Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Wyjątkowa wygrana

Treść

- To było najbardziej wyjątkowe zwycięstwo w mojej karierze - przyznał Roger Federer, który wczoraj nad ranem polskiego czasu po raz drugi w karierze zwyciężył w wielkoszlemowym US Open. Tym razem w finale Szwajcar pokonał Amerykanina André Agassiego 6:3, 2:6, 7:6 (7:1), 6:1. Mecz trwał 2 godziny i 20 minut, i był pięknym widowiskiem.
24-letni Federer był faworytem finału. Nie tylko dlatego, że jest o 11 lat młodszy od Agassiego i bezapelacyjnie przewodzi światowym rankingom - dziś nikt nie gra piękniejszego i skuteczniejszego tenisa od niego, nikt nie potrafi wybrnąć z takich opresji i wygrywać z taką łatwością i regularnością. Z drugiej strony wczorajszym rywalem Szwajcara była jedna z największych osobistości świata sportu, zawodnik legendarny, ale wciąż prezentujący wielkie możliwości. W ciągu kilkunastu dni US Open Agassi zachwycił własną publiczność, odnosił spektakularne zwycięstwa i marzył o jeszcze jednym. Początek wczorajszego spotkania był wyrównany, dopiero przy stanie 3:2 Szwajcar przełamał serwis przeciwnika, wygrał czwarty gem, za chwilę piąty. Agassi się nie poddał, obronił kilka setboli, ale ostatecznie seta przegrał.
Drugi wszystkich zaskoczył. Bo to Amerykanin dominował, grał wspaniale, niemal bezbłędnie, jakby uskrzydlony dopingiem 24 tysięcy kibiców. Wygrał zdumiewająco łatwo. Kolejny set był prawdziwą ucztą dla koneserów. Obaj zawodnicy utrzymywali swoje podanie do stanu 3:2 dla Agassiego, który po chwili przełamał serwis Federera, obejmując prowadzenie 4:2. W kolejnym gemie Amerykanin wygrywał 30:0 i był blisko kolejnego. Szwajcar umie się jednak odnaleźć w trudnych sytuacjach jak mało kto. Odrobił straty, wyrównał na 4:4, później na 5:5 i 6:6. Tie-break lepiej rozpoczął Agassi, ale triumfował w nim Szwajcar.
Trzeci set trwał 50 minut. Federer z upływającym czasem się rozkręcał, grał coraz lepiej, Amerykanin - czemu trudno się dziwić, choćby dlatego, iż w drodze do finału musiał rozegrać trzy pięciosetówki - siły tracił. Czwarta odsłona wielkiego finału nie miała zatem historii. Faworyt wygrał łatwo...
Było to jedenaste spotkanie obu znakomitych tenisistów. Pierwsze trzy (między 1998 a 2002 r.) wygrał Agassi. Kolejne osiem (łącznie z wczorajszym) padło łupem Federera. Wczorajsze miało dla niego wymiar szczególny. - Gra przeciwko André, tutaj w finale w Nowym Jorku, to jak sen - przyznał. Amerykanin, choć bardzo pragnął wygrać przed własną publicznością, nie był rozczarowany niepowodzeniem. Komplementował rywala. - Nie jest łatwo grać na wysokim poziomie, mając 35 lat. Miałem jednak dzięki temu okazję spotykać się na korcie z wieloma wspaniałymi zawodnikami przez ponad dekadę. Jednym z nich jest Roger - powiedział.
Wiele osób zastanawiało się, czy występ w US Open był jednym z ostatnich w karierze wspaniałego amerykańskiego tenisisty. On sam doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że "emerytura" się zbliża, ale dodaje, iż wciąż czuje radość z gry, że jest w stanie walczyć na najwyższym poziomie. Finał ostatniego w roku turnieju wielkoszlemowego jest tego najlepszym przykładem. Rację ma więc chyba Federer, który ma nadzieję na kolejne ekscytujące pojedynki z wielkim rywalem - André Agassim.
Piotr Skrobisz

"Nasz Dziennik" 2005-09-13

Autor: ab