Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Wyrzucają szkołę...

Treść

Dyrektor jednej z brytyjskich szkół podstawowych zabroniła swoim uczniom używania słowa... "szkoła", gdyż - jak uzasadniała - może się ono niektórym źle kojarzyć. Obecnie uczniowie nie uczęszczają już więc do szkoły, lecz - według nowych rozporządzeń - do "miejsca nauki". Absurdalnie wyglądają również pomysły rządu odnośnie do edukacji seksualnej w szkołach. Nie dość, że narażają na śmieszność dyrekcje angielskich szkół, to jeszcze wystawiają na ogromne ryzyko zdrowie dzieci i młodzieży.

Dyrekcja szkoły podstawowej Watercliffe Meadow w Sheffield - jak informuje dziennik "Times" - zabroniła używania na jej terenie słowa "szkoła". Zdaniem władz, to słowo może wywoływać negatywne konotacje wśród uczniów, a także wśród rodziców. Dyrektor placówki Linda Kingdon uważa, że nowe rozporządzenie sprawi, iż szkoła, zwana od tej chwili "miejscem nauki", będzie bliższa prawdziwemu życiu. - To jest Watercliffe Meadow, miejsce nauki. Powstało ono, ponieważ wielu rodziców i uczniów miało bardzo negatywne skojarzenia ze szkołą - stwierdziła dyrektor Kingdon. - Chcemy w zamian, by było to miejsce rodzinnej edukacji, gdzie może przyjść każdy. Jesteśmy w stanie zacząć od początku, by stworzyć nowy typ naukowych doświadczeń. Chcemy zdezinstytucjonalizować to miejsce i przybliżyć je do prawdziwego życia - dodała.

Poprawna politycznie, czyli oderwana od życia
Komentatorzy są jednak zgodni, że to raczej dyrektor placówki jest całkowicie oderwana od życia, a takie pomysły ją ośmieszają. Jednocześnie wprowadzanie tego typu pomysłów w życie pokazuje, jak daleko zaszła i jak skuteczna jest propaganda politycznej poprawności. Jak podaje "Times", lokalni parlamentarzyści są mocno zaskoczeni decyzją władz szkoły. Poseł Richard Cabron stwierdza, iż mimo że jest zazwyczaj otwarty na nowe pomysły, nie ma pojęcia, czemu miałyby służyć tego typu zmiany. Inne komentarze także krytykują zastępowanie powszechnie znanego wszystkim dzieciom i przyswojonego słowa "szkoła" jakimiś zupełnie im obcymi zbitkami słownymi.
Polityczna poprawność zatacza jednak dużo szersze kręgi. Szkoła średnia w Barnsley jest w trakcie procesu zastępowania nazwy swoich placówek na "centra nauczania zaawansowanego". Tamtejsze władze stwierdzają, że zmiana nazwy jest częścią programu zwanego "Przeróbka Nauki", który obejmie wszystkie pokolenia uczące się, od dzieci przedszkolnych aż po dorosłych. Program ten ma na celu rozszerzenie dostępności do szkół i zapewnienie większej opieki dla dzieci przez cały rok. Z kolei część szkół średnich ma zamiar zmienić nazwy na "college", gdyż - jak uzasadniają - brzmi to nobilitująco. Zdają się przy tym zupełnie nie zauważać, iż jest to wszakże nazwa zarezerwowana do oznaczania jednostki organizacyjnej uniwersytetów.

Poradnie dla 11-latek
Zmiany w brytyjskich szkołach nie ograniczą się jednak jedynie do nazw. Najniebezpieczniejszymi z nich są coraz to nowe pomysły odnośnie do rozszerzania zakresu tzw. edukacji seksualnej. Obejmuje ona bowiem coraz młodsze dzieci. Obecnie proponuje się wprowadzenie w każdej szkole "seksklinik", których istnienie w zamierzeniu ma ograniczyć liczbę ciąż wśród nieletnich. Już dziś istnieje ok. 1000 takich placówek, duża część z nich to jednostki mobilne, obsługujące kilka szkół średnich. Rząd chce jednak rozszerzyć ich działalność tak, aby każda szkoła miała do nich dostęp. W praktyce będzie to jednak oznaczało, iż nawet 11-letnie dziewczynki będą mogły zbadać, czy są w ciąży, czyniąc to zupełnie bez wiedzy rodziców. W związku z już wcześniej wprowadzonymi na Wyspach prawami aborcyjnymi, takie zapisy mogą bardzo łatwo doprowadzić do tego, że młode matki będą mogły zupełnie bezkarnie zabić swoje dziecko. Bardzo często polega to także na tym, iż dziewczynkom podaje się środki wczesnoporonne, tłumacząc, że tzw. pigułka po jest całkowicie bezpieczna dla ich zdrowia.
Przy tym tego typu poradnie mają bezpłatnie dostarczać uczniom także środki antykoncepcyjne. Zdaniem brytyjskich komentatorów, takie zabiegi osiągną jednak odwrotny skutek. Ostrzegają, że rozdawnictwo darmowych prezerwatyw jedynie zachęci młodzież do spróbowania, czym jest seks.
Ministerstwo Zdrowia stwierdziło, iż posiadanie tego typu placówki jest wymaganym pułapem "zdrowotności", jaki muszą osiągnąć wszystkie brytyjskie szkoły w tym roku. Oznacza to, że albo zapewnią one dostęp do nich na swoim terenie, albo wskażą zainteresowanym uczniom adekwatne miejsca, do których będą mogli się udać.
Łukasz Sianożęcki
"Nasz Dziennik" 2009-01-06

Autor: wa