Wygrała dobra polska szkoła
Treść
O obronie mistrzowskiego pasa WBC opowiada Tomasz Adamek
Trudniej było tytuł mistrzowski zdobyć czy obronić?
- Każda walka jest bardzo ciężka, niezależnie od tego, o jaką stawkę się toczy i z jakim przeciwnikiem. Chcąc wygrać, człowiek musi być zawsze maksymalnie skupiony i skoncentrowany, inaczej może być źle. Owszem, w pojedynku z Ulrichem było mi o tyle łatwiej, że nie miałem problemów zdrowotnych, byłem w pełni przygotowany, co przekładało się na pewność siebie. Przez pięć rund walka była ostra, w szóstej wyszedł mi cios, który powalił rywala na ziemię. Cieszę się ogromnie ze zwycięstwa.
Przez pojedynkiem było sporo obaw i to tyczących się nie Pana dyspozycji, tylko faktu, że toczył się on w Niemczech - a w przeszłości zdarzały się tam werdykty pod gospodarzy.
- Ja do całej sprawy podchodziłem spokojnie. Wierzyłem w swoje umiejętności, w swoje zwycięstwo. Nie obchodziło mnie to, że walczę na obcym ringu, że Ulrich ma za sobą atut gospodarza. Czułem, że jak będę walczył dobrze, nic nieoczekiwanego się nie wydarzy. I to się sprawdziło.
Jakie były założenia taktyczne na starcie?
- Wspólnie z trenerem Andrzejem Gmitrukiem powróciliśmy do starej, dobrej polskiej szkoły boksu - czyli takiej, jaką lubię najbardziej - opartej na szybkich lewych prostych, dobrym poruszaniu się w ringu. Okazało się to kluczem do sukcesu, Niemiec z rundy na rundę słabł, nie był w stanie znaleźć recepty.
Wychodził Pan na ring bardzo spokojny. Także potem, już podczas samej walki odnosiło się wrażenie, że nic i nikt nie jest w stanie wytrącić Pana z równowagi, że sytuacja jest cały czas pod kontrolą.
- To prawda, byłem spokojny. Wielu to zaskoczyło, pytali mnie, skąd u mnie bierze się takie opanowanie, jak potrafię radzić sobie ze stresem. Ja odpowiadałem, że sposób jest prosty - modlę się, a Pan Bóg daje mi siłę. Dzięki Niemu czuję się rozluźniony, bezpieczny, spokojny, a jednocześnie pełen wiary w to, że wszystko skończy się dobrze. Pewnie jakieś emocje przed walką odczuwałem, bo przecież takie chwile są wyjątkowe, ale nie miałem tremy, nerwowych odruchów.
Zawsze powtarzam, że człowiek może dojść do czegoś tylko wtedy, gdy mocno wierzy. Gdy brakuje wiary, nie sposób przekroczyć pewnych barier, dać z siebie coś ponad. Wiara jest tajemnicą i źródłem sukcesów.
Ulrich czymś Pana zaskoczył?
- Nie. Wiedziałem jak walczy, czego mogę się po nim spodziewać. To się potwierdziło, podobnie jak fakt, że jest naprawdę dobrym bokserem. Jego dotychczasowe sukcesy nie wzięły się z niczego, przed starciem ze mną przegrał tylko jeden pojedynek, i to dość przypadkowo. W sobotę mocno się starał, szedł do przodu, atakował, był aktywny, ale ja okazem się lepszy. Udowodniłem, że zasługuję na tytuł, że mistrz jest w stanie wygrywać wszędzie, także na ringu pretendenta. Bardzo mi na tym zależało.
Kiedy poczuł Pan, że może posłać rywala na deski?
- W boksie nigdy nie wiadomo przed czasem, kiedy i czy w ogóle się wygra. To sport nieprzewidywalny, trudno założyć, że w danym momencie wyprowadzi się cios i będzie po wszystkim. Ja jednego byłem jednak pewny - że mam czym uderzyć i jeśli trafię przeciwnika czysto, będzie dobrze. Walczyliśmy w dość specyficznych rękawicach, małych, przy tym twardych.
Z rundy na rundę czułem, że Ulrich słabnie, że nie dorównuje mi szybkością, dynamiką. Gdybym go nie posłał na deski w szóstym starciu, być może stałoby się to w następnym. Najważniejsze, że nikomu nic się nie stało, że obaj skończyliśmy pojedynek zdrowi, bez urazów. Dziękuję za to Bogu. W ringu walczyliśmy, to nasz zawód, ale poza nim jesteśmy przecież kolegami.
Walka z Ulrichem była zupełnie inna niż z Paulem Briggsem. Przy tym taka, jaką Pan lubi, ładna dla oka, pełna technicznych akcji, widowiskowa.
- Poprzednio miałem jednak spore problemy ze zdrowiem, złamałem nos, przez co nie mogłem się w pełni przygotować, wychodziłem na ring bez sparingów. Teraz było inaczej, przede wszystkim czułem się dobrze. Na pewno zostanę też przy polskiej szkole, szybkim lewym prostym, który jest mocną bronią. I oczywiście przy boksie czystym.
Co dalej? Kiedy możemy spodziewać się konkretów odnośnie do następnej walki?
- Niedługo do Polski przyjedzie Don King, mój promotor, zobaczymy, co przywiezie. Nie ukrywam, że czekam na nowe wyzwania. Marzę o pojedynku z Royem Jonesem bądź Antonio Tarverem, największymi, najbardziej znanymi i medialnymi bokserami świata. Na razie jednak niczego konkretnego powiedzieć nie mogę poza tym, że walka będzie miała miejsce najprawdopodobniej w lutym bądź na początku marca.
Dziękuję za rozmowę.
Piotr Skrobisz
"Nasz Dziennik" 2005-10-19
Autor: ab