Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Wyrok ostateczny

Treść

Sąd Najwyższy oddalił wczoraj kasację wniesioną przez obrońców członków plutonu specjalnego ZOMO skazanych za pacyfikację w 1981 r. kopalni "Wujek" i "Manifest Lipcowy". Zginęło wówczas 9 osób. Tym samym wyroki dla zomowców stały się ostateczne.

- Wyroki sądów niższych instancji są zgodne z prawem i prawidłowe. Zasadnie przypisano im odpowiedzialność za zarzucone czyny - stwierdził w ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia SN Dariusz Świecki.
Obrońcy 12 zomowców domagali się albo uniewinnienia, albo zwrotu ich spraw do niższych instancji. Argumentowali, że ich klienci działali "na rozkaz" lub że strzelali tylko w powietrze i "w obronie koniecznej". Sąd Najwyższy w całości odrzucił te tezy. - Stroną atakującą były siły porządkowe, górnicy bronili zakładu pracy - mówił sędzia Świecki. - Tylko dlatego, że nie można dziś ustalić, który zomowiec do kogo konkretnie celował, nie odpowiadają oni dziś za zabójstwo - wskazywał. Dodał, że za PRL "zrobiono wiele", aby zatrzeć ślady zbrodni. - Członkowie plutonu specjalnego działali na rozkaz, gdy ich dowódca Romuald Cieślak powiedział: "Chłopaki, walimy", i sam zaczął strzelać, był to rozkaz wydany w warunkach stanu wojennego. Za jego niewykonanie groziła im wówczas odpowiedzialność karna - mówił sędzia. Zomowcy wymierzali strzały bezpośrednio w protestujących górników, "w konkretne organy ważne dla życia człowieka". Według SN, nie można się też zgodzić z argumentacją, że zomowcy działali w obronie koniecznej, ponieważ w żadnej fazie pacyfikacji w kopalni "Manifest Lipcowy" nie było zagrożenia dla oddziałów szturmowych. A w kopalni "Wujek" "oddawali strzały, gdy byli w bezpiecznej odległości od górników, w sytuacji kiedy nie groziło im żadne niebezpieczeństwo". Sąd Najwyższy uznał także, iż sądy niższej instancji zasadnie zakwalifikowały pacyfikację kopalni jako zbrodnię komunistyczną.
- Decyzja sądu to dla nas przede wszystkim potwierdzenie prawomocności wyroku skazującego. Ale czy to kończy dochodzenie poszkodowanych do sprawiedliwości? Raczej nie, bo nierozwiązana została chociażby sprawa odszkodowań z tytułu poniesionych ran czy spowodowania śmierci - ocenił przywódca strajku w kopalni "Wujek" w 1981 r. Stanisław Płatek. - Sprawiedliwości powoli staje się zadość. Po tylu latach trudno jednak mówić o jakiejś wielkiej satysfakcji, ale dobrze, że ta sprawa jest już zakończona - skomentował wyrok SN szef śląsko-dąbrowskiej "Solidarności" Piotr Duda. - Zbrodniarze nie mają już żadnej instancji, do której mogą się odwołać. Poniosą zasłużoną karę. Wielokrotnie powtarzaliśmy jednak, że ci ludzie to były ręce wykonujące rozkazy. Czekamy teraz na kary dla gen. Czesława Kiszczaka i innych przedstawicieli komunistycznych elit - powiedział.
Jeśli chodzi o polskie sady, to wyrok jest ostateczny, ale zomowcy mogą się jeszcze odwołać do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych mecenas Janusz Margasiński powiedział, że dochodzą do niego sygnały, że część skazanych szykuje taki wniosek. Według matki jednego z zabitych Janiny Stawisińskiej, byłoby to dla Polski "wielkim wstydem i hańbą". - Mam nadzieję, że to już będzie koniec - powiedziała.
Sąd Apelacyjny w Katowicach w czerwcu ubiegłego roku skazał czternastu byłych zomowców uczestniczących w pacyfikacji kopalń "Wujek" i "Manifest Lipcowy". Dowódca plutonu specjalnego ZOMO Romuald Cieślak dostał wyrok 6 lat wiezienia (poprzednio 11 lat), a pozostałych trzynastu zomowców od 3,5 roku do 4 lat więzienia. Część ze skazanych odbywa kary, reszta oczekuje na ich wykonanie.
Zenon Baranowski
"Nasz Dziennik" 2009-04-23

Autor: wa