Wygrywałyśmy wolą walki i sercem
Treść
Rozmowa z Agatą Mróz, mistrzynią Europy w siatkówce
Jaki smak ma podwójne złoto mistrzostw Europy?
- Doskonały. Już pierwszy medal był wielkim sukcesem, drugi cieszy jeszcze bardziej. Tak naprawdę niewiele osób w nas wierzyło, wiele za to sądziło, że dwa lata temu nam się wygrać po prostu udało, że to był sukces pierwszy i zarazem ostatni. Teraz udowodniłyśmy, na co nas stać, pokazałyśmy, że jesteśmy mocną drużyną, z którą musi się liczyć każdy.
Szczerze - spodziewała się Pani, że będzie aż tak dobrze, że przez turniej przejdziecie jak burza, wygrywając wszystko, co do wygrania było?
- Nie. I to nie dlatego, że wątpiłam w nasze umiejętności. Byłam pewna, że jesteśmy w stanie walczyć o najwyższe cele, ale nie jechałyśmy do Chorwacji w stuprocentowej dyspozycji. Praktycznie każda z nas miała jakieś problemy zdrowotne, musiała walczyć z kontuzjami. Dobrze się stało, że zmagania zaczęłyśmy od wygranej z mocnymi Azerkami, potem wszystko potoczyło się wspaniale.
Mistrzostwa niejako kończyły szalenie trudny i wyczerpujący dla Was okres. Po drodze był przecież finał Grand Prix, eliminacje do przyszłorocznego cyklu, do mistrzostw świata. Mogłyście narzekać na zmęczenie, wyczerpanie, a tymczasem w Chorwacji grałyście kapitalnie.
- To prawda, było ciężko. Niejedna osoba na naszym miejscu by się posypała, zwątpiła, tym bardziej że nie byłyśmy w świetnej dyspozycji fizycznej. Niektóre z nas miały zaległości treningowe, niezaleczone urazy. Ale potrafiłyśmy się pozbierać, być prawdziwą superdrużyną w każdym elemencie - na parkiecie i poza nim. Dałyśmy sobie radę psychicznie, kilka spotkań wygrałyśmy wolą walki i sercem.
Dużo kosztował ten sukces?
- Dużo. Ja miałam spore problemy zdrowotne przed wyjazdem na mistrzostwa. Przez pewien czas nie było nawet pewne, czy na nie w ogóle pojadę. Wspólnie z trenerem zdecydowaliśmy, że warto zaryzykować i się opłaciło. Ogromnie się cieszę, że mogłam na tej imprezie być, grać i zdobyć złoty medal.
Głównymi faworytkami mistrzostw nie byłyście. Więcej szans na sukces dawano reprezentacjom Rosji czy Włoch, a jednak potrafiłyście pokonać te drużyny. Co o tym zadecydowało?
- To prawda, iż obie te drużyny są niezwykle mocne, że stać je na wiele, mają ogromny potencjał. Ale dzięki temu nasz sukces nabiera jeszcze większego wymiaru. Wspaniale, że mogłyśmy z nimi zagrać w decydujących i najważniejszych meczach i pokazać, kto jest lepszy. A do tego w takim, a nie innym stylu.
Nie miałyście chwil zwątpienia w półfinałowej potyczce z Rosją, gdy rywalki najpierw obroniły się w niesamowitych okolicznościach, a potem przejęły inicjatywę? Wydawało się, że szala się przechyla.
- Nie, nie miałyśmy chwil zwątpienia. Nie mogłyśmy mieć. Wiedziałyśmy, że mimo kłopotów musimy iść na całość, i to bezwzględnie. Po tym meczu długo rozmawiałyśmy ze sobą, analizowałyśmy go i dochodziło do nas, że najdrobniejszy błąd mógł zadecydować o niepowodzeniu. Nie wyszłoby nam jedno przyjęcie i byłoby po wszystkim. Ale na parkiecie o tym nie myślałyśmy. Grałyśmy całym sercem, do ostatniej piłki, najlepiej, jak potrafimy.
Mecz z Rosją kosztował nas - a i trenerów, i kibiców także - bardzo dużo. Mogłyśmy go wygrać 3:0, przecież w trzecim secie prowadziłyśmy 24:21. Do tego momentu myślałam, że w takiej sytuacji nic złego nie może spotkać człowieka. A jednak się myliłam.
Dziś można rzec - paradoksalnie - iż stało się... dobrze. Mecz wspominamy, wspominać będziemy...
- Dobrze, że przed nim nikt nam nie powiedział, jak może wyglądać, bo nie wiem, czy wyszłybyśmy w ogóle z pokoi (śmiech). Ale, poważnie mówiąc, fajnie, że w tak ciężkich momentach byłyśmy wszystkie razem. To na pewno nam pomogło. Z kolei Rosjanki chyba drużyny nie stanowiły.
Co jest siłą naszej złotej drużyny? Co decyduje o jej fenomenie?
- Trudno mi powiedzieć. Po prostu cały czas jesteśmy ze sobą, jedna za drugą. Potrafimy grać całym zespołem, wspólnie się cieszyć, przeżywać trudne chwile. Dwa lata temu wielką bohaterką i indywidualnością mistrzostw była Gosia Glinka, teraz wszystkie grałyśmy na mniej więcej podobnym poziomie, każda dołożyła coś do tytułu. Byłyśmy bardzo zgraną ekipą i to było chyba widać.
A przy okazji z wielkim charakterem. Gdy przed meczem z Serbią złapała Pani kontuzję, powiedziała Pani, że jeśli zajdzie taka potrzeba, to zaciśnie zęby i wyjdzie na parkiet.
- Ależ nie było w tym nic nadzwyczajnego. Jestem pewna, że tak postąpiłaby każda z naszych zawodniczek. Każda dałaby z siebie wszystko.
Da się porównać oba mistrzowskie tytuły?
- Zarówno w Turcji, jak i w Chorwacji byłyśmy najlepsze. To najważniejsze podobieństwo, różnic jest wiele.
Który tytuł jest cenniejszy?
- Oba są cenne. Poprzedni miał dla mnie wielkie znaczenie także z tego powodu, że dopiero co wróciłam do sportu po długiej przerwie spowodowanej chorobą. Niemal od razu udało mi się trafić do złotej ekipy. A teraz udowodniłyśmy swą klasę, potwierdziłyśmy, że jesteśmy najlepsze w Europie.
Łatwiej było sięgnąć po pierwsze czy drugie złoto?
- Chyba po pierwsze. Nikt się go wówczas nie spodziewał. My same też nie wiedziałyśmy do końca, na co nas stać. Nie byłyśmy również tak obciążone psychicznie jak teraz, grałyśmy bardziej na luzie, spokojniej. Teraz presja była zdecydowanie większa, pojawił się sponsor, kibice mieli nadzieję na powtórkę.
Ma Pani jakiś sposób na radzenie sobie z presją i oczekiwaniami, które potrafią sparaliżować?
- Staram się wyłączyć, nie myśleć o tym, co będzie. Gdy wychodzę na parkiet, ważny jest dla mnie pierwszy set, potem drugi, trzeci. Koncentruję się przed nim, zastanawiam się, jak mam zagrać. Ważne jest pozytywne nastawienie. Po jednym meczu myślę o kolejnym, nigdy o tym, co nas może czekać w dalszej przyszłości. Każdy pojedynek jest bowiem ważniejszy od poprzedniego i następnego. Gdybyśmy myślały o medalu, o szansach, o tym, co może być, pewnie byśmy tak dużo nie osiągnęły. Stres i trema by nas zjadły.
Co dalej? Na co stać naszą złotą drużynę? Trener Andrzej Niemczyk marzy o medalu mistrzostw świata...
- A ja na razie się nad tym nie zastanawiam. Kiedy zaczniemy się przygotowywać do mistrzostw, będę myśleć, co możemy na nich osiągnąć. Wiem, że w sporcie różnie bywa, że niczego nie można być pewnym. Byle tylko każda z nas była zdrowa, wtedy jesteśmy w stanie walczyć o najwyższe cele.
Dziękuję za rozmowę.
Piotr Skrobisz
"Nasz Dziennik" 2005-09-30
Autor: ab