Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Wypadł (prawie) z torów

Treść

Piłkarze Lecha Poznań mistrzostwo Polski zdobyli szczęśliwie i przypadkowo. I chyba uwierzyli, że taki sam fart będzie im towarzyszył w europejskich pucharach. W środę przekonali się, że bez ambicji, serca i dobrego przygotowania nic nie osiągną, ale szczęście znów ich nie opuściło. Być może po raz ostatni. Po dramatycznym meczu dopiero w serii rzutów karnych wyeliminowali lekceważony Inter Baku i nadal mają szansę awansować do fazy grupowej Ligi Mistrzów.
Lech musi się obudzić, musi wyciągnąć wnioski, bo był blisko największej kompromitacji w swojej historii. Powtórki koszmaru Wisły Kraków, która rok temu wypadła z walki o wymarzoną LM przez słabiutką Levadię Tallin. Poznaniacy zarzekali się, że nie pójdą w jej ślady, że nie powtórzą takiego błędu i takiej wpadki. Zrobili wszystko dokładnie tak samo. Już przed pierwszym meczem uwierzyli, że żadna krzywda ich nie spotka, a gdy w Baku wygrali 1:0, uznali, że jest po sprawie. Ukradkiem śmiali się z gruzińskiego trenera rywali Kabachera Czadadzego, który wprost przekonywał, że jego podopieczni jeszcze nie stracili szans i zrobią wszystko, by awansować dalej. Po kilkunastu minutach względnie dobrej gry w rewanżu ich pycha i samozadowolenie urosły tak bardzo, że omal nie doszło do katastrofy. To był jedyny okres, za który lechitów można jakoś pochwalić. Przeprowadzili wtedy kilka pomysłowych akcji, stworzyli niezłe sytuacje i faktycznie wydawało się, że zwyciężą łatwo i wysoko. Z biegiem czasu ich impet jednak osłabł, a przeciętni goście zwietrzyli okazję i ruszyli do przodu. Kibice zgromadzeni na pięknym, prawie już gotowym na Euro 2012 stadionie przecierali oczy ze zdumienia, bo ich ulubieńcy nagle zaczęli popełniać multum błędów, razić chaosem i niekonsekwencją. Wynik się jednak nie zmieniał, a w 78. minucie zaskoczył trener Jacek Zieliński, który ściągnął z boiska Artura Wichniarka. Jedynego napastnika. Czyżby uznał, że 0:0 jest niezagrożone? Jeśli tak, to po chwili spotkał go zimny prysznic. Gol Girtsa Karlsonsa, który doprowadził do dogrywki, a później rzutów karnych. Dramatu i horroru, który Zielińskiemu "odebrał 10 lat życia", jak sam przyznał. Na szczęście w tej grze nerwów bohaterem okazał się Krzysztof Kotorowski. Niegdyś niechciany w Poznaniu, odsyłany na boczny tor bramkarz obronił trzy strzały, a jakby tego było mało, wykorzystał jedną "jedenastkę". - Rzadko strzelam karne, tym razem postanowiłem, że wyczekam na ruch rywala i zrobię swoje. Awansowaliśmy, ale nie możemy się dziwić kibicom, że byli niezadowoleni. Na szczęście do końca wierzyliśmy i walczyliśmy o swoje - powiedział. Dzięki temu Lech awansował do trzeciej rundy kwalifikacji, lecz bądźmy szczerzy - trochę się przy okazji skompromitował. Pokazał, że do Europy mu bardzo daleko, choć miał się do niej zbliżać wielkimi krokami. - Zdaję sobie sprawę, że kibice obejrzeli horror najwyższej jakości, ale nie o to nam chodziło. Potwierdziło się, że nie ma dziś drużyn kategorii A, B czy C, można przegrać z każdym. Najważniejsze jest jednak to, że gramy dalej, że chłopacy wytrzymali próbę nerwów. Nie mam też zamiaru szukać winnych w myśl zasady, że zwycięzców się nie sądzi - przyznał Zieliński. W środowy wieczór okazało się, jak ważną, wręcz bezcenną, postacią dla "Kolejorza" był Robert Lewandowski. Sprzedany za ponad 4,5 miliona euro napastnik w wielu ważnych meczach brał na siebie ciężar gry i strzelał decydujące bramki, gdy go zabrakło, cały zespół ma ogromne kłopoty ze zdobywaniem goli. Działacze nie zadbali o to, by w porę sprowadzić godnego następcę, Wichniarek nim nigdy nie będzie. W trzeciej rundzie kwalifikacji zagra już co prawda Joel Tshibamba, lecz trudno spodziewać się, by zdecydowanie podwyższył jakość ofensywy.
Lech zebrał za swój występ, podobnie jak Wisła przed rokiem, zasłużoną krytykę. W przeciwieństwie do krakowian jednak awansował i ma szansę udowodnić, że horror z Interem był tylko wypadkiem przy pracy. Huraoptymistów już jednak nie ma, wszyscy wiedzą, że kolejny rywal, Sparta Praga, podniesie poprzeczkę znacznie wyżej niż Azerowie. Sparta, która chce zagrać w LM za wszelką cenę.
Piotr Skrobisz
Nasz Dziennik 2010-07-23

Autor: jc