut bezzasadnego zwolnienia z pracy w 1985 r. Tadeusza M., funkcjonariusza milicji drogowej w Tucholi. Zwolniono go, motywując to "ważnym interesem służby". Jednak według ustaleń IPN, prawdziwym powodem było zawarcie przezeń ślubu kościelnego, a dyskryminacja z przyczyn wyznaniowych, nawet według obowiązującego za czasów PRL prawa, była przestępstwem. Kiszczak pełniący w latach 1981-1990 funkcję ministra spraw wewnętrznych, któremu w tym procesie grozi do trzech lat więzienia, przekazał sądowi informację, że "nie czuje się na siłach" uczestniczyć w procesie, i dołączył opinię lekarską o swoim stanie zdrowia. Jednak z opinii tej wynika, iż Kiszczak może bez żadnych przeszkód przez dwie godziny dziennie brać udział w procesie. Dlatego, zdaniem sądu, nieobecność oskarżonego była nieusprawiedliwiona i proces się rozpoczął. Podobna sytuacja miała miejsce w miniony piątek, gdy Kiszczak nie stawił się na pierwszej rozprawie w procesie za stan wojenny - co zostało przez sąd uznane za nieobecność nieusprawiedliwioną. W przesłanym do sądu oświadczeniu Kiszczak wskazuje, że o całej sprawie nic nie wie. Jak tłumaczy, to nie jego podpis widnieje w przedstawionych w procesie dokumentach, co świadczy o jego niewinności. "Wskazane byłoby, by IPN odnalazł oryginał rozkazu z moim podpisem" - napisał Kiszczak. Jednak inne zdanie ma w tej sprawie poszkodowany Tadeusz M. Według jego zeznań, przełożeni z milicji wielokrotnie namawiali go do złożenia wniosku o dobrowolne odejście ze służby. Uciekali się nawet do gróźb. Po odmowie z jego strony kadrowy miał poinformować go o zwolnieniu z pracy na podstawie rozkazu podpisanego właśnie przez szefa MSW Czesława Kiszczaka. Z kolei prokurator Bartosz Tymosiewicz, pytany o to, czy jako oskarżyciel dysponuje dokumentem, z którego wynika, że decyzję o zwolnieniu milicjanta można przypisać decyzji generała, tłumaczy, iż do czasu, kiedy odpowiedni dokument nie zostanie upubliczniony w rozprawie, nie może mówić o szczegółach. Podkreśla, że materiał dowodowy wystarczał do skierowania aktu oskarżenia. - Oskarżony jest ten, kto wydał rozkaz - powiedział prokurator. Z zeznań byłego milicjanta wynika, że liczył się z groźbą zwolnienia. Jednak aby temu zapobiec, ślub został wzięty "w sposób konspiracyjny, wiele kilometrów od miejsca zamieszkania". Dodatkowo w rodzinie żony było 3 księży, co również było obciążające w oczach szefów. Podczas rozmowy z przełożonymi z MO, gdy informowano Tadeusza M. o zwolnieniu, nie obyło się bez zarzutów o "zdradę służby" z powodu "wiązania się z klerem, który jest wrogiem socjalizmu". - Potraktowano mnie jak śmiecia - zeznał. Były milicjant pisał odwołania do szefa MSW i premiera, jednak mimo deklaracji, że "jest ostro przeciw chrześcijaństwu", że wraz z żoną wyznają światopogląd materialistyczny i że nie wziął ślubu kościelnego, nie przyniosły one skutku. - Pisałem to, by się ratować. To był trudny czas, bo było to krótko po zabójstwie ks. Jerzego Popiełuszki - tłumaczył przed sądem. Ostatecznie po zwolnieniu wraz z żoną musiał szukać pracy w innym województwie. Czesława Kiszczaka czeka jeszcze jedna podobna sprawa. Były szef MSW jest bowiem oskarżony o wyrzucenie w 1985 r. ze służby milicjanta Romualda K. z Koszalina za to, że posłał córkę do Pierwszej Komunii Świętej. Grzegorz Lipka "Nasz Dziennik" 2008-09-16 Fot. Archiwum

Autor: wa