Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Wyłudzone eksponaty z pseudopojednaniem w tle

Treść

W ratuszu stuttgarckim bardzo uroczyście otworzono kolejną fałszującą historię wystawę Eriki Steinbach "Wymuszone drogi". Pokazana pierwszy raz w Berlinie ekspozycja już od dwóch lat odwiedza kolejne niemieckie miasta. Pod kilkoma zdjęciami lub raczej reprodukcjami, ale wystawionymi jako oficjalne ekspozycje, widnieją następujące podpisy: "Instytut Pamięci Narodowej, Warszawa zdjęcie moje zatytułowane dokument 1", "Muzeum Historyczne m.st. Warszawy. Inv. Nr. MHW 24887 - moje zdjęcie dokument 2", "Ośrodek KARTA, Warszawa". Muzeum Historyczne zapewniło, iż w przeciwieństwie do dwóch pozostałych placówek nie wydało zezwolenia na eksponowanie pochodzących z ich zbiorów reprodukcji. Placówka najprawdopodobniej nie wystąpi na drogę sądową. - Oryginały materiałów zostały wycofane z wystawy już następnego dnia po otwarciu - poinformowała "Nasz Dziennik" kustosz Muzeum Historycznego m.st. Warszawy Barbara Moszyńska. Nie wykluczyła jednak, że twórcy "Wymuszonych dróg" bezprawnie zrobili duplikaty fotografii, które później - jako oryginały - stały się częścią ekspozycji. Nie wiadomo jednak, czy muzeum wystąpi na drogę sądową. Nie udało się nam skontaktować z dyrektor placówki Joanną Bojarską, natomiast kustosz nie czuła się uprawniona do wypowiadania jakichkolwiek deklaracji co do dalszych posunięć w tej sprawie. Wyrażając swoją opinię w tej sprawie, uzależniła ewentualną decyzję o podjęciu kroków prawnych od stanowiska IPN oraz ośrodka KARTA. Tymczasem zarówno Instytut Pamięci Narodowej, jak i warszawski ośrodek KARTA potwierdziły swój udział w jawnie antypolskim projekcie autorstwa Eriki Steinbach. Zarówno prezes ośrodka KARTA Zbigniew Gluza, jak i rzecznik Instytutu Pamięci Narodowej Andrzej Arseniuk nie widzą żadnego problemu w firmowaniu zadającej kłam prawdzie antypolskiej wystawy znakiem poważnych polskich, a znanych na całym świecie instytucji. Warto w tym miejscu przypomnieć, że na pierwszej wystawie w Berlinie znalazł się nieopatrznie sztandar sybiraków i dzwon ze statku Gustloff z Gdańska, ale po fali ostrej krytyki polscy właściciele wycofali te eksponaty. Tym razem wernisaż w miejskim ratuszu zbiegł się z przejęciem przez władze landu Badenia-Wirtembergia uroczystego patronatu nad fundacją Centrum przeciwko Wypędzeniom Eriki Steinbach. Patronat, co warto podkreślić, wiąże się bezpośrednio z przyznaniem placówce dodatkowych dotacji. Zatem oprócz federalnych pieniędzy BdV otrzyma także fundusze od władz landu. Obecnie działalność Steinbach oficjalnie popiera ponad 400 niemieckich gmin miejskich. Przewodnicząca BdV, zwracając się do licznie zgromadzonych w ratuszu przesiedleńców, wyraziła głębokie podziękowanie władzom Badenii-Wirtembergii i burmistrzowi Stuttgartu za wkład w organizację wystawy oraz obiecaną pomoc finansową. W kwestii rządowego projektu "Sichtbare Zeichen" (Widoczny znak) Steinbach, mimo wielu odmiennych opinii na ten temat, nadal uważa, że jest on, po pierwsze, "dzieckiem Związku Wypędzonych", a po drugie - kontynuacją jej koncepcji Centrum przeciwko Wypędzeniom. Szefowa BdV stwierdziła, że bez niej i bez BdV nigdy nie powstałby żaden "Widoczny znak". Erika Steinbach nie zamierza bezczynnie czekać na konkretne rozstrzygnięcia dotyczące jej dalszej roli w realizowanym rządowym projekcie i w Stuttgarcie po raz pierwszy oficjalnie poinformowała, że ma już plany związane z tworzeniem kolejnych wystaw. Steinbach przygotowuje następną ekspozycję opisującą przesiedleńcze losy Niemców z terenów środkowej, wschodniej i południowo-wschodniej Europy. Wystawę tę w dużej części sfinansuje land Badenia-Wirtembergia. W rozmowie z "Naszym Dziennikiem" Erika Steinbach potwierdziła, że ekspozycja w Stuttgarcie potrwa do 30 czerwca 2008 roku. - Mam nadzieję, że odniesie taki sam sukces, jak poprzednie wystawy w innych miastach - powiedziała nam szefowa BdV. Stuttgart jest kolejnym po Berlinie, Frankfurcie nad Menem, Duesseldorfie i Monachium niemieckim miastem, gdzie będzie można obejrzeć krytykowaną przez wielu historyków wystawę i gdzie pomimo zapewnień o europejskim charakterze przedstawionych eksponatów, losy niemieckich "wypędzonych" znajdują się na pierwszym planie. Przez ostatnie kilka miesięcy trwa ostry spór pomiędzy socjaldemokratami a chadekami o rolę Eriki Steinbach we władzach tworzonego rządowego projektu "Widoczny znak" (Sichtbare Zeichen), który ma upamiętnić tragedię niemieckich wysiedleń. Socjaldemokraci nie widzą w nim miejsca dla szefowej BdV. Ona sama jest jednak odmiennego zdania, podobnie zresztą jak jej partyjni koledzy z CDU/CSU. Przy okazji otwarcia najnowszej wystawy w Stuttgarcie szefowa BdV ponownie zapewniła zgromadzonych, że jest jedyną osobą, która z ramienia niemieckich "wypędzonych" znajdzie się we władzach "Widocznego znaku". - Jest rzeczą oczywistą, iż przedstawiciele ofiar muszą być zaangażowani w pracę nad rządowym projektem, bo przecież to, że w Berlinie, w sercu naszego kraju, stanie centrum dokumentacyjne upamiętniające "wypędzonych", to jest nasza zasługa, która dokumentuje ważną część niemieckiej historii - powiedziała Steinbach, za co została nagrodzona gromkimi oklaskami. Waldemar Maszewski, Stuttgart Współpraca: Anna Wiejak Marta Ziarnik "Nasz Dziennik" 2008-05-21

Autor: wa